Większość dywizji użytych w Ardenach stanowiły jednostki odtwarzane w pośpiechu po klęsce normandzkiej. Piąty rok krwawej wojny zmusił Trzecią Rzeszę do sięgnięcia po głębokie rezerwy ludzkie. Do reorganizowanych dywizji kierowano coraz młodsze roczniki poborowych, a także personel lądowy Kriegsmarine i Luftwaffe. Dowódcy dywizji zgłaszali, że ich jednostki są zdatne jedynie do działań obronnych, a w razie rzucenia do ataku poniosą duże straty ze względu na słabe wyszkolenie rekrutów. Narzekano także na niedostatek oficerów i podoficerów z doświadczeniem frontowym.
Aliancka strategia ciągłego nacisku na niemiecki front uniemożliwiła przygotowanie wszystkich jednostek przeznaczo- nych do ofensywy. Części z nich użyto w lokalnych przeciwnatarciach, przez co nie miały czasu na wypoczynek i uzupełnienie stanów. Było to szczególnie widoczne w 5. Armii Pancernej, której dywizje osiągnęły 60 – 80 proc. wartości bojowej. Najlepiej wyglądała 6. Armia Pancerna, do której przydzielono m.in. cztery dywizje pancerne SS. Ostatecznie w pierwszym dniu operacji na stanowiskach wyjściowych znalazło się ok. 250 tys. niemieckich żołnierzy, 1900 dział i 1000 wozów bojowych.
Niemców czekało trudne zadanie, gdyż pod koniec 1944 roku armia amerykańska była sprawną machiną wojenną, bogatszą o doświadczenia kampanii w Afryce Północnej, we Włoszech i Francji. Amerykańscy dowódcy mogli już poznać smak niemieckich ataków pancernych pod Kassarine, Salerno, Anzio czy na polach Normandii. Korpus gen. Middletona, który przyjął na siebie pierwsze uderzenie w Ardenach, stanowił mieszankę rutyny i młodości. W składzie 4. i 28. Dywizji Piechoty znajdowały się jednostki ostrzelane w walce. Natomiast pułki 99. i 106. Dywizji były prawie całkowicie zielone i miały za sobą zaledwie kilka starć na pierwszej linii frontu. Większość amerykańskich dywizji wchodzących do walki w późniejszych dniach ofensywy w Ardenach stanowiły jednostki z dużym doświadczeniem bojowym.
Czas spędzony przez dywizję na froncie nie zawsze przekładał się na jej jakość.
Nowi żołnierze musieli się uczyć przetrwania na polu walki. Oddziały frontowe rzadko były wycofywane z linii. Brak odpoczynku i ciągły stres doprowadzały nawet najtwardszych żołnierzy do przekroczenia granic ludzkiej wytrzymałości. Na ogół jednak każda jednostka – pluton, kompania – miała weteranów, którzy utrzymywali zwartość pododdziałów i przekazywali rekrutom wiedzę i doświadczenie.