Październik i listopad 1944 roku minęły sprzymierzonym na przewlekłych walkach. Na północy dywizje Montgomery’ego toczyły zacięte boje o oczyszczenie z niemieckich oddziałów ujścia rzeki Skaldy. Na południu dywizje amerykańskiej 1. Armii ugrzęzły pod Akwizgranem i w lesie Hürtgen. Niewiele lepiej wiodło się 3. Armii, która powoli (tempo natarcia spadło do 1 km dziennie) wypierała Niemców z Alzacji i Lotaryngii.

Początek kolejnej ofensywy sztab najwyższego dowódcy sprzymierzonych gen. Dwighta Eisenhowera zaplanował na przełom 1944 i 1945 roku. Przełamanie linii Zygfryda miało się odbyć na skrzydłach alianckiego ugrupowania. Główny ciężar natarcia na życzenie Montgomery’ego wzięła na siebie północna 21. Grupa Armii wzmocniona 9. Armią amerykańską. Na południowym odcinku frontu miała atakować 3. Armia Pattona. Celem obu uderzeń były dwa wielkie ośrodki niemieckiego przemysłu – zagłębia Ruhry i Saary.

Łącznikiem pomiędzy dwiema zaczepnymi flankami była znajdująca się w centrum alianckiego ugrupowania 1. Armia gen. Hodgesa. Obsadzała ponad 200-kilometrowy pas frontu. Najdłuższy, 130-kilometrowy, odcinek biegnący przez Ardeny powierzono 8. Korpusowi gen. Middletona. Tak duże rozciąganie linii obronnych było niezwykle ryzykowne, lecz sztabowcy nie wierzyli, że po srogich batach we Francji Wehrmacht jest jeszcze zdolny do akcji zaczepnej na dużą skalę, do tego zimą i w tak trudnym, pagórkowatym i gęsto zalesionym, terenie. Dowódcy amerykańscy zignorowali doświadczenia z kampanii 1940 roku, gdy niemieckie jednostki pancerne śmiałym uderzeniem przez Ardeny zupełnie zaskoczyły Francuzów i ominęły umocnienia linii Maginota. Rejon ten nazywali wręcz wypoczynkowym, kierując do korpusu Middletona jednostki wyczerpane walkami oraz młodych rekrutów potrzebujących frontowej adaptacji.