Na wzór koszar organizowano państwa już w starożytności. Takim było ponad 3 tysiące lat temu państwo Hetytów, którzy setkami rydwanów najeżdżali inne kraje Bliskiego Wschodu, niosąc śmierć ogniem i żelazem. Wśród greckich polis najbardziej plac musztry przypominał spartański Lacedemon, ale i obywatele innych miast-państw obowiązani byli do służby wojskowej od młokosa po starca niemal, a zaprawiali się do niej systematycznie, walcząc na przykład w konkurencji zwanej pankrationem. Dozwolone były wszelkie śmiertelne ciosy i chwyty. Dzisiejsza wolnoamerykanka w klatkach przypomina przy pankrationie dziecięcą zabawę. Śladem Greków podążyli Rzymianie.
W czasach nowożytnych totalne, rzec można, społeczeństwa wojowników wyrosły na niezmierzonych połaciach azjatyckiego Wielkiego Stepu, skąd ruszały na zachód hordy Hunów i Mongołów. Ale i europejscy wikingowie nieźle radzili sobie z podbojami, rabunkiem i rzeziami opornych, ruszając całymi szczepami na wyprawy, do których sposobili się od dziecka, i które stanowiły treść ich, uczciwszy uszy, kultury. Tak naprawdę porzucili ów proceder dopiero na początku XVIII wieku. Wtedy to powstały w centrum Europy, na nasze dziejowe nieszczęście u granic Rzeczypospolitej, koszary co się zowie – Prusy Hohenzollernów. Ich najbardziej zbójecki i amoralny władca Fryderyk II ucieleśniał, zdaniem największego z ówczesnych filozofów, przymioty króla oświeconego.
Jeżeli taką opinią cieszył się w cywilizowanej, he, he, Europie Stary Fryc, to dlaczego odmówić szacunku i uznania władcom Zulusów? Jeden z poprzedników bohatera dzisiejszego zeszytu zuluskiego króla Catewayo stworzył przecież takie mniej więcej afrykańskie Prusy. Chodzi o słynnego Czakę, który na początku XIX wieku podbił i zjednoczył pod swą władzą zuluskie plemiona, wszystkich mężczyzn uczynił żołnierzami, sformował z nich oddziały na czas pokoju i wojny, uzbroił w poręczne dzidy i tarcze, nauczył skutecznej taktyki bawolego łba.
Wymagał, aby bez litości zabijali wrogów, a nie tylko – jak przedtem – ich straszyli. Co ciekawe, był rówieśnikiem pruskiego generała Clausewitza, z jego teorią o „niszczeniu żywych sił przeciwnika”, jako celu operacji wojskowych. Nasza historia dzieje się 60 lat później. Tyle przetrwały afrykańskie koszary od czasów Czaki. I pewnie trwałyby do dzisiaj, gdyby Anglicy mieli dzidy i tarcze zamiast karabinów.