8 kwietnia 1940 roku kpt. Jan Grudziński, dowódca polskiego okrętu podwodnego „Orzeł”, który patrolował wybrzeża Norwegii, zauważył przez peryskop na wysokości Lillesand statek handlowy. Gdy „Orzeł” podpłynął bliżej, okazało się, że to niemiecki frachtowiec „Rio de Janeiro” z Hamburga. Kpt. Grudziński kazał wynurzyć okręt i wezwał frachtowiec do zatrzymania. „Rio de Janeiro” zlekceważył sygnały, zaczął uciekać.

„Orzeł” dogonił go i wysłał szalupę z załogą abordażową. Ale Niemcy wezwali pomoc drogą radiową. Wkrótce na horyzoncie pojawiły się kutry patrolowe. Nie było już czasu na abordaż. „Orzeł” odpalił dwie torpedy – o godz. 12.45 „Rio de Janeiro” poszedł na dno.

Norweska straż przybrzeżna uratowała z tonącego statku 120 niemieckich żołnierzy. Po przewiezieniu na ląd zeznali szefowi policji w Lillesand, że płynęli do Bergen z pomocą na prośbę rządu norweskiego. Komendant połączył się z dowództwem marynarki wojennej w Oslo, składając meldunek o tym, co się wydarzyło, ale rozmówcy nie zainteresowali się sprawą. Podobnie zareagował dyżurny odbierający telefon w norweskim Sztabie Generalnym. Dopiero urzędnicy z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wydali rozkaz rozbrojenia i zatrzymania rozbitków oraz zaalarmowali rząd, który nakazał siłom zbrojnym stawić opór obcym okrętom wojennym zbliżającym się do norweskich portów.

Niezrozumiała była również reakcja brytyjskiej admiralicji. Informacja z „Orła” o zatopieniu w pobliżu Norwegii „Rio de Janeiro” przewożącego niemieckie wojsko dotarła do Londynu wieczorem 8 kwietnia. Jednak oficer dyżurny nie nadał jej klauzuli pilności i odłożył do spraw bieżących. Depesza została odczytana dopiero rano 9 kwietnia, kiedy Niemcy rozpoczęli już inwazję na Danię i Norwegię.

[i]Zbigniew Wawer, historyk wojskowości, autor programów i filmów dokumentalnych o II wojnie światowej[/i]