Była to ostatnia uliczna demonstracja wierności wobec Kościoła w Warszawie przed wejściem kraju w ciemności stalinowskiej nocy.
Kardynał Hlond zmarł 22 października 1948 roku po ciężkiej chorobie. Operacja najlepszych warszawskich lekarzy nie zatrzymała agonii. Prymasem Polski był od 1927 roku. Jego posługa przypadła na lata II wojny światowej. Rząd RP we wrześniu 1939 nakłonił go, aby wyjechał do Rzymu. Od 1944 roku prymas Polski był więźniem gestapo, które – bez skutku – próbowało go nakłonić do wsparcia antysowieckiej propagandy. Po uwolnieniu z rąk Niemców i po wizycie w Rzymie w lipcu 1945 roku kardynał wrócił do kraju. Tworzył polskie struktury kościelne na Ziemiach Zachodnich.
Władze komunistyczne – początkowo kokietujące Kościół i liczące przynajmniej na jego neutralność w czasie walki z opozycyjnym PSL i leśną partyzantką niepodległościową – szybko zabrały się do dyskredytowania Hlonda. Przygnębiony sowietyzacją Polski i osaczaniem Kościoła kardynał podupadł na zdrowiu. Na łożu śmierci mówił o otaczających go „siłach ciemności”, którym musi teraz ulec. Ale – zapowiadał – zwycięstwo przyjdzie, a „przyjdzie ono przez Maryję”. Były to jego ostatnie słowa.
Pogrzeb prymasa Hlonda zgromadził dziesiątki tysięcy Polaków z całego kraju. Odważyli się przyjechać do Warszawy, choć w tym samym czasie komuniści zaciskali obręcz donosicielstwa i ubeckiej inwigilacji. Rozbijali ostatnie leśne oddziały niepodległościowego podziemia.
Także z tego powodu pogrzeb prymasa stał się wielką narodową manifestacją.