W czerwcu 1854 roku sojusznicy dokonali desantu w Warnie. Lądujący tam korpus ekspedycyjny składał się z 39 tys. Francuzów i 20 tys. Brytyjczyków. Zagrożeni także koncentracją dużych sił austriackich w Galicji i wzdłuż Dunaju Rosjanie musieli zwinąć oblężenie Sylistrii i ewakuować wojska z Wołoszczyzny i Mołdawii.
W drugiej połowie lipca francuski marszałek Saint Arnaud pchnął na północ swoje oddziały z zadaniem zajęcia Dobrudży i Konstancy. Ekspedycja okazała się bardzo kosztowna, ponieważ 3,5 tys. chorych żołnierzy zawlokło do Warny epidemię cholery. Miesiąc później sytuacja wojsk sprzymierzonych stała się krytyczna: zachorowało i zmarło kolejne 3,5 tys. ludzi. Korpus aliancki przed wymarciem uratował... wielki pożar, który strawił miasto i francusko-brytyjski obóz. Z dymem poszły zapasy odzieży, obuwia i prowiantu. Udało się ocalić jedynie amunicję. To przyspieszyło działania sojuszników.
Na początku sierpnia spod Warny ruszyli oni morzem w stronę Krymu. 14 sierpnia flota angielsko-francuska dokonała desantu w Eupatorii, 45 km na zachód od Sewastopola. Była to największa z dotychczasowych operacji tego typu w historii. 300 statków transportowych, osłanianych przez 34 liniowce (w operacji wzięły udział także okręty tureckie), wysadziło na ląd ponad 60-tysięczną armię. Celem sojuszników był właśnie Sewastopol – główna baza rosyjskiej Floty Czarnomorskiej.
Francuski korpus ekspedycyjny, mimo że stopniał do 32 tys. żołnierzy, wciąż stanowił trzon sił sprzymierzonych, dysponując potężną siłą ognia 72 armat. Brytyjczyków było 26 tys. (z 24 armatami). Wraz z nimi w Eupatorii wylądowało 7 tys. żołnierzy tureckich. Marszałek Saint Arnaud oraz dowodzący angielskim korpusem ekspedycyjnym lord Fitzroy Somerset, baron Raglan, parli do starcia, wiedząc, że nie dysponują zapasami prowiantu umożliwiającymi długą kampanię. Jeden z uczestników operacji wspominał, że „wojska zostały desantowane z prowiantem na trzy dni, bez namiotów i jakichkolwiek materiałów obozowych. W tej sytuacji ta bitna armia znalazła się na nieprzyjacielskim brzegu z żywnością na dwie doby, ale bez zapasów wody, z wyjątkiem tej, która spadła z nieba”. Dlatego kolumny sprzymierzonych poruszały się wzdłuż brzegu, od rzeki do rzeki, a ich prawe skrzydło osłaniały okręty.
20 września nad rzeką Almą doszło do bitwy. Armia rosyjska Aleksandra Mienszykowa liczyła 34 tys. ludzi oraz 88 armat. Mienszykow pełnił jednak błąd – nie obsadził wzgórz u ujścia Almy, licząc, że wróg nie zdoła ich zająć. Kiedy doszło do krwawego starcia z Brytyjczykami – interesujące, że obie strony przyjęły znaną z czasów napoleońskich taktykę walki na bagnety – Francuzi obsadzili wzgórza, z których zaczęli ostrzeliwać Rosjan. Gdy po sześciu godzinach boju Mienszykow miał już ponad 5700 zabitych i rannych, zarządził odwrót do Sewastopola. Sojusznicy stracili ok. 3300 ludzi, ale był to dla nich poważny uszczerbek. Książę Cambridge Grzegorz podsumował to starcie wymownie: „Jeszcze jedno takie zwycięstwo, a Anglia zostanie bez armii”. Po dwóch dniach wojska francusko-brytyjskie dotarły wreszcie pod czarnomorską twierdzę.