Zdobyty teren nie miał kompletnie żadnego znaczenia strategicznego. 90 tysięcy Brytyjczyków uznano za zaginionych. Po dziś dzień farmerzy w tej okolicy natykają się przy orce na ludzkie kości. Chyba jedyną korzyścią bitwy było to, że odciągnęła ona siły niemieckie z południowych części frontu.

Dało to oddech armii francuskiej, przez którą przelewała się wówczas fala buntów.Oczywiście informacje o tak horrendalnych warunkach, w jakich toczono bitwy pod Passchendaele i absurdalności samej bitwy, nie przedostawały się przez sito cenzury, a do prasy trafiał wyidealizowany obraz pola walki. Dopiero po wojnie rozgorzała w Wielkiej Brytanii publiczna debata nad odpowiedzialnością za tę niepotrzebną hekatombę. Niemcy wspominali walki pod Ypres równie traumatycznie.

Szef sztabu 4. Armii walczącej we Flandrii gen. Kuhl wspominał, że „żadna dywizja nie potrafiła wytrwać w tym piekle dłużej niż dwa tygodnie”. Wtórował mu naczelny kwatermistrz armii niemieckiej gen. Erich Ludendorff: „Okropieństwa pobojowiska spod Verdun zostały jeszcze przewyższone. To nie było już życie, to było niewypowiedziane cierpienie”. Niemców walki kosztowały 260 tys. ofiar.

Bitwa ta weszła, obok zdobycia w kwietniu 1917 r. wzgórz Vimy Ridge i walk wokół Arras, do mitologii narodowej biorących w niej udział Kanadyjczyków. Dosłownie kilka tygodni temu, bo w październiku 2008 r. na ekrany kin wszedł kanadyjski film wyreżyserowany przez Paula Grossa zatytułowany „Passchendaele”. Udział wojsk kanadyjskich w wojnie przyczynił się do narodzin w tym brytyjskim dominium świadomości narodowej i ukształtowania się z czasem odrębnego, kanadyjskiego narodu.

Natomiast porty belgijskie w Zeerbruge i Ostendzie – chybiony cel bitwy pod Passchendaele – udało się częściowo zamknąć poprzez śmiałe akcje floty brytyjskiej wiosną 1918 r., podczas których zablokowano poprzez zatopienie specjalnie w tym celu przygotowanych statków u wejścia do portów.