Mógł też pomyśleć o ostatecznym rozwiązaniu problemu Bizancjum, czyli o zdobyciu Konstantynopola. Europę przed katastrofą ocaliły wydarzenia rozgrywające się w Azji. Zwycięzca spod Nikopolis musiał tu walczyć z godnym siebie przeciwnikiem – mongolskim wodzem Timurem (Tamerlanem). W decydującej bitwie pod Ankarą 28 lipca 1402 roku Timur rozbił wojska Osmanów, a sułtan dostał się do niewoli, w której zmarł. Imperium Osmanów pogrążyło się w kryzysie, którego przezwyciężenie zajęło Turkom kilkadziesiąt lat.

Król węgierski ze swoją świtą Dunajem, a następnie drogą morską przez Morze Czarne dotarł w końcu do Konstantynopola. Stojący pod miastem sułtan zgotował mu szydercze powitanie – kazał spędzić na brzeg jeńców wziętych do niewoli pod murami Nikopolis. Statek króla przepływał przez cieśniny wśród ich jęków i zawodzenia. Zygmunt Luksemburski w pełni zasłużył na ten upokarzający spektakl, swoisty antytriumf. Patrząc z perspektywy czasu, trudno znaleźć – i to nie tylko w dziejach średniowiecznej wojskowości – kampanię wojenną prowadzoną tak partacko. Dowódcy krucjaty popełnili chyba wszystkie możliwe błędy i zaniechania. Trudno nie przyznać racji polskiemu kronikarzowi Janowi Długoszowi, który porównał krzyżowców Anno Domini 1396 do błąkającego się stada owiec.