Dla 13 tys. legionistów to dramatyczny koniec rachub na Bonapartego i marzeń o pochodzie do kraju, podkreślony dymisjami Kniaziewicza i oficerów oraz dezercją żołnierzy. Część oficerów popłynie na San Domingo, część podejmie służbę we Włoszech (w tym pułk jazdy), reszta, tak jak nasz rotmistrz, opuści w 1802 r. resztki Legionów.

Zrażony do atmosfery legionowej, pozbawiony szans awansu Berek poprosił o dymisję „z powodu wynikłych kłótni i niespokojnosci”. Protekcja generała (przyszłego marszałka) Mortiera pozwoliła mu jednak odnaleźć się w zajętym przez Francuzów (1803 r.), a należącym do panującej w Anglii dynastii, elektoracie hanowerskim. Został rotmistrzem pułku strzelców konnych (szaserów), włączonego do tworzonego z cudzoziemców na francuskim żołdzie legionu hanowerskiego. Otrzymał też tak ważną dlań Legię Honorową.

Gdy następnej jesieni przerzucony na ziemie włoskie legion począł podupadać, Joselewicz odnalazł Dąbrowskiego służącego ostatnie dni Królestwu Włoch i wezwanego już do Poznania przez zwycięskiego pod Jeną Napoleona, którego poprosił o pomoc w przejściu do Wielkiej Armii gromiącej Prusaków. Jej wkroczenie na ziemie rozbioru pruskiego i wieści o organizacji narodowego wojska pchnęły Berka do porzucenia służby i powrotu pod polską komendę.