Do nieodległego obozu Atahualpy udali się konno Hernando de Soto i Hernando Pizarro, którzy oznajmili mu, że przybywają w imieniu potężnego monarchy i niosą wiarę chrystusową. Zaprosili Inkę na spotkanie w Cajamarce. Atahualpa obiecał swe przybycie po odbyciu rytualnych postów.
Hiszpanie popisali się jeszcze jeździeckimi umiejętnościami i powrócili do miasta. Przywieźli wieści o bogactwie królewskiego dworu i liczącej 40 tys. wojowników inkaskiej armii. Na Hiszpanów padł blady strach, ale Pizarro zachował zimną krew. Pamiętając o poczynaniach Corteza, który uwięził króla Azteków Montezumę, przedstawił plan działania. Chciał zwabić pewnego siebie władcę do miasta jedynie z częścią sił, schwytać go i mając w ręku cennego zakładnika, rządzić jego państwem.
Podzielił jeźdźców na trzy 20-osobowe oddziały pod dowództwem brata Hernanda, Hernanda de Soto i Belalcázara i ukrył ich w przylegających do głównego placu budynkach, podobnie jak większość piechoty. Dwa falkonety kazał umieścić w górującej nad placem forteczce. Wyloty ulic zamykały ośmioosobowe od- działy. Przy sobie zostawił 20 piechurów i oczekiwał Indian.
Noc i prawie cały następny dzień były dla Hiszpanów próbą nerwów. Długo się wydawało, że Atahualpa zwietrzył podstęp. Ale wreszcie dobiegły do nich dźwięki instrumentów i przeciągły śpiew Indian. To zbliżał się otoczony wielkim orszakiem wojska i służby Inka. Półtora kilometra przed miastem pochód nagle się zatrzymał. Inka zdecydował, że przenocuje pod Cajamarcą i spotka się z Hiszpanami nazajutrz. Pizarro wiedział, że szansa na rozstrzygnięcie wymyka się z rąk. Wysłał posłańców, którzy nakłonili władcę do kontynuowania marszu.