Pierwszy z nich utrzymywało Towarzystwo Pomoc dla Sierot. Na drugie starali się łożyć robotnicy i Towarzystwo Nasz Dom.
Do przytułku tego pierwszego towarzystwa (na ul. Franciszkańskiej 2) wprowadziła Korczaka (1908) Stella Eliasbergowa. Należała do grona jego aktywistów składającego się w większości z przedstawicieli wolnych zawodów. Dla wielu z nich żywa była zarówno tradycja inteligenckiego zaangażowania społecznego, jak i odpowiednio zaadaptowany wzorzec żydowskiej dobroczynności wobec sierot, gdzie filantropia zastępowała stopniowo religijnie motywowane miłosierdzie.
Pod rządami dr. Henryka Goldszmita placówka, dająca początkowo dzieciom jedynie dach nad głową i wyżywienie, jak wiele innych, podobnych w Warszawie, stawała się powoli prawdziwym Domem Sierot, zanim jeszcze uzyskała własny gmach (1912 r.). Była rzeczywiście zakładem wychowawczym – jak brzmiało dopełnienie nazwy Naszego Domu w Pruszkowie.
Od początku, jako członek komisji budowlanej, Korczak zabiegał o dom z prawdziwego zdarzenia, budynek duży, przestronny, starannie wyposażony. Choć niektórzy sarkali wtedy, że to zbytek... Okazało się jednak, że dzieci szanowały ten „zbytek”. Przykładały się do pracy, która utrzymywała dom w czystości. Organizowane dla nich dyżury spełniały ważną funkcję wychowawczą.
Własna ferma, internat, kolonie w Gocławku – to były dalsze etapy działalności podjętej, by zapewnić dzieciom właściwy poziom życia i opieki. I bursa, która gromadziła byłych wychowanków chcących się dalej kształcić oraz młodych ludzi z zewnątrz, którzy zasilali kadrę, ucząc się.