2. DAK, która ogniem na wprost zniszczyła kilka wozów, zmuszając przeciwnika do odwrotu.
Wyjątkowo spokojnie było na południowym odcinku. Słaby atak niemiecki bez problemu odparli piechurzy z 84. Pułku.
[b]5. Krytyczny moment bitwy[/b]
Tym razem przerwa w walkach trwała dłużej. Niemcy szykowali się do kolejnego uderzenia. Po stronie polskiej zbierano rannych i poległych, transportując ich na tyły. Porządkowano szyki, uzupełniano amunicję i poprawiano pozycje obronne. Widok polany był dramatyczny. Płonęły zabudowania i dopalały się wraki niemieckich pojazdów, zasnuwając niebo ciemnym, gryzącym dymem.
Około godz. 15 nastąpiło kolejne przygotowanie artyleryjskie połączone z nalotami lotniczymi. Polskie pozycje zakotłowały się od wybuchów. Niemcy uderzyli mocno na całym froncie. Na północy nieprzyjaciel posuwał się lasami w kierunku linii kolejowej, skutecznie opóźniany przez ułanów 19. Pułku. Ułani organizowali zasadzki i lokalne kontrataki, ostrzeliwując kolumny przeciwnika i wycofując się na kolejne pozycje. Jednak Niemcy dotarli do toru kolejowego, przekraczając go i ruszając na Izbiska. Jeszcze raz sytuację uratowały polskie pociągi pancerne. „Śmiałego” wsparł teraz nr 52 „Piłsudczyk” przydzielony do 30. DP. Pojawiły się niespodziewanie, przyłapując Niemców w trakcie uzupełniania paliwa z cystern. Huraganowy ogień dział i cekaemów oraz wypad plutonu szturmowego wywołały panikę i zmusiły niemiecką kolumnę do odwrotu. Oba pociągi zostały po kilka razy trafione, ale zdołały powstrzymać natarcie niemieckie na tym odcinku.
Zgrupowanie ok. 80 czołgów wspartych tym razem piechotą przejechało pomiędzy płonącymi zabudowaniami wsi i spadło na polską pozycję obronną. Było to najsilniejsze z dotychczasowych natarć. Wykrwawionym Polakom zaczęło brakować amunicji. By nie uszczuplać żołnierzy z pierwszej linii, rolę donoszących wzięli na siebie oficerowie 12. Pułku: dowódca, jego zastępca, adiutanci oraz dowódcy szwadronów. Niemcom udało się przedrzeć i dotrzeć w kilku miejscach do linii kolejowej. II i III bateria DAK po stracie połowy dział i wyczerpaniu się amunicji wycofała się do lasu za torem. Nastąpił krytyczny moment bitwy.
Pułkownik Filipowicz zdecydował się na uruchomienie ostatnich odwodów. Do kontrataku ruszył 21. Dywizjon Panc., a linię obrony i lukę pomiędzy 84. PP obsadził 2. PSK. Słabo opancerzone tankietki i samochody pancerne nie miały wielkich szans w starciu z niemieckimi czołgami i artylerią, toteż
21. Dywizjon, straciwszy kilka wozów, wycofał się. Jego akcja spowodowała jednak spore zamieszanie w niemieckich szeregach. Silny ogień resztek ułanów i świeżo przybyłych strzelców kon-nych dopełnił dzieła. Po godz. 16 Niemcy cofnęli się, ok. godz. 17 bitwa zaczęła wygasać.
Na południowym odcinku Niemcy wyprowadzili silne natarcie piechoty, wyrzucając piechurów z 84. Pułku z ich stanowisk i spychając ich do lasu. Fatalne wiadomości nadeszły z sąsiedniego odcinka. Niemiecka 1. DPanc, przełamawszy front, parła na wschód. W tych okolicznościach brygada otrzymała rozkaz, by w nocy oderwać się od przeciwnika i wycofać się na kolejną pozycję opóźniania w rejonie miejscowości Ostrowy. Bój pod Mokrą dobiegł końca.
[b]6. Bilans[/b]
Bitwa pod Mokrą trwała ok. dziesięciu godzin. Straty polskie wyniosły ponad 500 żołnierzy i ok. 300 koni. Utracono też sześć dział polowych, kilka działek ppanc. oraz kilka samochodów pancernych i tankietek. Jednak to Polacy wykonali zadanie, przez cały dzień odpierając zaciekłe ataki o wiele silniejszego przeciwnika. Główne przyczyny sukcesu to: świetne wyszkolenie i wysokie morale polskich żołnierzy, znakomite wykorzystanie walorów obronnych terenu i własnych środków przeciwpancernych, perfekcyjne dowodzenie i wykorzystanie odwodów przez płk. Filipowicza.
