37 pułków na koniach

Koń i kawaleria od zarania były nieodłącznym elementem naszych sił zbrojnych. Jednak wraz z postępem technicznym znaczenie jazdy zaczynało zanikać, co w dalszej perspektywie stawiało pod znakiem zapytania zasadność jej istnienia.

Publikacja: 03.04.2009 13:32

Oddział kwalerii w mundurach polowych, 1939 r.

Oddział kwalerii w mundurach polowych, 1939 r.

Foto: Betmann/corbis, muzeum wojska polskiego w warszawie

Red

W końcu nastąpił moment, kiedy konne formacje kawaleryjskie jako całkowity anachronizm musiały odejść do lamusa. Za taki moment można śmiało przyjąć koniec II wojny światowej.

1 września 1939 roku Niemcy dokonały zbrojnej agresji na Polskę. Byliśmy do tej konfrontacji słabo przygotowani. Reformy wojskowe mające unowocześnić naszą armię były dopiero we wstępnej fazie realizacji. Armia polska poniosła we wrześniu 1939 roku klęskę. Za jedną z przyczyn tej klęski (pomijając oczywiście obłudną politykę naszych sojuszników oraz zdradzieckie uderzenie Sowietów) uważa się niewystarczające wyposażenie naszych wojsk w nowoczesny sprzęt i środki techniczne oraz zbyt późne opracowanie koncepcji strategicznych na wypadek konfliktu z Niemcami (plan Zachód). Pojawiły się również zarzuty pod adresem kawalerii, która postrzegana była jako formacja przestarzała i niedostosowana do warunków ówczesnego pola walki.

We wrześniu 1939 roku polska kawaleria składała się z 37 pułków zgrupowanych w 11 brygadach (nie licząc trzech pułków, które zostały zmotoryzowane, tworząc dwie brygady motorowe). Na szczeblu brygady dochodził dywizjon artylerii konnej (działa polowe 75 mm), dywizjon rozpoznawczy (samochody pancerne i tankietki TK-3 i TKS), batalion strzelców pieszych oraz kilka pododdziałów specjalistycznych (m. in. łączność, pionierzy, artyleria plot.). Do tego należy doliczyć jednostki kawalerii Korpusu Ochrony Pogranicza oraz szwadrony tzw. Krakusów, które zostały przydzielone etatowo do dywizji piechoty.

W innych państwach, wbrew powszechnym opiniom o zanikającej roli kawalerii, nie zrezygnowano z tego typu formacji. I tak ZSRR miał aż 13 dywizji kawalerii, a Francja – pięć dywizji i kilka samodzielnych brygad. Różnica polegała na strukturze organizacyjnej sił zbrojnych danego państwa. W Polsce kawaleria stanowiła ok. 10,5 proc. ogółu sił zbrojnych, co w 1939 roku było proporcją niespotykaną. W armii niemieckiej było to zaledwie 2,1 proc., a w sowieckiej (słynącej również z historycznego zamiłowania do formacji konnych) – ok. 6 proc.

Różnica ta wynikała zarówno z głęboko zakorzenionych tradycji, jak i z obowiązującej doktryny wojskowej. Przez wiele lat za głównego wroga uważano ZSRR i tej polityce podporządkowano plany strategiczne i rozwój armii. Poglądy te ukształtowały się na gruncie doświadczeń wojny z lat 1919 – 1920, gdy operująca na olbrzymich, bezdrożnych i gęsto zalesionych terenach kawaleria stanowiła czynnik manewrowy i świetnie się w takich warunkach sprawdzała.

[srodtytul]Nowe zadania unowocześnionej jazdy[/srodtytul]

Dopiero po Anschlussie Austrii i rozbiorze Czechosłowacji przez Trzecią Rzeszę polski Sztab Główny przystąpił pospiesznie do opracowania nowej koncepcji wojennej, która musiała uwzględniać dwa podstawowe problemy: ukształtowanie granicy z Niemcami (dla wojskowych planistów stanowiła ona strategiczny koszmar) oraz siłę przeciwnika, który na skalę dotychczas niespotykaną unowocześniał i rozbudowywał armię.

