Reklama
Rozwiń
Reklama

Arsenał minionych wieków

Publikacja: 17.10.2008 15:07

Zamek kapiszonowy hiszpańskiego pistoletu wyprodukowanego ok. 1830 r.

Zamek kapiszonowy hiszpańskiego pistoletu wyprodukowanego ok. 1830 r.

Foto: AKG/EAST NEWS, ARCHIWUM „MÓWIĄ WIEKI”

[srodtytul]Zamek kapiszonowy[/srodtytul]

Ostatni typ zamka w długiej historii odprzodowej broni palnej zaczął się rozprzestrzeniać w latach 30. XIX wieku. Zasadnicze novum stanowił zapłonnik, czyli kapiszon. Była to miedziana kapsułka wypełniona piorunianem rtęci, czyli związkiem chemicznym, który wybucha pod wpływem bodźców mechanicznych. Choć pioruniany i ich właściwości znane były znacznie wcześniej, nie potrafiono z nich efektownie korzystać, co stało się zresztą przyczyną wielu nieszczęśliwych wypadków (próbowano ich używać jako ładunku miotającego). Dopiero na początku XIX wieku nastąpił przełom; najpierw niejaki Aleksander Forsyth, domorosły chemik i pastor jednocześnie, opracował skuteczną metodę inicjowania wystrzału za pomocą piorunianu (tzw. zamek flakonowy), a potem Joshua Shaw skonstruował kapiszon. Teraz wystarczyło już tylko opracować sposób przenoszenia ognia do komory nabojowej.

Otóż w miejsce dotychczasowej panewki zastosowano tzw. kominek; na ów kominek nakładano kapiszon, w który uderzał kurek/młotek, napędzany tak jak w skałkówce. Następowała detonacja piorunianu, a ścieżka ognia poprzez kanał kominka dostawała się do komory z prochem, inicjując wystrzał. Młotek kurka posiadał wgłębienie, w które w momencie uderzenia wchodził kapiszon; dzięki temu nie dochodziło do rozprysku ognia mogącego poparzyć dłoń bądź oczy strzelca. Ładowanie broni było identyczne jak wcześniej, czyli najpierw proch, potem kula i przybitka, ubite razem stemplem, ale nie trzeba już było podsypywać panewki, co zwiększało nieco szybkostrzelność. Wilgoć i wiatr teraz nie miały większego znaczenia. Pewność strzału była prawie stuprocentowa (przy odpowiedniej konserwacji broni rzecz jasna), tym bardziej że piorunian dawał bardzo dużą energię i proch w komorze spalał się szybciej i równomierniej. Kiedy nowy wynalazek, jak zwykle po oporach, zaakceptowany został przez kręgi wojskowe, rozpoczęto przerabiać olbrzymie zapasy starych karabinów i pistoletów z zamkami skałkowymi, co było procesem stosunkowo prostym (wymiana panewki i modernizacja kurka). Zresztą oba typy współwystępowały jeszcze jakiś czas – szczególnie gdy walczyły formacje nieregularne, jak podczas wojny o Teksas.

[srodtytul]Broń Teksańczyków[/srodtytul]

Statystyki strat poniesionych w bitwach Teksańczyków i Meksykanów są wymowne; w kilkudniowych zaciętych walkach o San Antonio zginęło 150 żołnierzy i zaledwie kilku powstańców, w innych starciach bywało bardzo podobnie.

Reklama
Reklama

Przyczyną były doskonałe umiejętności strzeleckie od dzieciństwa obytych z bronią Teksańczyków i amerykańskich ochotników oraz sama broń, prywatna, dobrej jakości, wytwarzana w rozlicznych prywatnych rusznikarniach, tak charakterystycznych dla amerykańskiej tradycji.

Śmiercionośne były przede wszystkim myśliwskie gwintowane karabiny podobne do tych, które 21 lat wcześniej spowodowały spustoszenie w angielskiej „czerwonej linii” pod Nowym Orleanem. Obok słynnych długolufowych Kentucky Rifles (popularna nazwa) używano zapewne karabinów produkowanych przez Sama Hawkena z St Louis w Missouri, cenionych przez traperów, myśliwych, wszelkiej maści kolonizatorów Zachodu. Część broni, zarówno krótkiej, jak i długiej, miała już zamki kapiszonowe; kapiszonowym sztucerem przerobionym ze skałkowego posługiwał się m.in. Davy Crockett.

Obok egzemplarzy prywatnych, myśliwskich, wykorzystywano także regulaminową broń wojskową, którą kupowano w Stanach Zjednoczonych. Wśród nich były skałkowe karabiny wz. 1803 i 1816 produkowane w pierwszej państwowej manufakturze Harpers Ferry, wzorowane na francuskiej „trzy siódemce”. Nie zabrakło oczywiście zdobytych na Meksykanach angielskich karabinów.

Artyleria była bardzo różna, stanowiły ją głównie przejęte w teksańskich fortach lub zdobyte na wrogu działa, ale w Alamo znalazła się także armatka okrętowa.

Najcięższa była 18-funtówka. Dużym problemem był niedobór amunicji do armat, której oczywiście nie produkowano. Do dzisiaj w Alamo znajduje się kilka oryginalnych luf z czasów oblężenia.

Z rewolucją teksańską nieodłącznie kojarzy się także tzw. nóż Bowiego. Solidnie profilowane, jednosieczne ostrze z obosiecznym sztychem mierzyło ok. 35 cm. Rękojeść zaopatrzona była w masywny esowaty jelec.

Reklama
Reklama

[srodtytul]Zbrojownia Meksyku[/srodtytul]

Armia Santa Anny oparta była na europejskich wzorcach i według tych wzorców uzbrojona. W Meksyku nie funkcjonowały manufaktury zbrojeniowe, wykorzystywano stary sprzęt hiszpański, ale przede wszystkim bazowano na imporcie. Najważniejszym dostawcą wojskowego wyposażenia była Anglia. Żołnierze piechoty uzbrojeni byli najczęściej w angielskie karabiny Brown Bess India Pattern. Broń uchodzi za solidną i składną, jednak w rękach niewyszkolonych piechurów meksykańskich była raczej mało efektywna. Należy założyć, że znaczna część karabinów lata świetności miała już dawno za sobą, co również niekorzystnie wpływało na ich skuteczność.

Niektórzy z walczących w tyralierze strzelców mogli dysponować krótkimi gwintowanymi sztucerami Bakera, które sławę zyskały m.in. pod Waterloo, gdzie strzelcy z 95. pułku dziesiątkowali francuskich piechurów, broniąc farmy La Haye Sainte. Około 2000 sztuk sprzedano Meksykanom w latach 20. Broń długości 112 cm, kalibru 15,8 mm (istniała też wersja o większym o 2 mm kalibrze) wyposażona była w charakterystyczny kordelasowy bagnet o zamkniętym jelcu. Dobrze wyszkolony żołnierz mógł oddać skuteczny strzał na dystansie prawie 300 m. W oddziałach grenadierów oprócz broni palnej żołnierze mieli półszable.

Dużym atutem Santa Anny była kawaleria, w skład której wchodziły formacje ciężkie, średnie i lekkie. Uzbrojeniem ich były szable lub pałasze, pistolety i karabinki, u kirasjerów dodatkowo płytowe kirysy i hełmy, francuskiej najpewniej proweniencji. Bardzo popularną bronią jeźdźców były lance, używane zresztą nie tylko w regimencie lansjerów. Artyleria polowa systemu Gribeauvala składała się z dział 4-, 6-, 8-, i 12-funtowych oraz 7-funtowych haubic. Były to lufy ekshiszpańskie przede wszystkim, bowiem w tym okresie w Meksyku nie odlewano jeszcze dział, poprzestając na remontach lawet i produkcji amunicji. Ta ostatnia, podobnie jak proch, była złej jakości, co miało duży wpływ na wyjątkową nieefektywność ostrzału Alamo.

[srodtytul]Zamek kapiszonowy[/srodtytul]

Ostatni typ zamka w długiej historii odprzodowej broni palnej zaczął się rozprzestrzeniać w latach 30. XIX wieku. Zasadnicze novum stanowił zapłonnik, czyli kapiszon. Była to miedziana kapsułka wypełniona piorunianem rtęci, czyli związkiem chemicznym, który wybucha pod wpływem bodźców mechanicznych. Choć pioruniany i ich właściwości znane były znacznie wcześniej, nie potrafiono z nich efektownie korzystać, co stało się zresztą przyczyną wielu nieszczęśliwych wypadków (próbowano ich używać jako ładunku miotającego). Dopiero na początku XIX wieku nastąpił przełom; najpierw niejaki Aleksander Forsyth, domorosły chemik i pastor jednocześnie, opracował skuteczną metodę inicjowania wystrzału za pomocą piorunianu (tzw. zamek flakonowy), a potem Joshua Shaw skonstruował kapiszon. Teraz wystarczyło już tylko opracować sposób przenoszenia ognia do komory nabojowej.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Reklama
Historia
Wielkie Muzeum Egipskie otwarte dla zwiedzających. Po 20 latach budowy
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Historia
Kongres Przyszłości Narodowej
Historia
Prawdziwa historia agentki Krystyny Skarbek. Nie była polską agentką
Historia
Niezależne Zrzeszenie Studentów świętuje 45. rocznicę powstania
Materiał Promocyjny
Raport o polskim rynku dostaw poza domem
Historia
Którędy Niemcy prowadzili Żydów na śmierć w Treblince
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Reklama
Reklama