Zamieszkiwały ją ludy Bantu, z których na czoło wybili się w XIX w. Zulusi. Ojczyste ich ziemie – leżące na północ i zachód od Durbanu – rozciągają się między wybrzeżem Oceanu Indyjskiego, z dziesiątkami rybackich wiosek i modnych kąpielisk z pięknymi plażami, poprzez sawanny i wyżynne lasy w głębi lądu aż po górskie łańcuchy Drakensbergu przy granicy z Lesotho.
Po utracie własnego królestwa Zulusi przetrwali w swych starych osadach napór Burów, panowanie Anglików i czasy rządów białej mniejszości w RPA. W dzisiejszej prowincji KwaZulu-Natal rdzenna ludność odgrywa po latach apartheidu coraz większą rolę. W zuluskich wioskach wraca się do starych tradycji, tańców, obrzędów i rzemiosł. Inna rzecz, że są one najżywsze w „osadach kulturowych” żyjących z turystyki.
[srodtytul]Ulundi[/srodtytul]
Dawna stolica zuluskich królów to dziś liczące 11 tys. mieszkańców miasteczko na żyznej równinie w pobliżu rzeki White Umfolozi. Otoczone pierścieniem ludnych wsi, jest nadal sercem kraju Zulusów. Na zachód od jego zabudowań wznosi się poświęcony bitwie z 1879 r. okazały, nakryty kopułą monument o ścianach z kamieni – przypominający jednocześnie średniowieczną miejską bramę, kolonialny fort i wczesnochrześcijańską świątynię. W pobliżu budowli, na której widnieje napis, że wzniesiono ją ku czci „dzielnych wojowników, którzy padli w obronie starego ładu ludu Zulusów”, białymi kamieniami oznaczono zarys obronnego czworoboku wojsk angielskich.
Na skraju Ulundi archeolodzy odsłonili pozostałości wcześniejszej stolicy i rezydencji królewskiej – Ondini. Część jej budynków zrekonstruowano. Największą atrakcją turystyczną Ulundi jest jednak doroczny Królewski Taniec Trzcin. W każdą drugą sobotę września przed królewski pałac Enyokeni przybywają z całego kraju Zulusów tysiące dziewcząt niosących rzeczne trzciny. Ubrane jedynie w wąskie pasy wokół bioder popisują się swymi tańcami, śpiewem i naszyjnikami z kolorowych paciorków.