Ze słabości naszego wojska sprawę zdawało sobie wielu oficerów. Jednym z nich był gen. Kazimierz Fabrycy, który głosił m.in., że kawaleria jest zbyt kosztowna w utrzymaniu, a rozbudowane służby tyłowe nieadekwatne do możliwości bojowych. Był też gorącym orędownikiem zmotoryzowania kawalerii, jednak jego projekt powstał zbyt późno (czerwiec 1939), by pojawiła się szansa na realizację.

Słabość polskiej kawalerii dostrzegano już wcześniej, jednak ze względu na olbrzymie koszty i silne tradycje jej gruntowna reforma nie wchodziła w grę. Dowództwo polskie zdecydowało się na inny wariant: dozbroić i doszkolić istniejące jednostki, dostosowując je w miarę możliwości do wymogów nowoczesnej wojny. Przede wszystkim ujednolicono uzbrojenie i wyposażenie. Jednostki kawalerii otrzymały nowoczesne karabiny maszynowe, granatniki, karabiny i działka przeciwpancerne, działka przeciwlotnicze i radiostacje polowe. Powstały wyspecjalizowane pododdziały łączności i pionie- rów. Wdrożono nowe regulaminy i zintensyfikowano szkolenie. Dzięki temu w ciągu kilku lat wartość bojowa jednostek kawalerii znacznie wzrosła.

Polska doktryna wojenna zakładała, że w razie wybuchu wojny z Niemcami będziemy prowadzić działania obronne i czekać na ofensywę zachodnich sojuszników. W takiej strategii kawalerii przypadła rola pomocnicza. Jej głównymi zadaniami było: rozpoznanie, ubezpieczanie drugorzędnych odcinków frontu, zaskakujące uderzenia na słabe punkty przeciwnika, osłona skrzydeł (zwłaszcza styków armii), działania pościgowe oraz walki opóźniające. Wojna obronna pokazała, że polska kawaleria potrafiła się wywiązać z tych zadań, a świetnym przykładem była bitwa pod Mokrą.

[srodtytul]Bój pod Mokrą[/srodtytul]

[b]1. Scena[/b]

Terenem walk był położony na północ od Kłobucka kompleks leśny Nadleśnictwa Grodzisko, a zwłaszcza wielka, otwarta od strony Wilkowiecka, polana Mokra. Jej środkiem biegła droga z Kłobucka do Działoszyna, przy której znajdowały się trzy wsie: Mokra I, Mokra II i Mokra III. Wschodnim skrajem polany, niknąc w przyległych lasach, biegła linia kolejowa Kłobuck – Działoszyn. Na północnym zachodzie znajdowały się Rębielice Szlacheckie i Królewskie, na północy – Zawady i stacja kolejowa Miedźno. Na wschodzie natomiast duże znaczenie miały Izbiska, Kołaczkowice Duże i Małe oraz Miedźno. Cały ten obszar od północy ograniczała rzeka Liswarta.

Teren sprzyjał obronie: kilka wsi, rowy melioracyjne, parę niewielkich wzgórz, biegnący częściowo po nasypie, a częściowo w wykopie tor kolejowy – to wyraźnie utrudniało zadanie atakującym. Ponadto rozległe lasy umożliwiały obrońcom ukrycie taborów i odwodów, zwłaszcza przed atakami z powietrza. Liczne leśne dukty ułatwiały przemieszczanie się jednostkom konnym, a utrudniały ruchy jednostkom zmotoryzowanym, ograniczając ich manewrowość i tempo natarcia. Sztuka polegała na tym, by obrońcy optymalnie wykorzystali panujące warunki, co, jak pokazały dalsze wydarzenia, udało się wyśmienicie.

