Dwór, Kościół, obyczaj, pradawne zakazy oraz pospolite doświadczenie przestrzegające przed rozkładem i zarazą pospołu przyczyniały się do umocnienia tabu, i strach wręcz myśleć o środkach, do jakich musieli się uciekać pierwsi anatomowie, by móc prowadzić swe studia.
Przecież, gdy raz zwyciężyła ciekawość tego, co jeszcze kryje nasza „wewnętrzna ciemność” prócz kości, które porachować wszak najłatwiej – odkryciom nie było końca. By zdać sobie sprawę z radości poznania przepełniającej medyków, nie trzeba zresztą studiować historii medycyny – dość sięgnąć po indeks byle atlasu: przewód Wirsunga, błona Reissnera, włókna Sharpeya, trąbka Eustachiusza, prążki Gennariego, wiązki Malpighiego.. Zacni badacze nazywali kolejne twory nazwiskami swoich mistrzów lub własnymi równie ochoczo, co jakiś czas później zatoki nowych mórz, komety lub kratery Księżyca, najwyraźniej przeczuwając, że i tu, i tam w grę wchodzi odkrywanie jakiegoś kosmosu.
Przecież – wszystko to było tylko opisywanie kolejnych, zręcznie wypreparowanych i wydobytych z głębi ciała tworów.
Wyliczane w traktatach nerka, oczodół i drobne, grzechotliwe kości nadgarstka – wszystko to ładnie, lecz z konieczności przypomina spisywanie protokołu inwentaryzacyjnego Stworzenia. Coraz więcej znano już elementów, lecz co wprawia je w ruch? Trzeba było angielskiego szlachcica, żeby zajął się tym, co jego współcześni określali mianem „anatomia animata” – opisywania funkcji i działania ludzkiego ciała.
Sir William Harvey nie zadowolił się przy tym badaniem czynności poszczególnych mięśni czy organów, które zaczynali już studiować na kilku katedrach co odważniejsi fizjolodzy. Sięgnął in medias res i zajął się płynem, który od starożytnych czasów uważano za „nośnik życia”, lecz także temperamentu, charakteru i dziedziczenia, dowód związków rodzinnych i świadectwo dobrego urodzenia. „Krew to wielce osobliwa ciecz”, mówi Mefistofeles w „Fauście”, i trudno do końca odmówić mu racji. Niemało psów padło ofiarą harveyowskich eksperymentów (dopiero Iwan Pawłow zadbał o wystawienie pomnika wszystkim czworonożnym męczennikom nauki, lecz zasługi psiego rodu dla medycyny zaczęły się właśnie w czasach Harveya), a Karol I Stuart, nomen omen określany przez oczytanych w Biblii purytanów mianem „męża krwi”, czytaj – zapalczywego gwałtownika, nieraz służył protekcją swemu nadwornemu lekarzowi.