Ocaleni

Publikacja: 29.09.2008 12:53

Michał Głowiński (ur. 1934), historyk i teoretyk literatury

Michał Głowiński (ur. 1934), historyk i teoretyk literatury

Foto: Archiwum „Mówią Wieki"

Został uratowany przez Irenę Sendlerową. „Niezapowiedziane, wcześniej nieumówione pukanie nie wróżyło niczego dobrego, a o tym, które właśnie rozbrzmiewało, z góry było wiadomo, że przyjazne nie jest, było agresywne, głośne, pewne siebie. Tak puka ktoś, kto nie przychodzi po to, by ci pomóc, tak puka ten, kto chce zrobić z tobą porządek” – wspomina w książce „Czarne sezony” Michał Głowiński swoje spotkanie ze szmalcownikiem. Miał wówczas osiem lat, ukrywał się z matką i ciotką na mansardzie w centrum Warszawy. Mężczyzna „w palcie w jodełkę i z filuternie przystrzyżonym wąsikiem” oświadczył, że wie, kim są, i że zamierza oddać ich w ręce Niemców. Zażądał okupu, ale ofiary nie miały przy sobie nic wartościowego. Pozwolił więc ciotce wyjść na miasto w poszukiwaniu czegoś, co go zadowoli. Chłopca z matką zatrzymał jako zakładników. Wreszcie znudzony zaproponował ośmiolatkowi partię szachów. Swojej gry ze śmiercią Głowiński nie zdążył skończyć. Ciotka wróciła, szmalcownik wziął pieniądze i zniknął. Musieli prosić Sendlerową o kolejny adres. Wiele dzieci żydowskich trafiało pod opiekę sióstr zakonnych, przechowywano je w 40 zakonnych sierocińcach. Głowiński przeszedł przez trzy takie zakłady. Najwięcej dzieci – ponad 500 – ocaliły siostry Rodziny Maryi. Wszyscy ich podopieczni przeżyli.

Lata 1942 – 1944 przeżył, ukrywając się w Radoszynie i okolicach na Mazowszu oraz na tzw. aryjskich papierach w Warszawie. Z jego licznej rodziny uratowali się tylko on i jego matka. Ojca – Abrama – zabili Polacy, którym oddał na przechowanie swoje dwie krowy, a brata (liczącego wówczas dwa lata), wydanego przez sąsiadów – Niemcy na terenie pobliskiego Jadowa. Członkowie rodziny przedstawieni są w jego poezji jako „pomordowane imiona”. Henryk Grynberg zbadał i opisał okoliczności śmierci najbliższych krewnych, m.in. w książce „Dziedzictwo”. Na jej podstawie Paweł Łoziński nakręcił film dokumentalny „Miejsce urodzenia”. – Zostałem pisarzem zmarłych, bo żywi mieli dosyć własnych – mówi Grynberg. – Zostałem strażnikiem wielkiego cmentarza. Grobów, których nie ma poza naszą pamięcią. Czuwam, aby ich nie zbezczeszczono, i nie mogę narzekać na brak roboty. Zdaje mi się, że po to żyję, a czasem nawet, że dlatego.

W czasie I wojny światowej uczestniczył w zwalczaniu ogromnej epidemii tyfusu plamistego w Serbii. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę w 1918 roku współtworzył Państwowy Zakład Higieny w Warszawie. W tym okresie ochrzcił się razem z żoną, gdyż powiedziano mu, że jako osoba wyznania mojżeszowego nie może otrzymać stanowiska dyrektora PZH. W 1926 roku habilitował się po raz drugi jako bakteriolog i immunolog. W czasie II wojny światowej wraz z innymi Żydami został zmuszony do zamieszkania w getcie warszawskim. Prowadził tam wykłady, pracował naukowo, a także – dzięki szczepionce przekazanej przez prof. Rudolfa Weigla ze Lwowa i nielegalnie przemyconej do getta, leczył chorych na tyfus plamisty. W lipcu 1942 uciekł z getta na aryjską stronę. Schronienie znalazł na plebanii u księdza prałata Marcelego Godlewskiego (1865 – 1945), wcześniej znanego z poglądów antysemickich, przy kościele Wszystkich Świętych na pl. Grzybowskim. Przez pewien czas Ludwik Hirszfeld ukrywał się w domu Laury z Przedpełskich Kenigowej, żony Mariana Keniga, działacza PPS, w Starej Miłosnej k. Warszawy.

