Większość z nich wywodziła się z emigrantów polskich osiadłych we Francji i Belgii jeszcze przed wybuchem wojny. Część zgłosiła się z poczucia obywatelskiego obowiązku, część w wyniku rekrutacji, która obejmowała wszystkich obywateli Rzeczypospolitej znajdujących się w Europie Zachodniej. W dużej mierze byli to ludzie wykształceni, o wysokiej świadomości społeczno-politycznej, mieszkańcy dużych aglomeracji i miasteczek, którym często trudno się było pogodzić z trudami obozowego życia.

Wkrótce do obozów szkoleniowych we francuskim Coetquidan zaczęły napływać informacje o niechlubnej postawie żydowskiej mniejszości na polskich Kresach. W stosunku do żydowskich rekrutów pojawiły się zarzuty sympatii komunistycznych, a wręcz prowadzenia działań agenturalnych na rzecz Związku Radzieckiego.

Zdając sobie sprawę z panujących nastrojów, premier polskiego rządu na uchodźstwie i naczelny wódz Polskich Sił Zbrojnych Władysław Sikorski jeszcze w listopadzie 1939 r. wydał zdecydowany rozkaz zwalczania wszelkich przejawów zachowań antysemickich. Nie uchroniło to jednak armii od zarzutów ze strony żydowskich poborowych. Skarżono się na agresywne zachowania polskich kolegów, utrudnianie awansów, niedopuszczanie do kursów podoficerskich czy szkół podchorążych.

W prasie francuskiej zaczęły się ukazywać nieprzychylne polskiej armii artykuły. Pod wpływem listów pojedynczych żołnierzy i interwencji niektórych organizacji żydowskich zaczęto wręcz pisać o pogromach, do jakich miało rzekomo dochodzić w polskim wojsku. Niebawem w sprawę zaangażowało się nawet francuskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, wysyłając oficjalne zapytanie w tej sprawie do rządu polskiego na uchodźstwie.

Strona polska podkreślała, iż zachowania antysemickie mają charakter pojedynczych incydentów i nie odzwierciedlają obrazu całej armii. W raportach do sztabu głównego dowódcy poszczególnych jednostek wykazywali, iż wiele zwykłych żołnierskich sprzeczek i prywatnych zatargów niesłusznie rozdmuchiwano do rangi międzynarodowego skandalu.