Poznajemy go przed 1 września 1939 roku, gdy odprowadza go „na wojnę” cała rodzina, a w istocie żydowska kapela, którą kierował jego ojciec Judka, „pierwszy prymista na trzy powiaty”. W drodze do koszar w Tarnowie (był artylerzystą) wołano za nim: „Żyd, Żyd!”, wyśmiewano jego pejsy, ktoś nawet go uderzył.

Mojsze był artylerzystą, i to sprawnym, na początku wojny udało mu się zestrzelić samolot. Za jego sterami siedziała jednak kobieta, co uznał za zły znak.

Po dwutygodniowej wojaczce wrócił do rodzinnej wsi, skąd wywieziono go do miasteczka, do getta. Tam utracił wszystkich bliskich, sam uciekł i ukrywał się w lesie we własnoręcznie wykopanej jamie. Żywił się zbożem, bobem i orzechami laskowymi. Wypatrzył go w lesie granatowy policjant i nasłał żandarmów. Gdy podchodzili pod ziemiankę, Mojżesz wysadził się granatami, które otrzymał od przyjaciela partyzanta. Poturbował przy tym żandarmów.

Gdy go pytano, co jest mu bliższe w haśle „Bóg i Ojczyzna”, odpowiadał: „Bóg nie mój, Ojczyzna przyszywana. Zostało mi to »i«”.