Rzeź w Cajamarce

Zbliżał się zmierzch. Atahualpa maszerował do Cajamarki. Nie przedsięwziął żadnych środków ostrożności. Liczył, że widok tysięcy Indian zdeprymuje intruzów. Nie bał się Hiszpanów, wiedział, że są śmiertelni, a ich rumaki po rozsiodłaniu na noc nie stanowią zagrożenia.

Publikacja: 17.07.2008 21:37

Rzeź w Cajamarce

Foto: bridgeman art library

Prawie nieuzbrojona kolumna pewnie wkroczyła na główny plac miasta. Ale nikt nie wyszedł na powitanie zdumionego Atahualpy. Jego otoczenie, myśląc, że Hiszpanie uciekli, zaczęło szydzić z ich tchórzostwa. Wówczas do monarszego orszaku podszedł wysłany przez Pizarra ojciec Vicente Valverde. Duchowny, wyjaśniwszy pokrótce zasady wiary chrześcijańskiej, wezwał Atahualpę do przyjęcia zwierz- chnictwa Hiszpanii. Oburzony Inka odparł, że nie widzi powodów, by przyjmować wiarę w ukrzyżowanego boga ani zostawać lennikiem zamorskiego monarchy, i zapytał, jakim prawem Valverde śmie mu stawiać takie warunki.

Wówczas duchowny wskazał na trzymaną w ręku Biblię. Inka słyszał wcześniej o „mówiących chustach” (książkach) przybyszów i chciał się przekonać, czy tak jest. Przekartkował świętą księgę, a gdy nie przemówiła, rzucił ją ze wzgardą na ziemię. Pokazał otoczeniu, że hiszpańskie bóstwo jest fałszywe, nie ma mocy. Zaraz potem zapowiedział rozliczenie Hiszpanów ze złych uczynków.

Zakonnik podniósł księgę i wrócił do swoich. „Czy nie widzicie – krzyczał do współziomków – że podczas gdy my stoimy i tracimy czas na rozmowy z tym pełnym pychy psem, okoliczne pola zapełniają się Indianami? Ruszajcie natychmiast! Rozgrzeszam was!”.

To był decydujący moment. Załopotała biała szarfa. Zagrzmiał armatni wystrzał. Na te sygnały Hiszpanie wybiegli z kryjówek, błyskawicznie ustawili się w szyku i z okrzykiem „Santiago!” natarli na nieprzyjaciela. Indianie byli kompletnie zdezorientowani. Odgłosy wystrzałów odbijały się złowrogo od murów, a widok konnicy wywołał panikę, gdyż wielu tubylców pierwszy raz widziało ludzi na koniach. Co więcej, te – jak im się wydawało – półboskie i półdiaboliczne, półzwierzęce i półludzkie zarazem postacie wydawały budzące trwogę dźwięki. To brzęczały przywiązane do uzd dzwoneczki. Rumaki tratowały wszystko przed sobą, a odziani w stal jeźdźcy rozdzielali ciosy na lewo i prawo. Pancerze złowrogo połyskiwały w promieniach zachodzącego słońca. Ostre miecze morderczo cięły, a piki zagłębiały się w ciała nieuzbrojonych Indian.

Jedyną nadzieją na uratowanie życia była ucieczka z otoczonego murami placu. Wśród okrzyków i lamentów wzajemnie się tratowano. Wreszcie pod naporem ludzkiego mrowia runął mur, który z jednej strony otaczał feralny plac. Przez wyłom tłum Indian usiłował się wyrwać z matni. Za uciekającymi ruszyła hiszpańska konnica, siekąc bez litości. To była masakra.

Dramatyczne sceny rozgrywały się także wokół lektyki inkaskiego władcy. To on przecież był głównym celem ataku. Ogarnięci żądzą mordowania Hiszpanie śmiało kroczyli do przodu, tnąc i dźgając przerażonych Indian, którzy setkami padali pod ciosami żniwiarzy śmierci. Daremne były próby ściągania napastników z siodeł. Na nic się zdało poświęcenie członków monarszej świty, którzy zastępowali zabitych, by po chwili paść od ciosu hiszpańskiego miecza. Wreszcie lektyka runęła, król padł na ziemię, a Hiszpanie rzucili się na niego. Widząc to, Pizarro krzyknął: „Niechaj nikt, komu życie miłe, nie waży się uderzyć Inki!”, i własną ręką osłonił go przed ciosem podkomendnego.

Atahualpa został pochwycony, a informacja o jego losie błyskawicznie rozniosła się po placu. Ustał wszelki opór, a zapadające ciemności zakończyły niespełna dwugodzinne starcie, w którym grupa zdeterminowanych awanturników pokonała siły imperium. W zasadzie nie była to bitwa, lecz rzeź. W powietrzu unosił się odór krwi, a na pobojowisku leżało od 2 do 4 tys. zmasakrowanych Indian. Spośród Hiszpanów nikt nie zginął, lekką ranę otrzymał jedynie Pizarro.

Prawie nieuzbrojona kolumna pewnie wkroczyła na główny plac miasta. Ale nikt nie wyszedł na powitanie zdumionego Atahualpy. Jego otoczenie, myśląc, że Hiszpanie uciekli, zaczęło szydzić z ich tchórzostwa. Wówczas do monarszego orszaku podszedł wysłany przez Pizarra ojciec Vicente Valverde. Duchowny, wyjaśniwszy pokrótce zasady wiary chrześcijańskiej, wezwał Atahualpę do przyjęcia zwierz- chnictwa Hiszpanii. Oburzony Inka odparł, że nie widzi powodów, by przyjmować wiarę w ukrzyżowanego boga ani zostawać lennikiem zamorskiego monarchy, i zapytał, jakim prawem Valverde śmie mu stawiać takie warunki.

Pozostało 85% artykułu
Historia
Zabójca ze STASI skazany. Zastrzelił Kukuczkę
Historia
Historia analizy języka naturalnego, część II
Historia
Czy Niemcy oddadzą traktat pokojowy z Krzyżakami
Historia
80 lat temu przez Dulag 121 przeszła ludność Warszawy
Historia
Gdy macierzyństwo staje się obowiązkiem... Kobiety w III Rzeszy