Linia umocnień odcięła je od lądu, a z dwóch pobliskich fortów spadły nań pierwsze bomby. Pierwszy szturm, podjęty 8 listopada 1627 roku, nie powiódł się, trzeba więc było cierpliwie budować tamę i czekać na skutki głodu w otoczonym mieście. Richelieu nie przepuścił wypędzonych przez obrońców kobiet i dzieci, gdyż godząc się, wydłużyłby oblężenie. Od stycznia 1628 roku z roszelskich ulic poczęły znikać nie tylko psy i koty, ale nawet szczury. Obronę zagrzewała na angielską odsiecz i twarda ręka Guitona, który hamował defetystów. Ci liczyli na łaskę króla, który od kwietnia znów dołączył do kardynała.
Czy można sobie wyobrazić radość roszelczyków na widok 50 okrętów lorda Denbigh, nadciągających 11 maja wraz z transportem żywności? Któż mógł przypuszczać, że nawet jeden worek zboża nie dotrze do miasta? Anglicy zakotwiczyli bowiem w pobliżu Ré, ograniczając się do obserwacji. Rozważywszy przez tydzień wszystkie za i przeciw, Denbigh zbliżył się wreszcie do tamy, bijąc z dział. A że efekt okazał się mizerny, zawrócił do kraju.
Lipcowa deputacja miejska uzyskała w Londynie jedynie mgliste obietnice, za to 16 sierpnia król przedstawił konkretne warunki kapitulacji. Jej widomym znakiem miało być (poza otwarciem bram) zburzenie jednej z portowych wież.
Nagrodę za odmowę zdawała się wieźć potężna (licząca ponad 100 jednostek) wrześniowa ekspedycja lorda Lindseya, który podjął kolejną próbę zniszczenia tamy. Ogień dział nie wyrządził jednak konstrukcji większej szkody, a posłane ku niej brandery i pływające „machiny piekielne” zatrzymały łodzie osłony. Zakotwiczona w pobliżu Ré flota Lindseya mogła tylko biernie obserwować upadek wygłodzonego miasta. Na jego ulicach umierali ludzie (tylko 18 października naliczono 400 ofiar), a rozrzucane przez agentów kardynała ulotki osłabiały ducha i wzmagały szpiegomanię.
Wreszcie 29 października deputacja rady miejskiej padła na kolana przed królem w zamku Laleu. Nazajutrz otoczony zbrojnymi kardynał przyjął kapitulację garnizonu: 74 żołnierzy francuskich i 62 angielskich. Z Guitonem rozmawiać nie zechciał.