[b]2. Aktorzy[/b]

Patrząc od strony niemieckiej, Mokra znalazła się w pasie operacyjnym XVI Korpusu Pancernego gen. Ericha Höpnera (z 10. Armii gen. Waltera von Reichenau). Jego zadaniem było przełamanie frontu polskiego na styku Armii „Łódź” i „Kraków” w rejonie Częstochowy i uderzenie wzdłuż szosy piotrkowskiej między Kielcami a Pabianicami. Celem była linia Wisły i Warszawa. Korpus składał się z 14. i 31. dywizji piechoty oraz 1. i 4. dywizji pancernych. Pierwszym celem było opanowanie rejonu Kłobucka: 1. DPanc. miała uderzyć na miasto, a 4. DPanc. na północ od niego.

Właśnie 4. DPanc. była głównym przeciwnikiem Polaków pod Mokrą. Ta sformowana w październiku 1938 roku w Würzburgu jednostka była świetnie wyposażonym i nowoczesnym związkiem pancernym, którego żołnierzy przeszkolono do działań w ramach Blitzkriegu. Miała aż 324 czołgi. Chociaż były to głównie lekkie wozy bojowe, jak na realia września 1939 roku była to potężna siła. Dywizją dowodził gen. Georg-Hans Reinhardt.

Naprzeciwko części korpusu Höpnera znalazła się należąca do Armii „Łódź” gen. Juliusza Rómmla Grupa Operacyjna „Piotrków”. Dowodzone przez gen. Wiktora Thommée zgrupowanie składało się z Wołyńskiej Brygady Kawalerii, 30. Dywizji Piechoty, II Dywizjonu 4. Pułku Artylerii Ciężkiej, 7. Batalionu Ciężkich Karabinów Maszynowych oraz dwóch pociągów pancernych (nr 52 i nr 53). Zadaniem armii było utrzymanie linii frontu pomiędzy Armią „Poznań” (na północy) a Armią „Kraków” (na południu) oraz osłona koncentrującej się w rejonie między Kielcami i Łodzią odwodowej Armii „Prusy”. GO „Piotrków” znajdowała się na południowym odcinku armii, a jej skrajnie wysunięte skrzydło stanowiła Wołyńska Brygada Kawalerii płk. Juliana Filipowicza.

W skład brygady wchodziły pułki kawalerii o wspaniałym rodowodzie i tradycjach historycznych: 19. Pułk Ułanów Wołyńskich, 21. Pułk Ułanów Nadwiślańskich i 2. Pułk Strzelców Konnych, a poza nimi 2. Dywizjon Artylerii Konnej, 11. Batalion Strzelców, 21. Dywizjon Pancerny, szwadron kolarzy oraz kilka pododdziałów specjalistycznych (łączność, pionierzy, bateria dział plot.). Pod koniec sierpnia 1939 roku do brygady dołączyły: 12. Pułk Ułanów Podolskich (wydzielony z Kresowej Brygady Kawalerii), IV Batalion 84. Pułku z 30. DP oraz pociąg pancerny nr 53 „Śmiały”. Mimo to przewaga niemieckiej 4. DPanc., uwzględniając silne wsparcie artylerii oraz lotnictwa, była miażdżąca.

Wołyńskiej BK przypadł odcinek obrony pomiędzy Kłobuckiem a rzeką Liswartą oraz zadanie osłony południowego skrzydła Armii „Łódź” i utrzymywanie styku z Armią „Kraków”. Prawe skrzydło brygady stanowił 19. Pułk Ułanów rozlokowany w rejonie Zawad, Leszczyn i Kamieńszczyzny. Centrum – polanę Mokra – obsadził 21. Pułk Ułanów. Wspierał go rozstawiony pomiędzy wsią Mokra II a Mokra III 2. Dywizjon Artylerii Konnej oraz szwadron 12. Pułku Ułanów. Na tyłach ugrupowania, w kierunku Łobodna, maszerował 11. BS. Południowe skrzydło zabezpieczał IV Batalion 84. PP. W odwodzie w rejonie Miedźno – Kołaczkowice stały 2. PSK, 12. PUł. (bez szwadronu) oraz 21. DPanc. W pobliżu stacji kolejowej Miedźno operował pociąg pancerny nr 53. Styczność z Armią „Kraków” zapewniał szwadron kolarzy, a najbliższą jednostką tej armii był broniący Kłobucka Batalion Obrony Narodowej „Kłobuck”.

