Kellermann natomiast dysponował 20 tys. żołnierzy wspieranych przez równie liczne wydzielone oddziały Armii Ardenów, której reszta w sile 16 tys. ludzi stała w odwodzie.
O wpół do pierwszej rozpoczęła się wymiana ognia z armat. Prusacy Tempelhofa, mimo że górujący nad wzgórzem wiatrak ułatwiał celowanie, pudłowali niemiłosiernie, ale gdy przy dźwiękach skocznej muzyki piechurzy ruszyli do ataku z takim spokojem i precyzją, jakby to były manewry, niejednemu z żołnierzy francuskich zadrżało z trwogi serce, a gdy 1200 metrów przed wzgórzem błyskawicznie rozwinęli się do ataku, zrodziła się obawa, że – jak parę miesięcy temu – pierzchną w popłochu.
Kellermann jednak udowodnił, że wie, jak dowódca powinien podtrzymać na duchu podkomendnych. Żwawo uwijał się na koniu wśród swych batalionów. Trzymając nad głową kapelusz ozdobiony trójkolorowym pióropuszem, wzniósł okrzyk: Vive la nation!, który podjęły tysiące ust. Wkrótce potem zabrzmiały donośnie rewolucyjne pieśni: Ca ira, Karmaniola i wreszcie Marsylianka.
To nie śpiew powstrzymał Prusaków, lecz celny ogień znakomicie dowodzonej i wyszkolonej artylerii francuskiej, wyposażonej w nowoczesne działa systemu Gribeauvala. Chociaż większość kartaczy grzęzła w błocie, nie wybuchając, to efekt ostrzału był tak znaczny, że książę Brunszwiku nakazał przerwać atak, ponieważ chciał najpierw złamać opór Francuzów ogniem własnych dział. W trakcie tego natarcia odznaczył się król pruski, który chcąc dodać ducha swym żołnierzom, z rozmyślną nonszalancją wysunął się przed pierwszą linię, wystawiając się na cel francuskim kanonierom.
Kellermann, pod którym zabito konia, widząc, że przeciwnik się zatrzymał, wydał rozkaz formowania się do kontrataku i chociaż były to tylko działania pozorowane, osiągnęły zamierzony efekt u przeciwnika, wzmocniły też morale we własnych szeregach. W tym czasie wśród broniących wzgórza pojawił się Dumouriez, który ceremonialnie przywitał się z dowódcą Armii Środka i jakby w odpowiedzi na odważną postawę króla pruskiego obaj generałowie wyszli przed front swych wojsk; tu, pod gradem kartaczy, zachowując wszelkie pozory spokoju, przystąpili do omawiania sytuacji na polu bitwy.