Około godz. 9.30 dwie dywizje II korpusu Sumnera wkraczały do walki, kierując impet natarcia na oddziały gen. Longstreeta. Ich linie opierały się o zapadłą polną drogę ogrodzoną z dwóch stron grubymi drewnianymi płotami. Tworzyło to naturalną pozycję obronną, trudną do przebycia dla nacierającej piechoty.

Brygady generałów D. H. Hilla i Andersona odparły pierwsze ataki dywizji Frencha i Richardsona. Wywiązała się mordercza walka ogniowa. Z każdą salwą straty obu stron nieubłaganie rosły. Siły karabinowego ognia nie wytrzymywali nawet najtwardsi żołnierze. Słynna nowojorska Irlandzka Brygada została zdziesiątkowana i zmuszona do wycofania się na tyły. Dowódcy obu stron wprowadzali do akcji kolejne pułki.

Szarże i kontrszarże trwały niemal przez trzy godziny. Niebawem zabici i ranni wypełnili całą drogę, zamieniając ją w zatrważające cmentarzysko. Pomiędzy potrzaskanymi płotami można było przejść po trupach, nie dotykając ziemi. Po bitwie drogę okrzyknięto Krwawą Aleją.

W końcu jedna z konfederackich brygad nie wytrzymała naporu wroga i zaczęła opuszczać swoje pozycje, odsłaniając flanki pozostałych oddziałów. Efektu domina nie udało się powstrzymać. Wkrótce wszystkie pułki zaczęły się cofać. Dywizje federalne próbowały nacierać dalej – ich marsz powstrzymała dopiero rezerwowa artyleria gen. Longstreeta.

O godz. 13 linie obronne Lee wisiały na włosku. Wystarczyło, aby McClellan uruchomił swoje rezerwy, a byłoby po bitwie. Ten jednak ciągle się wahał i nie zdając sobie sprawy ze słabości przeciwnika, oczekiwał kolejnego kontrataku.