[b]3. Pierwsze natarcie odparte[/b]

1 września tuż przed godz. 5 rano Niemcy rozpoczęli ostrzał artyleryjski i bombardowania lotnicze nadgranicznych miejscowości. Niemieckie oddziały rozpoznawcze poprzedzające rzut pancerny 4. Dywizji zajęły Starokrzepice i Krzepice, łamiąc opór i spychając pododdziały Straży Granicznej oraz wysunięte placówki wojska. Do masowej ucieczki rzuciła się ludność cywilna, za którą posuwał się nieprzyjaciel. Pierwsze natarcie na polskie pozycje pod Mokrą rozpoczęło się ok. godz. 7. Niemiecka artyleria intensywnie ostrzeliwała polskie zgrupowanie, nie próżnowała też Luftwaffe. Część bomb zrzuconych przez sztukasy trafiła w zgrupowanie koni 21. PUł., powodując duże straty wśród zwierząt i koniowodnych. Niemcy atakowali w dwóch kierunkach: na Rębielice Królewskie i Zawady oraz na Wilkowiecko i Mokrą.

Na północy i na południu próby obejścia polskich pozycji zostały udaremnione. Po krótkiej walce Niemcy wycofali się ze stratami. Ale było to tylko rozpoznanie bojem. Silniejsze, wspierane artylerią i lotnictwem, natarcie wyszło na Mokrą. Z rejonu Opatowa w przerwę pomiędzy lasami uderzył oddział ok. 20 czołgów i samochodów pancernych. Jednak polscy ułani nie dali się zaskoczyć. Doskonale zamaskowane karabiny maszynowe, działka i karabiny ppanc. otworzyły ogień, unieruchamiając kilka wozów. Wtórowała im ogniem artyleria polowa. Na całym odcinku Niemcy zostali zmuszeni do odwrotu. Jednak płk Filipowicz zdawał sobie sprawę, że to dopiero preludium bitwy, i przerzucił odwodowy 12. Pułk, by wzmocnić pierwszą linię.

[b]4. Dzień chwały 2. DAK[/b]

Do kolejnego natarcia Niemcy przygotowali się o wiele staranniej. Około godz. 10 ponownie rozpoczęli intensywny ostrzał artyleryjski. Na północnym odcinku część sił 4. DPanc. uderzyła na Zawady, próbując obejść skrzydło 19. Pułku i całej brygady. Druga część uderzyła zaś na styku pułków 19. i 21., przełamując tu polską obronę i zajmując ważne skrzyżowanie dróg. Niemieckie oddziały podeszły aż do toru kolejowego, odcinając 19. Pułk od reszty brygady. Pułk musiał zagiąć swoje południowe i północne skrzydło i znalazł się w półokrążeniu z torem kolejowym za plecami. Sytuacja stała się groźna, jednak na rozkaz płk. Filipowicza z pomocą ułanom przyszedł pociąg pancerny. Wyjechał z lasu i otworzył do zaskoczonych Niemców ogień z dział i cekaemów, zmuszając ich do chaotycznego odwrotu. Mimo to sytuacja 19. Pułku nadal była trudna. Wreszcie otrzymał rozkaz, by odskoczyć na Ostrowy, gdzie wraz z 11. BS miał zorganizować drugą rubież obrony na wypadek, gdyby nie dało się utrzymać pozycji pod Mokrą.

