W przekonaniu wielu teoretyków rozwój techniczny broni, zwłaszcza artylerii i karabinów maszynowych, sprawił, że nie można było szybko rozstrzygnąć konfliktów zbrojnych. Pojawienie się czołgu i samolotu – nowych ofensywnych rodzajów broni – nie zmieniło zasadniczo tego spojrzenia. Niewielu wojskowych dostrzegło pełnię ich możliwości.
Dlatego w latach 20. i 30. XX stulecia większość państw europejskich przyjęła doktrynę obronną, dostosowując do niej swe siły zbrojne. Niemal cały kontynent ogarnęła gorączka umacniania granic. W zamyśle strategów fortyfikacje miały powstrzymać pierwsze uderzenia nieprzyjaciela i dać czas na pełną mobilizację własnej armii do kontruderzenia. Fortyfikacje miały także spełniać rolę psychologicznego straszaka. Straty, jakie musiałby ponieść atakujący, miały ostudzić jego zapał do agresji.
Symbolem tych tendencji stała się francuska linia Maginota. W odczuciu Francuzów linia potężnych umocnień z betonu i stali zbudowana wzdłuż granicy z Niemcami zapewniała krajowi pełne bezpieczeństwo. W 1940 roku okazało się, jak złudne było takie myślenie, które na dodatek duchowo obezwładniło społeczeństwo francuskie i armię.
Niemcy były też największym zagrożeniem dla Czechosłowacji i przeciwko nim wzniesiono nowoczesną linię Benesza.
Jej znaczenie dla obronności kraju było tak wielkie, że jednostki obsadzające fortyfikacje uznawano za elitę armii. Gdy pod presją mocarstw Czesi w 1938 roku musieli oddać Hitlerowi umocniony rejon Sudetów, stali się właściwie bezbronni wobec zachodniego sąsiada. Naprzeciw Bułgarii Grecy wykuli w górskich skałach linię Metaksasa. Rumuni oddzielili się od węgierskich i sowieckich sąsiadów linią Karola. W Niemczech potajemnie rozbudowywano Wał Zachodni, a w ZSRR propaganda straszyła rzekomych polskich agresorów linią Stalina.