Prezentowane tutaj stanowią tylko wierzchołek góry lodowej, która skrywa niewyobrażalne, nieznane dramaty. Dzieci były nie tylko ofiarami – bywały też bohaterami – jak niespełna 15-letnia Michalinka, która w czasie napadu na dom rodzinny kierowała obroną i ratowała przerażonych rodziców, krewnych i rodzeństwo. Dotąd zbierała wrzucane do środka granaty i wyrzucała na zewnątrz, aż jeden z nich eksplodował odrywając jej ramię i kalecząc twarz. Dzieci przeżywały potworny wstrząs, patrząc na okrutną śmierć rodziców i rodzeństwa. Potem, częstokroć ranne, ruszały na tułaczkę. Niektóre cudem uratowane kilkuletnie maluchy docierały do większych miejscowości. Dzieci były często trwale okaleczone i zeszpecone, traciły mowę na skutek urazu psychicznego, dostawały trwałego rozstroju nerwowego; zostawały więc na całe życie kalekami fizycznymi i psychicznymi. Wiele dzieci umierało przedwcześnie, po 2 – 3 latach, na skutek szoku, choroby sierocej, gwałtownego spadku odporności organizmu, na gruźlicę – pomimo wysiłków ich nowych opiekunów.

Sieroty umieszczano najczęściej w ochronkach i sierocińcach, najpierw na terenach wschodnich, a potem w Polsce centralnej (np. w Pieskowej Skale pod Krakowem). Część trafiła do rodzin, niekiedy także ukraińskich. Ich dzieje bywały różne. Czasem wykorzystywano je i poniżano. Najlepszy był los tych, które przygarnęła dalsza, ale własna rodzina.

Po wojnie osierocone dzieci nie doczekały się należytej opieki ze strony państwa. Zmagając się ze swą tragiczną przeszłością, często i kalectwem, zdane były często na siebie. Z reguły nie uzyskiwały odpowiedniego wykształcenia, musiały zmagać się z niedostatkiem i niską pozycją społeczną. Nikt nie pomyślał o pomocy, rentach ani innych formach zadośćuczynienia. Zbyt łatwo zapomniano o nich i o ich cierpieniu.Przynajmniej w tej jednej rocznicowej chwili zapłaczmy nad niezawinionym nieszczęściem dzieci Kresów, chociaż raz przeżyjmy wraz z nimi żałobę.