Po wejściu Sowietów opowiedział się za nowym porządkiem, ubrano go więc w skórzaną kurtkę, do ręki wciśnięto nagan i wysłano na prowincję, by tam agitował chłopów za władzą radziecką. W efekcie został zastępcą komendanta milicyjnego posterunku. Kariery jednak nie zrobił, gdyż wypuścił na wolność dyrektora banku, powszechnie szanowanego porządnego człowieka. Dowiedział się wtedy, że nie rozumie zasad walki klasowej.

Odtąd zajmował się małymi interesami, ale również nawiązał kontakty z wileńskim dowództwem Armii Krajowej. Po zajęciu miasta przez Niemców ukrywał się w mieszkaniu przy Nowogródzkiej, ale niedługo, gdyż gospodarz w trosce o życie swoje i swojej rodziny zrezygnował z pieniędzy i kazał mu opuścić kryjówkę. Pomógł mu ksiądz z kościoła Wszystkich Świętych, ukrywając w podziemiach świątynii. W końcu jednak Wulfka zdecydował się przedostać do swoich, do getta. W 1943 roku ginie jego siostra, a wkrótce i on, zastrzelony przy próbie ucieczki z pociągu wiozącego Żydów do pobliskich Ponar. Z tego transportu nie przeżył nikt.