Proces ten nie przebiegał ani szybko, ani łatwo. Był wzmacniany przez obowiązek szkolny, odbywany w większości przez dzieci żydowskie w bezpłatnych polskich szkołach powszechnych, a także przez obowiązek służby wojskowej. Ale w małych miejscowościach, w dzielnicach żydowskich nadal wiele osób nie znało języka polskiego, nie stykało się na gruncie prywatnym z żadnymi Polakami.

Na przeszkodzie asymilacji stała nie tylko religia, kultura, język, ale i setki lat stereotypów. Żyd asymilowany nie wpisywał się w tradycyjny stereotyp, a więc stał się dla obu społeczeństw „niewidzialny”. Trzeba było go bowiem umieścić po jednej stronie – polskiej albo żydowskiej, a jego cechy sytuowały go pomiędzy obiema społecznościami – tymczasem i w świadomości polskiej, i żydowskiej „pomiędzy” nie istniało lub nie powinno było istnieć. Paradoksalnie największa niechęć antysemitów kierowała się nie przeciwko Żydom żyjącym w tradycyjnych społecznościach, wierzącym i praktykującym, ale właśnie przeciw Żydom asymilowanym. Cała walka na uczelniach wyższych, getto ławkowe, numerus clausus, postulaty usunięcia Żydów z wolnych zawodów, „odżydzenia” polskiej kultury – to przecież głównie postulaty skierowane przeciw osobom w pełni spolonizowanym, a nawet po prostu przeciw Polakom pochodzenia żydowskiego.

Lata 30. to okres wzrostu nacjonalizmu. Pomijając już nawet antysemityzm, nacjonalizm wrogo odnosił się do samej koncepcji, że zmiana narodowości jest w ogóle możliwa. Narodowość była człowiekowi przypisana w chwili urodzenia, wywodziła się z krwi lub z pochodzenia rodziców, z faktu urodzenia w tym, a nie innym kraju, miała podłoże biologiczne. Ludzie, którzy mimo to narodowość zmieniali, byli niewiarygodni – próbowali bowiem zrobić rzecz niemożliwą. Nawet sanacja, zdecydowanie nieantysemicka przed 1935 r., odrzuciła po śmierci Piłsudskiego koncepcję asymilacji ludności żydowskiej. Jednak dotyczyło to nie tylko mas żydowskich, ale – co nie było już takie oczywiste – stawiało bariery przed osobami pochodzenia żydowskiego, które same chciałyby się stać członkami narodu polskiego. Działacze sanacji nie przyjmowali deklaracji polskości, ale stawiali osobom pochodzenia żydowskiego, które chciały być uważane za Polaków, wstępne warunki. Jak pisał Bogusław Miedziński, „Asymilacja Żydów nie jest celem polskiej polityki narodowościowej. Są jednak jednostki pochodzenia żydowskiego, które życiem swoim dowiodły związania istotnego z Polską i tym samym należą do polskiej wspólnoty narodowej”. A więc nie wystarczyła świadomość – polskości trzeba było dowieść.

Jednak czy Polacy wywodzący się z żydowskich rodzin byli Polakami takimi samymi jak Polacy wywodzący się z rodzin polskich? Wbrew pozorom, choć poprawna politycznie odpowiedź na to niepoprawnie politycznie pytanie brzmi oczywiście „tak”, to jednak nie tylko antysemici, ale i wielu Żydów miało wątpliwości. Żyd, niezależnie od swoich działań, stopnia asymilacji czy nawet zmiany religii, pozostawał w najlepszym wypadku Polakiem pochodzenia żydowskiego, natomiast osoba wywodząca się z rodziny np. niemieckiej mogła zostać po prostu Polakiem.