Zagrożenie dla interesów Arkwrighta stanowiła konkurencja za wszelką cenę dążąca do przełamania jego monopolu. Niektórzy rywale korzystali z mułów Cromptona, inni wprowadzali kosmetyczne zmiany w konstrukcji maszyn i występowali o patent. Najbardziej bezczelni po prostu kopiowali urządzenia. Jeśli byli nieco bardziej bojaźliwi, lokowali fabryki w Szkocji, sądząc, że unikną wzroku wynalazcy. Choć popyt na przędzę rósł szybciej niż możliwości jej produkcji, Arkwright nie zamierzał tolerować nieuczciwych rywali.
W 1781 roku podał do sądu trzech przedsiębiorców nielegalnie używających jego zgrzeblarek. Wszystkich chcących iść w ich ślady ostrzegał na łamach prasy przed konsekwencjami. Dopiero w sądzie wynalazca zdał sobie sprawę, że walczy nie z pojedynczymi osobami, lecz z ogółem fabrykantów. 17 lipca odbył się proces przeciw pułkownikowi Charlesowi Mordauntowi wykorzystującemu nielegalnie maszyny Arkwrighta. Pozwany zastosował prostą, lecz skuteczną taktykę. Powołując się na brzmienie patentu, twierdził, że użyte w nim sformułowania są tak niejasne, iż skopiowanie maszyn na jego podstawie jest niemożliwe. Po sześciogodzinnej sesji lord Mansfield ogłosił wyrok przysięgłych. Patent Arkwrighta na zgrzeblarki uchylono. Manchester odetchnął z ulgą. Petycja do parlamentu nie przyniosła rezultatu. „Fortuna zgromadzona przez pana Arkwrighta jest dostatecznym wynagrodzeniem jego pomysłowości”, głosiły kontrpetycje i argument ten dotarł do posłów.
Nie był to koniec sądowych batalii.
W 1783 roku Arkwright zaatakował ponownie, tym razem za cel biorąc przedsiębiorców nielegalnie używających przędzarek. Dokumenty patentowe tym razem nie budziły zastrzeżeń.
Po dziesięciu godzinach obrad sąd uznał rację Arkwrighta, przyznając mu odszkodowanie w wysokości... 1 szylinga (tyle właśnie żądał, choć proces kosztował go tysiąc funtów). Gdyby wyrok miał się utrzymać, wszyscy użytkownicy ramy wodnej staliby się licencjobiorcami i płacili wynalazcy fortunę. Stawka więc była większa niż życie.