Główne uderzenie niemieckie ponownie spadło na polanę Mokra. W natarciu wzięło udział ok. 50 czołgów. Ta pancerna masa uderzyła na Mokrą III i pomimo bohaterskiej postawy Polaków przebiła się przez wieś, zmuszając szwadrony 21. Pułku do wycofania się z dużymi stratami w rejon Mokrej II. Niemieckie czołgi wyszły na stanowiska 12. Pułku oraz dwóch baterii

2. DAK, które otworzyły do nich ogień na wprost. 75-milimetrowe pociski zniszczyły kilka czołgów, a resztę dokonały 37-milimetrowe boforsy ułanów oraz pociąg pancerny, który pojawił się na tym odcinku. Jego cztery działa plunęły ogniem, niszcząc lub uszkadzając kolejne wozy. Niemcy nie wytrzymali i zaczęli się cofać, ścigani ogniem ułanów. Niestety, w starciu mocno ucierpiał również 2. DAK, tracąc w pojedynku ogniowym kilka dział.

Niemieckie dowództwo było świadome, że polska obrona zaczyna się chwiać. Po szybkim przegrupowaniu ok. godz. 12 nastąpiło trzecie natarcie 80 – 100 czołgów, poprzedzone potężną nawałą artyleryjską. I znów główne uderzenie poszło na bezleśny przesmyk oraz Mokrą II i III. Czołgi przetoczyły się przez stanowiska obrony

21. Pułku i ruszyły ku pozycjom 2. DAK i 12. Pułku. Wykrwawione szwadrony wycofywały się z rejonu obu wsi na główną rubież opartą o tor kolejowy.

Wtedy nastąpił epizod, który mógł się przyczynić do powstania mitu o szarżach polskiej kawalerii na czołgi, skwapliwie wykorzystanego przez niemieckich, a później PRL-owskich propagandystów. Wycofujący się ułani III szwadronu 12. Pułku chcieli uratować konie, które znalazły się w strefie walk. Rotmistrz Jerzy Hollak wydał rozkaz, by jeden z ułanów przepędził konie tabunem między niemieckimi czołgami do zbawczego lasu. Zaskoczeni Niemcy nie zareagowali i nie strzelali do galopujących zwierząt.

Tymczasem kanonierzy 2. DAK i ułani z 12. Pułku bronili się zaciekle przed naporem czołgów. Widząc, że kolejne wozy płoną lub nieruchomieją, Niemcy dali za wygraną i uciekli spod morderczego ognia.

Niemieckie oddziały wykonały również uderzenie pomocnicze. Wykorzystując lukę w polskiej obronie po zepchnięciu 19. Pułku, przeszły przez las od strony Rębielic Królewskich i uderzyły na wieś Mokra I. Tam jednak natknęły się na dobrze ukrytą I baterię

2. DAK, która ogniem na wprost zniszczyła kilka wozów, zmuszając przeciwnika do odwrotu.

Wyjątkowo spokojnie było na południowym odcinku. Słaby atak niemiecki bez problemu odparli piechurzy z 84. Pułku.

[b]5. Krytyczny moment bitwy[/b]

Tym razem przerwa w walkach trwała dłużej. Niemcy szykowali się do kolejnego uderzenia. Po stronie polskiej zbierano rannych i poległych, transportując ich na tyły. Porządkowano szyki, uzupełniano amunicję i poprawiano pozycje obronne. Widok polany był dramatyczny. Płonęły zabudowania i dopalały się wraki niemieckich pojazdów, zasnuwając niebo ciemnym, gryzącym dymem.

Około godz. 15 nastąpiło kolejne przygotowanie artyleryjskie połączone z nalotami lotniczymi. Polskie pozycje zakotłowały się od wybuchów. Niemcy uderzyli mocno na całym froncie. Na północy nieprzyjaciel posuwał się lasami w kierunku linii kolejowej, skutecznie opóźniany przez ułanów 19. Pułku. Ułani organizowali zasadzki i lokalne kontrataki, ostrzeliwując kolumny przeciwnika i wycofując się na kolejne pozycje. Jednak Niemcy dotarli do toru kolejowego, przekraczając go i ruszając na Izbiska. Jeszcze raz sytuację uratowały polskie pociągi pancerne. „Śmiałego” wsparł teraz nr 52 „Piłsudczyk” przydzielony do 30. DP. Pojawiły się niespodziewanie, przyłapując Niemców w trakcie uzupełniania paliwa z cystern. Huraganowy ogień dział i cekaemów oraz wypad plutonu szturmowego wywołały panikę i zmusiły niemiecką kolumnę do odwrotu. Oba pociągi zostały po kilka razy trafione, ale zdołały powstrzymać natarcie niemieckie na tym odcinku.

