[srodtytul]Skuteczność broni palnej[/srodtytul]
Przez prawie 150 lat dominował na polu bitwy skałkowy karabin, lata 30. rozpoczęły jego gwałtowny zmierzch.
W porównaniu z dzisiejszymi karabinami skuteczność tej broni była bardzo słaba. Miało na to wpływ wiele czynników, takich jak niedoskonałość konstrukcji i słaba jakość prochu, założenia taktyczne, słabe wyszkolenie strzeleckie, wreszcie realia ówczesnego pola bitwy. Najistotniejszym elementem był brak gwintu w lufie, który powodowałby rotację pocisku, zwiększał precyzję i zasięg strzału. Kształt samego pocisku również nie był bez znaczenia, kula miała zdecydowanie gorsze właściwości balistyczne od późniejszych pocisków wrzecionowych.
Do indywidualnego wyszkolenia strzeleckiego nie przywiązywano dużej wagi (pewnym wyjątkiem była Anglia), stąd też przyrządy celownicze były rachityczne i składały się zazwyczaj jedynie z muszki. Zresztą preferowano ogień salwowy i celowano w zbitą masę wojsk przeciwnika.
Skuteczny ogień można było prowadzić teoretycznie do około 300 m, ale na takim dystansie procent trafień był niewielki. Oblicza się, że aby zranić w trakcie bitwy jednego wrogiego żołnierza, należało wystrzelić co najmniej kilkaset razy. Karabiny, mimo pewnych modernizacji kolb i łóż, pozostawały wciąż niewygodne, ciężkie i stosunkowo długie. Duże znaczenie dla komfortu i efektywności miała sama konstrukcja zamka skałkowego; był on umieszczony asymetrycznie względem osi broni, a kurek podczas uderzenia w krzesiwo powodował wstrząs. Pewnym problemem był też otwór zapałowy, którym szła ścieżka ognia z panewki do komory nabojowej w lufie; otóż w chwili strzału płomień ognia wydostawał się tą samą drogą także na zewnątrz, mogąc poparzyć strzelającego lub, co bardziej prawdopodobne, żołnierza stojącego obok w szeregu. Próbowali zaradzić temu Austriacy oraz Prusacy, montując specjalne osłony na panewce. Niewypały w broni z zamkami skałkowymi zdarzały się średnio co siedem strzałów, a skałkę należało wymienić po około 30 – 40 strzałach.