Autor słynnej powieści „Malowany ptak”, która długo uchodziła za dzieło autobiograficzne. W rzeczywistości była wytworem fantazji Kosińskiego, co sam autor potwierdza we wstępie do późniejszych wydań. Urodził się w Łodzi, w żydowskiej rodzinie Lewinkopfów. Lata wojny spędził na wsi, chroniąc się przed Holokaustem w polskiej rodzinie katolickiej. W tym czasie ojciec zmienił mu nazwisko z Lewinkopf na Kosiński z fikcyjnym świadectwem chrztu. W „Malowanym ptaku” przedstawił dramatyczne losy sześcioletniego żydowskiego chłopca w czasie wojny. Jednak – mimo że to polscy chłopi przechowywali w czasie okupacji jego rodzinę, w książce są przedstawieni jako zapiekli i odrażający antysemici. W opinii profesora Iwo Cypriana Pogonowskiego pornograficzny charakter dzieła Kosińskiego, będący nadużyciem wobec historiografii Holokaustu, legł u podłoża jej komercyjnej popularności w Stanach Zjednoczonych.

W 1991 roku Jerzy Kosiński popełnił samobójstwo, zażywając śmiertelną dawkę barbituranów i nakładając na głowę plastikowy worek. W pożegnalnej notce napisał: „Kładę się teraz do snu na trochę dłużej niż zwykle. Nazwijmy to wiecznością”.

Pochodzi z rodziny żydowskiej. W czasie II wojny światowej zginęło wielu jej najbliższych. Przeżyła tylko dlatego, że była ukrywana przed Niemcami. Cudem została ocalona w czasie transportu do getta. Holokaust (sama nie uznaje tego słowa, zastępując je określeniem Zagłada) oraz losy Żydów polskich z czasem stały się głównym tematem jej twórczości. Światową sławę przyniósł jej oryginalny w formie wywiad z Markiem Edelmanem „Zdążyć przed Panem Bogiem” (1977). O bohaterach swoich książek mówi: „Mam nadzieję, że swoimi książkami utrwalę ich obecność. Obecność nie świata, bo to się nie składa na świat, ale obecność poszczególnych ludzi, którzy mają imiona, twarze, własne życie, nawet kolor sukienki i fryzurę. Wszystko staram się sprowadzić do pojedynczości: do pojedynczego losu, pojedynczej śmierci. Chciałabym, by odzyskali konkretność swojego indywidualnego istnienia wyrwani z masowej śmierci. Na zagładę skazano cały naród. My – reporterzy – opowiadamy jednak pojedynczo. Tylko opowiadając pojedynczo, mogę przedostać się do uczuć czytelnika, jego wyobraźni. Chciałabym, żeby mojego czytelnika ogarnął żal za tamtymi ludźmi i tamtym światem”.

Pochodzi z żydowskiej rodziny Abrahamenów mieszkającej w Krakowie. Wraz z najbliższymi przeżyła likwidację getta krakowskiego schowana w kryjówce pod sklepem z farbami. Pod przybranym nazwiskiem Ligocka Roma wraz z matką została ukryta przez polską rodzinę. Po latach, oglądając film „Lista Schindlera”, Roma rozpoznała samą siebie w postaci dziewczynki w czerwonym płaszczyku. Stało się to inspiracją do napisania książki „Dziewczynka w czerwonym płaszczyku”. To bardzo osobisty psychologiczny portret ofiary Holokaustu. Poznajemy w nim także historię innych ofiar. Ligocka opisuje dzieciństwo spędzone w getcie, strach, upokorzenie i śmierć bliskich. „Życie może być piękne nawet dla kogoś, kto przeszedł piekło – mówi pisarka. – A cuda się zdarzają. Mnie moje życie kiedyś podarowano, a potem podarowałam je sobie sama”. „Dziewczynkę...” przetłumaczono na 22 języki. Autorka opisuje w niej także swoje wieloletnie zmagania z depresją będącą wynikiem wojennej traumy.

Urodził się w Paryżu. W 1937 roku jego rodzice przenieśli się do Krakowa. Ojciec – Ryszard Polański (lub Liebling), był polskim Żydem. Matka – Bula Polańska (z domu Katz) – urodziła się w Rosji. Okres wojny spędził w getcie w Krakowie, a potem we wsi Wysoka koło Wadowic, na górze Mosiórka, gdzie ukrywał się pod nazwiskiem Roman Wilk. W 2002 roku nakręcił film „Pianista” o kompozytorze Władysławie Szpilmanie, któremu życie uratował kapitan Wehrmachtu. „Szukałem tematu, w którym mógłbym wykorzystać wspomnienia z dzieciństwa – wyjaśniał reżyser – ale który jednocześnie nie byłby moją historią, opowiadaniem o moim życiu. Z moim ojcem prawie nigdy nie rozmawialiśmy na ten temat. On przeżył obóz koncentracyjny, ja przeżyłem getto krakowskie i później chowałem się na wsi. Nie rozmawialiśmy o tym z innymi członkami rodziny ani z kolegami, np. z Ryśkiem Horowitzem (światowej sławy fotografik – red.). To były bardzo przykre wspomnienia i nikt nie miał ochoty do nich wracać. Ważna była przyszłość (...) Pomysł, że tamte moje doświadczenia odzwierciedlają się w moich filmach, wydaje mi się nieprawdopodobny”.

23 września 1939 roku grał w ostatniej audycji na żywo recital utworów Chopina. Chwilę później Polskie Radio zamilkło. W 1940 roku został więźniem utworzonego przez Niemców warszawskiego getta. Rodzinę utrzymywał z grania w kawiarniach i salkach koncertowych getta. W 1942 roku stracił wszystkich bliskich. Sam, dzięki przypadkowi, uniknął deportacji do obozu zagłady w Treblince. Pracował niewolniczo jako robotnik budowlany do 1943 roku, kiedy udało mu się uciec na tzw. aryjską stronę Warszawy. Tam był ukrywany aż do końca lipca 1944 przez Czesława Lewickiego, Andrzeja i Janinę Boguckich, Helenę Lewicką przy materialnej pomocy Eugenii Umińskiej, Witolda Lutosławskiego, Edmunda Rudnickiego, Piotra Perkowskiego i wielu innych anonimowych ludzi. Po powstaniu warszawskim pozostał w ukryciu, w ruinach wypalonego domu w al. Niepodległości. Odkrył go tam kapitan Wehrmachtu Wilm Hosenfeld, który potem dostarczał mu żywność. Szpilman dopiero pięć lat po wojnie poznał tożsamość Niemca, ale nie udało mu się już uwolnić go z niewoli sowieckiej. Hosenfeld zmarł w obozie jenieckim w 1952 roku. Swoje okupacyjne losy kompozytor opisał w książce „Śmierć miasta 1939 – 1945” wydanej rok po wojnie. OCALENI

W getcie w Święcianach jego matka ukrywała ciążę. Kiedy syn przyszedł na świat, błagała Emilię Waszkinel, aby uratowała go z getta: „Pani mówiła, że wierzy w Jezusa, przecież on był Żydem, więc niech pani ratuje to żydowskie niemowlę w imię tego Żyda, w którego pani wierzy. A jak ten mały wyrośnie, zobaczy pani, będzie księdzem”. Wychował się, nieświadom swojego pochodzenia, w rodzinie Waszkinelów, po przesiedleniu z Wileńszczyzny zamieszkałej w Pasłęku pod Elblągiem. W wieku 35 lat, po 12 latach kapłaństwa, dowiedział się o swoim pochodzeniu. Jego przybrana matka dla bezpieczeństwa nie chciała znać nazwiska prawdziwych rodziców. Poznał je dzięki siostrze Klarze Jaroszyńskiej z Lasek, Sprawiedliwej wśród Narodów Świata, która po dziesięciu latach bezskutecznej kwerendy niespodziewanie, podczas pobytu w Izraelu, spotkała ocalałych mieszkańców przedwojennych Święcian. Kiedy dowiedział się, że jest Żydem, do nazwiska Waszkinel dodał żydowskie nazwisko rodowe Weksler, a na szyi nosi krzyż w gwieździe Dawida. Nawołuje do pojednania i dialogu. Na terenie byłego niemieckiego nazistowskiego obozu zagłady w Auschwitz spotkał się z synem hitlerowskiego zbrodniarza, ks. Martinem Bormanem juniorem.

Swoje przeżycia opisał w książce „Chleb rzucony umarłym”. Piekło Holokaustu stało się u niego przyczyną choroby psychicznej, która ostatecznie popchnęła go do samobójstwa. W swoich pamiętnikach w lat 80. pisał: „Zawsze w napięciu, w bolesnej gotowości, jak gdybym za chwilę usłyszeć miał głos z tamtej strony. Jeszcze długo w obawie dotykałem lewego ramienia w miejscu, gdzie rękaw obszyty być musiał opaską z gwiazdą. I dziś dotykam. Jako Żyd wiem, że moją winą jest samo istnienie”. Był mężem Marii Iwaszkiewicz, która wspominała, że był człowiekiem trudnym we współżyciu przez swoją wyjątkową podejrzliwość wobec obcych. „Ta podejrzliwość wyrobiła się w nim na skutek okupacyjnych przejść i nieco późniejszych doświadczeń życiowych. Jego lęki wyniesione z czasów Holokaustu nigdy nie ustały. Pamiętam, że kiedyś wrócił do domu – działo się to w złym okresie, gdy nasiliła się u niego depresja – i powiedział do mnie: »Spotkałem człowieka, który mnie w czasie okupacji szantażował«. Moje tłumaczenia, że człowiek ten był już wówczas za stary, żeby dzisiaj żyć, nie zdały się na nic. Koszmary przeszłości były silniejsze”.

Został uratowany przez Irenę Sendlerową. „Niezapowiedziane, wcześniej nieumówione pukanie nie wróżyło niczego dobrego, a o tym, które właśnie rozbrzmiewało, z góry było wiadomo, że przyjazne nie jest, było agresywne, głośne, pewne siebie. Tak puka ktoś, kto nie przychodzi po to, by ci pomóc, tak puka ten, kto chce zrobić z tobą porządek” – wspomina w książce „Czarne sezony” Michał Głowiński swoje spotkanie ze szmalcownikiem. Miał wówczas osiem lat, ukrywał się z matką i ciotką na mansardzie w centrum Warszawy. Mężczyzna „w palcie w jodełkę i z filuternie przystrzyżonym wąsikiem” oświadczył, że wie, kim są, i że zamierza oddać ich w ręce Niemców. Zażądał okupu, ale ofiary nie miały przy sobie nic wartościowego. Pozwolił więc ciotce wyjść na miasto w poszukiwaniu czegoś, co go zadowoli. Chłopca z matką zatrzymał jako zakładników. Wreszcie znudzony zaproponował ośmiolatkowi partię szachów. Swojej gry ze śmiercią Głowiński nie zdążył skończyć. Ciotka wróciła, szmalcownik wziął pieniądze i zniknął. Musieli prosić Sendlerową o kolejny adres. Wiele dzieci żydowskich trafiało pod opiekę sióstr zakonnych, przechowywano je w 40 zakonnych sierocińcach. Głowiński przeszedł przez trzy takie zakłady. Najwięcej dzieci – ponad 500 – ocaliły siostry Rodziny Maryi. Wszyscy ich podopieczni przeżyli.

Pozostało 88% artykułu
Historia
Krzysztof Kowalski: Heroizm zdegradowany
Historia
Cel nadrzędny: przetrwanie narodu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Walka o Klimat
„Rzeczpospolita” nagrodziła zasłużonych dla środowiska