Ruda i złom

Wojciech Stanisławski, historyk, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, redaktor cyklu „Wielkie odkrycia ludzkości”

Publikacja: 20.05.2008 14:03

Ruda i złom

Foto: bridgeman art library

Pewnego dnia, we Francji, zwiedzała fabrykę żelazną. Zjeżdżając z góry, w okolicy pełnej lasów i łąk, pod szafirowym niebem zobaczyła otchłań wypełnioną obłokami czarnych dymów i białych par i usłyszała głuchy łoskot, zgrzyt i sapanie machin. Potem widziała piece, jak wieże średniowiecznych zamków, dyszące płomieniami – potężne koła, które obracały się z szybkością błyskawic – wielkie rusztowania, które same toczyły się po szynach – strumienie rozpalonego do białości żelaza i półnagich robotników, jak spiżowe posągi, o ponurych wejrzeniach. Ponad tym wszystkim – krwawa łuna, warczenie kół, jęki miechów, grzmot młotów i niecierpliwe oddechy kotłów, a pod stopami dreszcz wylęknionej ziemi”.

Tak, miała powody do niepokoju panna Izabela Łęcka, której „przyszły na myśl legendy o zbuntowanych olbrzymach, o końcu tego pięknego świata, w którym przebywała, i pierwszy raz w życiu ją, boginię, przed którą gięli się marszałkowie i senatorzy, zdjęła trwoga”. Wiek dziewiętnasty zachwycił się był wprawdzie żelazem i stalą, widząc, jak szyny, szydła i lufy armatnie jednoznacznie wskazują drogę do pomyślności, ale i rychło zaczęły go trapić nieznane dotąd lęki przed ludźmi o ponurych wejrzeniach.

I nie bez powodu, dodajmy, i nie bez powodu. Wiadomo, Wiek Żelaza jest ostatnią w Hezjodowej wyliczance epok, i bynajmniej nie najbardziej malowniczą, a płatnerze, hutnicy i kowale z trudnością tylko znajdują sobie miejsce w sielankach. Mało kto miał w tej kwestii tyle intuicji co Auden, piszący o „wąskoustym płatnerzu Hefajstosie” kującym tarczę dla Achillesa, syna „Tetydy o piersiach ze światła”:

Zajrzała mu przez ramię, Oczekując atletów i gonitw,

Mężczyzn i kobiet o smukłych Ciałach, muzyką wprawionych

W płynny, ciepły wir tańca; Lecz on wykuł na tarczy jasnej

Nie posadzkę taneczną – pole Zarosłe chwastem.

Zła reputacja Hefajstosa to przecież nie przypadek, nie kaprys Greków. Mircea Eliade – by sięgnąć po trzeci i ostatni cytat – tłumaczy, a mało kto wiedział o wyobraźni religijnej tyle co on, że ponieważ metale „rosną” w łonie Ziemi, kontakt z nimi otwarł w dziejach ludzkości nowy rozdział sakralności tellurycznej, a wytwórca, który kieruje rudy do pieca, „przejmuje rolę Matki Ziemi, by przyspieszyć i udoskonalić »wzrost« rudy. (…) Metalurg, tak jak kowal, a przed nim garncarz, jest »panem ognia« – pisze Eliade. – Ogień pozwala zmienić jeden stan materii w inny, metalurg zaś jeszcze przyspiesza »wzrost« rud, sprawia, że dojrzewają w cudownie krótkim czasie. Wytapianie okazuje się sposobem zrobienia czegoś szybciej niż natura, ale także zrobienia czegoś innego niż to, co istnieje w przyrodzie. Dlatego właśnie w społeczeństwach archaicznych wytapiacze i kowale byli uznawani, obok szamanów, uzdrawiaczy i czarowników, za »panów ognia«. Ambiwalentny charakter metalu, obdarzonego mocami świętymi, a zarazem »demonicznymi«, także przeniesiony jest na metalurgów i kowali, wielce poważanych, ale jednocześnie wzbudzających strach, izolowanych, a nawet pogardzanych”. Nie wiedział raczej o tym wszystkim Darby, przeczuwał to zapewne Prus.

Szkic Michała Kopczyńskiego nie traktuje jednak o przemianach kulturowych ani – choć w żadnym z dotychczasowych zeszytów nie pojawiało się tyle terminów technicznych – o szczegółach jednego z wielu wynalazków i nowej technologii redukcji tlenków żelaza. Ukazuje nam natomiast, jak nieoczekiwanie splatają się i wpływają na kształt cywilizacji oszczędność, zaradność, wynalazczość i chęć zysku, jak śnieżne zimy i przetrzebione lasy dalekiej Litwy („Pomniki nasze! Ileż co rok was pożera / Kupiecka lub rządowa, moskiewska siekiera!”… – o, przepraszam. Miało już nie być cytatów) każą poszukać nowych rozwiązań i surowców pod niskim niebem Anglii.

Stało się tak w roku 1709 i na nieporównanie większą skalę dzieje się dzisiaj, kiedy krzywe wydobycia manganu, ropy i gazu (tym bardziej zaś – ich kursów na giełdach) piętrzą się jak fale tsunami, wysoko wynosząc surfujących na nich tyranów i watażków. Co technologia, to nowy dylemat: czy biopaliwa, które miały uwolnić nas od dyktatu paliwowego, przyniosą kolejną falę nędzy Afryce? Co poczną ze sobą „ludzie o ponurych wejrzeniach” z platform wiertniczych, jeśli uda nam się uwolnić od tego dyktatu? Doprawdy, chciałoby się czasem po prostu siąść pod mostem – choćby tym pierwszym w dziejach, żelaznym, nad rzeką Severn – i niespiesznie łowić np. jazgarze. Na żelazny, dodajmy, haczyk.

Pewnego dnia, we Francji, zwiedzała fabrykę żelazną. Zjeżdżając z góry, w okolicy pełnej lasów i łąk, pod szafirowym niebem zobaczyła otchłań wypełnioną obłokami czarnych dymów i białych par i usłyszała głuchy łoskot, zgrzyt i sapanie machin. Potem widziała piece, jak wieże średniowiecznych zamków, dyszące płomieniami – potężne koła, które obracały się z szybkością błyskawic – wielkie rusztowania, które same toczyły się po szynach – strumienie rozpalonego do białości żelaza i półnagich robotników, jak spiżowe posągi, o ponurych wejrzeniach. Ponad tym wszystkim – krwawa łuna, warczenie kół, jęki miechów, grzmot młotów i niecierpliwe oddechy kotłów, a pod stopami dreszcz wylęknionej ziemi”.

Pozostało 82% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką