Atak na ambasadę USA w Sajgonie – klęska przekuta w zwycięstwo

Zapewne na skutek złej koordynacji pierwsza faza ofensywy rozpoczęła się dzień przed terminem – 30 stycznia. Szturmy na miasta na obszarach I i II Korpusu dość łatwo odparto.

Publikacja: 06.03.2009 06:27

Żołnierze armii południowowietnamskiej podczas walk w Sajgonie, luty 1968 r.

Żołnierze armii południowowietnamskiej podczas walk w Sajgonie, luty 1968 r.

Foto: Archiwum „Mówią wieki”

Red

Choć komunikaty mówiły o „poważnej sytuacji”, w Sajgonie nie ogłoszono godziny policyjnej, a większość członków rządu Republiki Wietnamu przebywała poza miastem. Wydawało się, że komunistów nie stać już na większy wysiłek. Gdy 31 stycznia zaatakowali oni 36 z 44 stolic prowincji, pięć z sześciu dużych miast, 64 stolice okręgów oraz liczne obiekty militarne, skala i zasięg ofensywy zaskoczyły alianckich dowódców.

Siły Wietnamskiej Armii Ludowej i Vietcongu, które wzięły udział w tej operacji, oblicza się na 80 tys. żołnierzy. Na czele, korzystając z osłony ostrzału rakietowego i moździerzowego, podążały oddziały saperów, łącząc się w miastach z jednostkami, które przeniknęły tam wcześniej. Potem przybywały oddziały wsparcia, podczas gdy inne czekały w zasadzce na spodziewane alianckie posiłki. Oficerowie polityczni zachęcali ludność, by przyłączyła się do rzekomego powstania i przeczesywała ulice w poszukiwaniu „wrogów ludu”.

Spośród 35 batalionów atakujących sześć głównych celów w rejonie Sajgonu 11 (ponad 4000 ludzi) szturmowało centrum miasta bronionego przez 10 batalionów armii południowowietnamskiej i 17 tys. policjantów. Na szpicy podążał elitarny batalion saperów C-10 (250 kobiet i mężczyzn), którego celem była m.in. ambasada USA. O godz. 2.45. 19-osobowy oddział wysadził dziurę w murze otaczającym teren ambasady. Ochrona budynku została całkowicie zaskoczona. Żołnierz strzegący wejścia zatrzasnął ciężkie, tekowe drzwi, ale po chwili został ranny po wybuchu pocisku z granatnika. Jego kolega ukryty na dachu próbował ostrzeliwać napastników, lecz zacięła mu się broń.

Mimo to Amerykanom sprzyjało szczęście, gdyż dowodzący atakiem dwaj oficerowie Vietcongu pierwsi wtargnęli na dziedziniec i zaraz zostali zabici. Pozbawieni dowódców saperzy, choć dysponowali dużą ilością materiału wybuchowego C-4, nie wdarli się do środka. Ostrzelali fasadę kancelarii z granatników, po czym zalegli pośród betonowych klombów, strzelając do przybywającej odsieczy. Po sześciu godzinach walki wszyscy zostali zabici lub ranni. Mimo to ich ofiara nie poszła na marne.

O godz. 9.20. w ambasadzie pojawił się gen. Westmoreland i podczas zorganizowanej naprędce konferencji prasowej oświadczył, że sytuacja została opanowana. Jednak przerażeni dziennikarze przyjęli te słowa sceptycznie, gdyż z dziedzińca na ich oczach wynoszono zakrwawione zwłoki komunistów, a z oddali cały czas słychać było eksplozje i serie broni maszynowej. Do tego niektórzy żandarmi z 716. batalionu, będący pierwszy raz w boju, mylnie informowali ich, że Vietcong wtargnął do ambasady.

W świat poszły dramatyczne korespondencje, iż zaatakowano i rzekomo zajęto symbol amerykańskiej obecności w Wietnamie. Donosiły o tym wielkimi literami nagłówki wpływowych porannych gazet Wschodniego Wybrzeża, a także serwisy i programy informacyjne stacji telewizyjnych i radiowych. Wydawało się, że zaprzeczenia Westmorelanda były kłamstwem.

Ten mały, odważny, ale źle zaplanowany i wykonany rajd na cel o znikomej wartości militarnej miał wywołać wrażenie przede wszystkim na Wietnamczykach z Południa. Ale jego wpływ na amerykańską opinię publiczną uczynił go paradoksalnie jedną z ważniejszych akcji tej wojny. Komunistyczne dowództwo, choć początkowo uważało ją za porażkę, na wieść o reakcji amerykańskich mediów nagłośniło atak na ambasadę propagandowo.

Choć komunikaty mówiły o „poważnej sytuacji”, w Sajgonie nie ogłoszono godziny policyjnej, a większość członków rządu Republiki Wietnamu przebywała poza miastem. Wydawało się, że komunistów nie stać już na większy wysiłek. Gdy 31 stycznia zaatakowali oni 36 z 44 stolic prowincji, pięć z sześciu dużych miast, 64 stolice okręgów oraz liczne obiekty militarne, skala i zasięg ofensywy zaskoczyły alianckich dowódców.

Pozostało 87% artykułu
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy