Puls nowych czasów

Niełatwe było przełamanie zakazu otwierania ciała ostrzem w innych okolicznościach niż na polu bitwy.

Publikacja: 07.05.2008 14:50

Puls nowych czasów

Foto: EAST NEWS

Dwór, Kościół, obyczaj, pradawne zakazy oraz pospolite doświadczenie przestrzegające przed rozkładem i zarazą pospołu przyczyniały się do umocnienia tabu, i strach wręcz myśleć o środkach, do jakich musieli się uciekać pierwsi anatomowie, by móc prowadzić swe studia.

Przecież, gdy raz zwyciężyła ciekawość tego, co jeszcze kryje nasza „wewnętrzna ciemność” prócz kości, które porachować wszak najłatwiej – odkryciom nie było końca. By zdać sobie sprawę z radości poznania przepełniającej medyków, nie trzeba zresztą studiować historii medycyny – dość sięgnąć po indeks byle atlasu: przewód Wirsunga, błona Reissnera, włókna Sharpeya, trąbka Eustachiusza, prążki Gennariego, wiązki Malpighiego.. Zacni badacze nazywali kolejne twory nazwiskami swoich mistrzów lub własnymi równie ochoczo, co jakiś czas później zatoki nowych mórz, komety lub kratery Księżyca, najwyraźniej przeczuwając, że i tu, i tam w grę wchodzi odkrywanie jakiegoś kosmosu.

Przecież – wszystko to było tylko opisywanie kolejnych, zręcznie wypreparowanych i wydobytych z głębi ciała tworów.

Wyliczane w traktatach nerka, oczodół i drobne, grzechotliwe kości nadgarstka – wszystko to ładnie, lecz z konieczności przypomina spisywanie protokołu inwentaryzacyjnego Stworzenia. Coraz więcej znano już elementów, lecz co wprawia je w ruch? Trzeba było angielskiego szlachcica, żeby zajął się tym, co jego współcześni określali mianem „anatomia animata” – opisywania funkcji i działania ludzkiego ciała.

Sir William Harvey nie zadowolił się przy tym badaniem czynności poszczególnych mięśni czy organów, które zaczynali już studiować na kilku katedrach co odważniejsi fizjolodzy. Sięgnął in medias res i zajął się płynem, który od starożytnych czasów uważano za „nośnik życia”, lecz także temperamentu, charakteru i dziedziczenia, dowód związków rodzinnych i świadectwo dobrego urodzenia. „Krew to wielce osobliwa ciecz”, mówi Mefistofeles w „Fauście”, i trudno do końca odmówić mu racji. Niemało psów padło ofiarą harveyowskich eksperymentów (dopiero Iwan Pawłow zadbał o wystawienie pomnika wszystkim czworonożnym męczennikom nauki, lecz zasługi psiego rodu dla medycyny zaczęły się właśnie w czasach Harveya), a Karol I Stuart, nomen omen określany przez oczytanych w Biblii purytanów mianem „męża krwi”, czytaj – zapalczywego gwałtownika, nieraz służył protekcją swemu nadwornemu lekarzowi.

Obu dżentelmenów łączyły zresztą serdeczne więzi – bardzo ujmuje mnie fakt, że gdy na dobre rozgorzała już wojna między Królem a Parlamentem, w ogniu bitwy pod Edgehill Harvey’owi przypadło opiekować się dwoma królewskimi synami i, by odwrócić uwagę chłopców od okropności wokół, przez kilka godzin czytał im na głos pod ogniem muszkietów zajmującą książkę – choć przecież jako Anatom musiał dostrzegać w zasięgu wzroku wiele nadzwyczaj interesujących Scen i Preparacji… Kiedy zaś w roku 1649 mściwy Cromwell zdołał wreszcie postawić Karola I na szafocie, nadworny lekarz, jak podaje stroniąca zwykle od emocji Britannica, „choć nie przejmował się zbytnio polityką, nigdy nie przestał był opłakiwać króla i do końca życia pozostał złamanym, nieszczęśliwym człowiekiem”.

Wielka przygoda badawcza, która zaczęła się wraz z Harrveyem, daleka jest od zakończenia: kardiolodzy i hematolodzy dalej głowią się nad narodzinami i wędrówką wielce osobliwej cieczy, a wszelkiego autoramentu zapalczywi gwałtownicy przelewają ją na polach bitew i w pospolitym rabunku, choć przecież już Pan Cogito zauważył, że odkrycie, iż w ciele każdego człowieka / skazańca i kata / płynie zaledwie / cztery pięć litrów / tego co nazywano / duszą ciała (…) powinno przynajmniej skłonić / do rozsądnej oszczędności / nie wolno jak dawniej / rozrzutnie szafować / na polach wojen / na placach kaźni.To wszystko jednak, czego nie byłoby bez traktatu „Exercitatio Anatomica de Motu Cordis” – transfuzje i kulomioty, krwiodawstwo i antyseptyka, szwajcarski Czerwony Krzyż i handel organami skazańców, który tak zgrabnie pomaga zaokrąglić budżet Chin Ludowych – przyjdzie dopiero później.

Na razie jest początek siedemnastego wieku i sir William Harvey wędruje w pojedynkę przez ciemny labirynt żył, tętnic i przedsionków, odważniejszy niż Tezeusz.

Wojciech Stanisławski, historyk, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, redaktor cyklu „Wielkie odkrycia ludzkości”

Dwór, Kościół, obyczaj, pradawne zakazy oraz pospolite doświadczenie przestrzegające przed rozkładem i zarazą pospołu przyczyniały się do umocnienia tabu, i strach wręcz myśleć o środkach, do jakich musieli się uciekać pierwsi anatomowie, by móc prowadzić swe studia.

Przecież, gdy raz zwyciężyła ciekawość tego, co jeszcze kryje nasza „wewnętrzna ciemność” prócz kości, które porachować wszak najłatwiej – odkryciom nie było końca. By zdać sobie sprawę z radości poznania przepełniającej medyków, nie trzeba zresztą studiować historii medycyny – dość sięgnąć po indeks byle atlasu: przewód Wirsunga, błona Reissnera, włókna Sharpeya, trąbka Eustachiusza, prążki Gennariego, wiązki Malpighiego.. Zacni badacze nazywali kolejne twory nazwiskami swoich mistrzów lub własnymi równie ochoczo, co jakiś czas później zatoki nowych mórz, komety lub kratery Księżyca, najwyraźniej przeczuwając, że i tu, i tam w grę wchodzi odkrywanie jakiegoś kosmosu.

Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska