[srodtytul]Gwintowane lufy i nowe pociski[/srodtytul]
W końcu lat 30. XIX wieku większość armii otrzymała nowe wzory karabinów z zamkiem kapiszonowym. Było to wydarzenie doniosłe, acz nie rewolucyjne. Wprawdzie obsługa broni była znacznie łatwiejsza, a pewność strzału stuprocentowa, jednak sposób prowadzenia walki nie uległ zmianie. Przełom nastąpił dopiero, kiedy regulaminowe karabiny otrzymały gwintowane lufy. Większy zasięg i precyzja strzału nie podlegały dyskusji, jednak trudność związana z ładowaniem powodowała, że krótkolufowych sztucerów używali dotąd jedynie nieliczni strzelcy. Należało więc uprościć sposób nabijania broni gwintowanej; osiągnięto to, wprowadzając nowy rodzaj amunicji, a zasługi na tym polu przypadły przede wszystkim Francuzom.
Aby kulę swobodnie wprowadzić w przewód nagwintowanej lufy, musiała ona, tak jak w broni gładkolufowej, mieć mniejszą średnicę. Wówczas jednak żadnej korzyści by nie osiągnięto, kula bowiem nie wrzynałaby się w gwint i tym samym nie nabierała rotacji. Zaczęto więc zwiększać jej średnicę, kiedy znajdowała się w już komorze nabojowej; uderzano stemplem w pocisk oparty o krawędź specjalnie w tym celu zaprojektowanej komory prochowej (system Delvigne). Innym sposobem było umieszczenie w dnie lufy trzpienia; wokół niego gromadził się proch, a sam stanowił oparcie dla pocisku, który również poszerzano uderzeniami stempla (system Thouvenin).
Pociski miały już kształt zaokrąglonego walca, o znacznie lepszych właściwościach balistycznych. Była to amunicja pomysłu Minie, który wkrótce jeszcze ją udoskonalił; w dnie pocisku zastosował wydrążenie, a w nim umieścił metalowy czop. W momencie strzału gazy prochowe wciskały czop do wnętrza, zwiększając tym samym średnicę pocisku. Z czasem stwierdzono, iż bez miseczki pocisk też się znakomicie uszczelniał.
Testem dla gwintowanych karabinów strzelających nową amunicją była wojna krymska; doświadczenia przeprowadzono na Rosjanach ze straszliwym dla nich skutkiem.