Zgrupowanie ok. 80 czołgów wspartych tym razem piechotą przejechało pomiędzy płonącymi zabudowaniami wsi i spadło na polską pozycję obronną. Było to najsilniejsze z dotychczasowych natarć. Wykrwawionym Polakom zaczęło brakować amunicji. By nie uszczuplać żołnierzy z pierwszej linii, rolę donoszących wzięli na siebie oficerowie 12. Pułku: dowódca, jego zastępca, adiutanci oraz dowódcy szwadronów. Niemcom udało się przedrzeć i dotrzeć w kilku miejscach do linii kolejowej. II i III bateria DAK po stracie połowy dział i wyczerpaniu się amunicji wycofała się do lasu za torem. Nastąpił krytyczny moment bitwy.

Pułkownik Filipowicz zdecydował się na uruchomienie ostatnich odwodów. Do kontrataku ruszył 21. Dywizjon Panc., a linię obrony i lukę pomiędzy 84. PP obsadził 2. PSK. Słabo opancerzone tankietki i samochody pancerne nie miały wielkich szans w starciu z niemieckimi czołgami i artylerią, toteż

21. Dywizjon, straciwszy kilka wozów, wycofał się. Jego akcja spowodowała jednak spore zamieszanie w niemieckich szeregach. Silny ogień resztek ułanów i świeżo przybyłych strzelców kon-nych dopełnił dzieła. Po godz. 16 Niemcy cofnęli się, ok. godz. 17 bitwa zaczęła wygasać.

Na południowym odcinku Niemcy wyprowadzili silne natarcie piechoty, wyrzucając piechurów z 84. Pułku z ich stanowisk i spychając ich do lasu. Fatalne wiadomości nadeszły z sąsiedniego odcinka. Niemiecka 1. DPanc, przełamawszy front, parła na wschód. W tych okolicznościach brygada otrzymała rozkaz, by w nocy oderwać się od przeciwnika i wycofać się na kolejną pozycję opóźniania w rejonie miejscowości Ostrowy. Bój pod Mokrą dobiegł końca.

[b]6. Bilans[/b]

Bitwa pod Mokrą trwała ok. dziesięciu godzin. Straty polskie wyniosły ponad 500 żołnierzy i ok. 300 koni. Utracono też sześć dział polowych, kilka działek ppanc. oraz kilka samochodów pancernych i tankietek. Jednak to Polacy wykonali zadanie, przez cały dzień odpierając zaciekłe ataki o wiele silniejszego przeciwnika. Główne przyczyny sukcesu to: świetne wyszkolenie i wysokie morale polskich żołnierzy, znakomite wykorzystanie walorów obronnych terenu i własnych środków przeciwpancernych, perfekcyjne dowodzenie i wykorzystanie odwodów przez płk. Filipowicza.

Elitarna jednostka Wehrmachtu doznała spektakularnej porażki, i to już w pierwszym dniu wojny. Straty niemieckie szacuje się na ponad 1 tys. ludzi oraz ponad 100 pojazdów pancernych, w tym ok. 70 czołgów (większość uszkodzonych pojazdów została potem wyremontowana). Niemcy zapłacili wysoką cenę za zlekceważenie przeciwnika, złe rozpoznanie polskich pozycji, słabe współdziałanie poszczególnych rodzajów broni (czołgów, piechoty i lotnictwa). Bitwa pod Mokrą dowodzi, że polska kawaleria we wrześniu 1939 roku była w stanie nawiązać równorzędną walkę z o wiele silniejszym przeciwnikiem. A nie jest to przykład jedyny. Przez cały okres wrześniowych zmagań kawalerzyści bili się dzielnie na wszystkich frontach.

