[srodtytul]Artyleria gwintowana[/srodtytul]
W wojnie 1859 roku na arenę dziejową wkroczyły gwintowane działa. Próby z taką bronią prowadzono już wcześniej, ale dopiero upowszechnienie się karabinów z gwintowanymi lufami dało impuls do przyspieszenia prac.
Bezpieczne dotąd obsługi dział mogące na dużym dystansie zwalczać kolumny piechoty znalazły się teraz w zasięgu tej ostatniej. Problemem był sposób ładowania. Do sztucera można było wbić ołowianą kulę – szło ciężko, ale jednak; sztuka ta natomiast była niewykonalna w przypadku żelaznej armatniej kuli. Rozwiązaniem okazały się tzw. pierścienie wiodące wykonywane z miękkiego metalu, a w zasadzie specjalne czopy.
Dzięki nim pociski wpasowywano w gwint i z łatwością wpychano do komory nabojowej; po wystrzale owe czopy prowadziły pocisk w gwincie, nadając mu ruch obrotowy. Zasięg dział wzrósł wielokrotnie. Podstawową amunicją staje się walcowato-stożkowy granat z zapalnikiem uderzeniowym i chociaż w użyciu są także szrapnele, to ze względu na niedoskonałe jeszcze zapalniki czasowe stosuje się je rzadko. Powoli także dojrzewa myśl o uzbrojeniu artylerii polowej w jednolity typ działa ułatwiający i szkolenie, i zaopatrzenie w amunicję. W wojnie 1859 roku artylerię gwintowaną mieli jedynie Francuzi; wystąpili w pole z 32 bateriami 4-funtowych armat i pięcioma bateriami 12-funtowych (w baterii znajdowały się cztery działa).
Były to armaty o lufach spiżowych, które ładowano jeszcze od wylotu. Poza tym posiadali 20 baterii gładkolufowych haubic (po 12 w baterii). Szacuje się, że pod Solferino liczba pocisków wystrzelonych z francuskiego działa wyniosła średnio 53, podczas gdy u Austriaków zaledwie 29. Można założyć, że straty tych ostatnich byłyby znacznie większe, gdyby artylerzyści Napoleona mieli przed wojną czas na wystarczające szkolenie. Niebawem wszystkie kraje wprowadziły działa gwintowane (np. Austria w 1861), nawet odtylcowe, jak w Prusach.