Elitarna jednostka Wehrmachtu doznała spektakularnej porażki, i to już w pierwszym dniu wojny. Straty niemieckie szacuje się na ponad 1 tys. ludzi oraz ponad 100 pojazdów pancernych, w tym ok. 70 czołgów (większość uszkodzonych pojazdów została potem wyremontowana). Niemcy zapłacili wysoką cenę za zlekceważenie przeciwnika, złe rozpoznanie polskich pozycji, słabe współdziałanie poszczególnych rodzajów broni (czołgów, piechoty i lotnictwa). Bitwa pod Mokrą dowodzi, że polska kawaleria we wrześniu 1939 roku była w stanie nawiązać równorzędną walkę z o wiele silniejszym przeciwnikiem. A nie jest to przykład jedyny. Przez cały okres wrześniowych zmagań kawalerzyści bili się dzielnie na wszystkich frontach.
[srodtytul]Szarża pod Krojantami[/srodtytul]
Bohaterami tej szarży byli żołnierze I i II szwadronu 18. Pułku Ułanów Pomorskich z Pomorskiej BK operującej w ramach Armii „Pomorze”. 1 września siły główne brygady stacjonowały w rejonie Brus i Lubni, podczas gdy
18. Pułk, 1. Batalion Strzelców, II bateria 11. DAK, szwadron kolarzy oraz szwadron czołgów rozpoznawczych działały w okolicy Chojnic.
Miasta bronił baon strzelców. Na północ od niego, między Chojnicami a Jeziorem Charzykowskim, pozycje ob- ronne zajmował 85. Batalion Obrony Narodowej. Na polskie zgrupowanie wyszło uderzenie niemieckiej 20. Dywizji Zmotoryzowanej. Wobec przygniatającej przewagi Niemców oddziały polskie dostały rozkaz odwrotu za rzekę Brdę. Aby ułatwić ten ryzykowny manewr piechocie, 18. Pułk miał wykonać przeciwuderzenie. Dowódca pułku płk Kazimierz Mastalerz wydzielił dwa szwadrony i zarządził skryte podejście lasem w kierunku jednej z nacierającej kolumn niemieckich. Niedaleko wsi Krojanty, będąc jeszcze w lesie, ale już pod ogniem Niemców, nakazał szarżę. Szwadrony rozwinęły się i ruszyły galopem. Wyjeżdżając na pole, ułani przeszli w cwał i z dobytymi szablami runęli na zaskoczonych Niemców. Ogień broni maszynowej nie zdołał ich zatrzymać. Ułani wpadli między Niemców, siekąc szablami i rozpraszając ich. W tym momencie nadjechała nowa kolumna wroga, która rozpoczęła silny ostrzał. Polacy z ciężkimi stratami musieli się wycofać. W akcji poległ m.in. płk Mastalerz. Ale tego dnia ruch Niemców został powstrzymany.
Szarża ta miała znaczenie wyłącznie lokalne. Pokazała, że mały oddział kawalerii jest w stanie zaskakującym uderzeniem zatrzymać przeciwnika, oraz że w sprzyjających okolicznościach natarcie konne ma szanse powodzenia.
[srodtytul]Boje kawalerzystów gen. Abrahama[/srodtytul]
Po klęsce nad Bzurą Armia „Poznań” i resztki Armii „Pomorze” rozpoczęły odwrót w kierunku Warszawy. Niemcy za wszelką cenę starali się odciąć to zgrupowanie od stolicy. Polskie oddziały musiały się przebijać, a rola szpicy przypadła kawalerzystom gen. Romana Abrahama. Na początku dowodził on Wielkopolską BK, która w trakcie walk nad Bzurą stoczyła zwycięskie boje pod Sobotą i Walewicami. Między 13 a 16 września toczyła ciężkie walki, broniąc przeprawy przez Bzurę w rejonie Brochowa. Udało jej się odeprzeć natarcia części 4. DPanc. (to kolejna porażka tej dywizji w walce z polską kawalerią) oraz Pułku SS „Leibstandarte Adolf Hitler”. 15 września z resztek Wielkopolskiej i Podolskiej BK utworzono grupę kawalerii, której dowództwo objął gen. Abraham.
