Piszą swe książki przy kominku, ja zaś podróżuję od lat trzydziestu: jestem świadkiem niesprawiedliwości i szelmostwa panującego wśród tych ludów, malowanych jako poczciwe, gdyż żyją tak blisko natury (...).

Z żyjącym pośród natury tubylcem nie sposób budować społeczeństwa, gdyż jest barbarzyńcą, złośliwcem i oszustem (...). Zapraszałem na pokład fregaty najważniejsze osobistości, obsypywałem je prezentami, a ci, tak przeze mnie wyróżnieni ludzie, nie pogardzili nigdy kradzieżą gwoździa czy starych majtek (...). Przyznać muszę wreszcie, że nie da się stworzyć społeczeństwa bez pewnych cnót. Trzeba jednak wyznać, że nie udało mi się ich zaobserwować: są ciągle skłóceni, obojętni wobec dzieci, prawdziwi tyrani dla żon skazanych nieustająco na najgorsze prace; nie znalazłem w tym ludzie niczego, co pozwoliłoby nieco rozjaśnić ten obraz”.