Naczelnym wodzem prusko-austriackiej armii został Karol Wilhelm Fryderyk książę Brunszwiku, jeden z ulubionych dowódców Fryderyka Wielkiego. Odznaczył się w wojnie siedmioletniej i pacyfikacji Holandii w 1787 r. Był światłym władcą, przyjacielem filozofów i prominentnym masonem, toteż jako pierwsi w 1792 r. naczelne dowództwo zaproponowali mu Francuzi. Wybrał inną ofertę i chyba tego nie żałował, skoro w Magdeburgu, w czasie ostatnich manewrów przed wyruszeniem na zachód, miał rzec do swych pruskich podkomendnych: „Panowie, po co tyle ambarasu, to będzie tylko wojskowy spacerek”.
Wychodząc z tego założenia, alianci nie spieszyli się z inwazją na Francję, a że i przeciwnicy nie kwapili się zbytnio do walki, nastąpił kuriozalny etap wojny – po kolejnej nieudanej ofensywie w Niderlandach, poza drobnymi potyczkami, na froncie praktycznie nic się nie działo.
Zupełnie inaczej rzecz się miała w Paryżu. Król przekonany o rychłym zwycięstwie aliantów odwołał jakobińskich ministrów i sabotował postanowienia Zgromadzenia Narodowego. Jego doradcy jednak źle ocenili nastroje społeczeństwa – rewolucjoniści nie zamierzali kapitulować, a przyczyn porażek wojskowych upatrywali w nieudolności lub zdradzie dowódców; wszędzie wietrzono arystokratyczne spiski. Rewolucja się radykalizowała.
Lud paryski, wzburzony postawą króla, a zwłaszcza jego wetem wobec ogłoszenia zaciągu nowych ochotników, 20 czerwca wdarł się do pałacu tuileryjskiego, zmuszając władcę do patriotycznych deklaracji. Wkrótce potem popierany przez dwór rząd podał się do dymisji. W uchwale Zgromadzenia z 11 lipca ogłoszono, że ojczyzna znalazła się w niebezpieczeństwie.
Pod koniec tego miesiąca, kiedy do stolicy zaczęli przybywać ochotnicy z prowincji, gorący zwolennicy rewolucji, atmosfera była jak beczka prochu. Lont zapalił książę Brunszwiku, ogłaszając manifest, w którym można było m.in. przeczytać, że: „mieszkańcy, którzy odważą się bronić przed oddziałami Ich Cesarskiej i Królewskiej Wysokości i strzelać do nich, będą natychmiast ukarani, a ich domy zostaną zniszczone lub spalone”.