Wieczorem 19 września część grupy natknęła się w Wólce Węglowej pod Warszawą na Niemców, którzy otworzyli ogień. Dowódca 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich płk Edward Godlewski podjął błyskawiczną decyzję i wydał rozkaz szarży. Zaskoczeni Niemcy rozpierzchli się. Zaraz jednak Polacy dostali się pod silny ostrzał ze wsi Mościska i znajdujących się w pobliżu pojazdów pancernych, ponosząc duże straty (ponad 100 zabitych, 100 rannych).
Podporucznik Eugeniusz Iwanowski relacjonował: „Porucznik Marian Walicki dobył szabli i wydając komendę: «W imię panienki Jazłowieckiej szwadron marsz, marsz!», ruszył galopem. Rozległo się ogromne „Hurra!” i ruszyliśmy początkowo galopem, a potem cwałem. Dosiadałem mojej klaczy Zatoki. Pamiętam wielkie kartoflisko i druty wysokiego napięcia, pod którymi cwałowaliśmy. Nie wyciągnąłem szabli, w ręku miałem visa, który przymocowany był do rzemienia na szyi. Szwadron rozwinął się w linię plutonów, a potem rozsypał się sekcjami w linię harcowników. W pewnym momencie dostaliśmy ogień od czoła. Moja Zatoka zaczęła ustawać, parę razy się potknęła, wreszcie upadła razem ze mną. Wyczołgałem się spod konia (...) Złapałem jakiegoś ułańskiego skarogniadego konia, których dużo jechało bez jeźdźców, i pogalopowałem w stronę lasu. W pewnym momencie koń się potknął i razem ze mną zwalił się w stanowisko niemieckiego cekaemu. Jakiś przystawiwszy mi do głowy pistolet, odciął mi od razu rzemień od visa, po czym zapytał, czy jestem Francuzem, wskazując na mój hełm...”. Ofiara ułanów jazłowieckich nie była daremna, gdyż większość grupy gen. Abrahama przebiła się do Warszawy i walczyła później w jej obronie.
[srodtytul]Odyseja Grupy Operacyjnej gen. Andersa[/srodtytul]
Grupę tę utworzono 12 września. W jej skład weszła Nowogródzka BK (która wcześniej pod komendą gen. Władysława Andersa osłaniała zachodnie skrzydło Armii „Modlin” w rejonie Lidzbarka, następnie strzegła Wisły w rejonie Płocka, by przejść pod rozkazy dowódcy Armii „Warszawa” gen. Rómmla), Wołyńska BK i część Kresowej BK. 13 września wzięła udział w natarciu na Mińsk Mazowiecki. Pod Maliszewem 27. Pułk wykonał jednym szwa- dronem szarżę, która załamała się w ogniu niemieckim. Miejscowość ułani zdobyli dopiero w pieszym natarciu na bagnety. Grupa nie doczekała się jednak obiecanego wsparcia i wycofała się na Lubelszczyznę.
W toku walk wykruszały się poszczególne pułki.
23 września wraz z innymi jednostkami grupa wzięła udział w drugiej bitwie pod Tomaszowem Lubelskim. Tutaj odnio- sła sukces, przebijając się pod Krasnobrodem. Szwa- dron 25. Pułku wykonał zwycięską szarżę, ścierając się z kawalerią niemiecką. Dalej grupa przedzierała się ku granicy węgierskiej, lawirując między oddziałami niemieckimi i sowieckimi. Do ostatniej szarży doszło 26 września, gdy 27. Pułk zaatakował niemiecką piechotę broniącą się we wsi Morańce pod Jaworowem. Atak został odparty, a pułk poniósł wielkie straty. W następnym dniu grupa uległa rozproszeniu. Większość żołnierzy trafiła do niemieckiej lub sowieckiej niewoli, tak jak gen. Anders, który został ranny w okolicach Sambora. Tylko niedobitkom udało się przedostać na Węgry.
Polska kawaleria we wrześniu zapłaciła olbrzymią daninę krwi, dzieląc tragiczny los całej armii. Ale bez wątpienia potrafiła się bić, zadawać straty i nie dać się rozbić, wywiązując się z nałożonych na nią zadań. Żołnierze często nadrabiali przewagę liczebną i technologiczną wroga świetnym wyszkoleniem, wysokim morale i bezprzykładną odwagą, budząc podziw i uznanie rodaków, a nawet Niemców. Chyląc głowy przed bohaterami tamtych wydarzeń, możemy się co najwyżej zastanowić, jak wyglądałaby np. bitwa pod Mokrą, gdyby broniła się tam nie Wołyńska Brygada Kawalerii, ale – dajmy na to – Wołyńska Brygada Pancerno-Motorowa.