Rosja poczuła wreszcie zew oceanów, który później wybitnie na nią podziała. Nie zawsze z dobrym skutkiem, o czym świadczy choćby spektakularne lanie pod Cuszimą.
Wszelako trzeba sprawiedliwie podkreślić, że Rosjanom od dawna nieobcy był trud marynarski, bo przecież – jak zresztą wszyscy – próbowali żeglugi śródlądowej. I znów z różnym powodzeniem, że przypomnimy dumną wyprawę posłów wielkiego księcia Moskwy do perskiego szacha, którą uskuteczniono ściśle rosyjską rzeką Wołgą. Piękne to przedsięwzięcie opisał ongi na łamach znakomitego miesięcznika „Mówią wieki” wybitny rosyjski historyk, prof. Jurij Eskin, uczony z rzadką maestrią władający piórem.
Był początek XVII stulecia: na wielkoksiążęce jednostki ładowano podarki dla szacha. Rzecz to zrozumiała i przyjęta między monarchami, aby obdarzać się wszystkim, co najcenniejsze mają do dyspozycji ich władztwa. Ładowano więc na rosyjskie jednostki frukty, miody, pierogi i gigantyczną liczbę skór sobolich, w które zawsze obfitowała matuszka Rossija. Wszystko galanto ochędożyli, przymocowali, rzucono cumy i płyń Wołgo, rzeko!
Wszelako wnikliwemu oku profesora, który skrupulatnie przebadał inwentarz tej sławnej legacji, nie uszedł fakt, ze pośród podarków dla szacha znajdowała się też dość monstrualna liczba „wiader wina”. No, rzecz ciekawa, albowiem szach był muzułmaninem i jego wiara z pewnością zabraniała mu picia wina, zwłaszcza wiadrami. Jednakże na wyrafinowanie kulturalnym i chyba niezbyt restrykcyjnym obyczajowo dworze perskim pewnie monarcha raz i drugi mógł przymknąć oko, gdy któryś z jego dworzan wychylił sobie kieliszek wina. A dworzan miał doprawdy wielu. Tyle że profesor poucza nas, że „wiadro”w ówczesnym język rosyjskim oznaczało naczynie o objętości ok. 12,3 litra, zaś wino, no, to po porostu była wódka. Mówiąc krótko – zacni posłowie wieźli rzeką do szacha morze wódy! To już coś.
Ale nie dość na tym, gdyż posłowie wieźli szachowi inny jeszcze prezent, niezbicie świadczący o daleko już posuniętej technologicznej innowacyjności ludów słowiańskich. Była to misterna maszyneria, o wielu przemyślnie poprowadzonych rurkach, zwieńczona zgrabnym kuraskiem. Nie może być wątpliwości, bo – jak twierdzi profesor – każde słowiańskie oko natychmiast rozpozna w tym urządzeniu machinę do pędzenia bimbru.