Po godzinie dewastowania wyspy do akcji wkroczyły samoloty, rozpoczynając krótkie, ale intensywne bombardowanie celów bezpośrednio przy plażach.
Około godz. 8 tuziny specjalnych barek uzbrojonych w szybkostrzelne działka małokalibrowe rozpoczęły czyszczenie plaż, wypluwając w ich kierunku setki tysięcy pocisków. Kwadrans później ku brzegom Okinawy ruszyły pierwsze fale amfibii szturmowych. O godz. 8.32 na flagowym pancerniku „Tennessee” odebrano komunikat: „Pierwsza fala wylądowała na brzegu”. Tym razem nie doszło do rzezi na podobieństwo Iwo Jimy czy Palau.
Ku zaskoczeniu lądujących Amerykanów symboliczny opór próbowała im stawić tylko jedna japońska bateria moździerzy oraz kilka słabo uzbrojonych grup piechoty. Po południu zajęto lotniska Yontan i Kadena, co planowano dopiero na czwarty dzień natarcia. Straty tego dnia wyniosły zaledwie 28 zabitych i 104 rannych, a amerykański przyczółek rozciągał się już na obszarze długim na 13 i szerokim na 4,5 kilometra. Na ląd zdołano przerzucić ponad 50 tys. ludzi i znaczną część ciężkiego sprzętu.
Kolejne dni upłynęły Amerykanom na poszerzaniu zdobyczy terytorialnych. 2 i 3 kwietnia
oddziały 7. Dywizji Piechoty i 1. Dywizji Marines dotarły do wschodnich wybrzeży Okinawy. Od 4 kwietnia 6. Dywizja Marines, kierując się na północ, zajmowała kolejne części wyspy. W amerykańskim sztabie coraz głośniej zadawano sobie pytanie: „Gdzie, do cholery, pochowały się te Japońce!?”. Wśród prostych żołnierzy zaczęła narastać nadzieja, że „żółtki” opuściły wyspę.