[srodtytul]Szarża pod Krojantami[/srodtytul]

Bohaterami tej szarży byli żołnierze I i II szwadronu 18. Pułku Ułanów Pomorskich z Pomorskiej BK operującej w ramach Armii „Pomorze”. 1 września siły główne brygady stacjonowały w rejonie Brus i Lubni, podczas gdy

18. Pułk, 1. Batalion Strzelców, II bateria 11. DAK, szwadron kolarzy oraz szwadron czołgów rozpoznawczych działały w okolicy Chojnic.

Miasta bronił baon strzelców. Na północ od niego, między Chojnicami a Jeziorem Charzykowskim, pozycje ob- ronne zajmował 85. Batalion Obrony Narodowej. Na polskie zgrupowanie wyszło uderzenie niemieckiej 20. Dywizji Zmotoryzowanej. Wobec przygniatającej przewagi Niemców oddziały polskie dostały rozkaz odwrotu za rzekę Brdę. Aby ułatwić ten ryzykowny manewr piechocie, 18. Pułk miał wykonać przeciwuderzenie. Dowódca pułku płk Kazimierz Mastalerz wydzielił dwa szwadrony i zarządził skryte podejście lasem w kierunku jednej z nacierającej kolumn niemieckich. Niedaleko wsi Krojanty, będąc jeszcze w lesie, ale już pod ogniem Niemców, nakazał szarżę. Szwadrony rozwinęły się i ruszyły galopem. Wyjeżdżając na pole, ułani przeszli w cwał i z dobytymi szablami runęli na zaskoczonych Niemców. Ogień broni maszynowej nie zdołał ich zatrzymać. Ułani wpadli między Niemców, siekąc szablami i rozpraszając ich. W tym momencie nadjechała nowa kolumna wroga, która rozpoczęła silny ostrzał. Polacy z ciężkimi stratami musieli się wycofać. W akcji poległ m.in. płk Mastalerz. Ale tego dnia ruch Niemców został powstrzymany.

Szarża ta miała znaczenie wyłącznie lokalne. Pokazała, że mały oddział kawalerii jest w stanie zaskakującym uderzeniem zatrzymać przeciwnika, oraz że w sprzyjających okolicznościach natarcie konne ma szanse powodzenia.

[srodtytul]Boje kawalerzystów gen. Abrahama[/srodtytul]

Po klęsce nad Bzurą Armia „Poznań” i resztki Armii „Pomorze” rozpoczęły odwrót w kierunku Warszawy. Niemcy za wszelką cenę starali się odciąć to zgrupowanie od stolicy. Polskie oddziały musiały się przebijać, a rola szpicy przypadła kawalerzystom gen. Romana Abrahama. Na początku dowodził on Wielkopolską BK, która w trakcie walk nad Bzurą stoczyła zwycięskie boje pod Sobotą i Walewicami. Między 13 a 16 września toczyła ciężkie walki, broniąc przeprawy przez Bzurę w rejonie Brochowa. Udało jej się odeprzeć natarcia części 4. DPanc. (to kolejna porażka tej dywizji w walce z polską kawalerią) oraz Pułku SS „Leibstandarte Adolf Hitler”. 15 września z resztek Wielkopolskiej i Podolskiej BK utworzono grupę kawalerii, której dowództwo objął gen. Abraham.

Wieczorem 19 września część grupy natknęła się w Wólce Węglowej pod Warszawą na Niemców, którzy otworzyli ogień. Dowódca 14. Pułku Ułanów Jazłowieckich płk Edward Godlewski podjął błyskawiczną decyzję i wydał rozkaz szarży. Zaskoczeni Niemcy rozpierzchli się. Zaraz jednak Polacy dostali się pod silny ostrzał ze wsi Mościska i znajdujących się w pobliżu pojazdów pancernych, ponosząc duże straty (ponad 100 zabitych, 100 rannych).

Podporucznik Eugeniusz Iwanowski relacjonował: „Porucznik Marian Walicki dobył szabli i wydając komendę: «W imię panienki Jazłowieckiej szwadron marsz, marsz!», ruszył galopem. Rozległo się ogromne „Hurra!” i ruszyliśmy początkowo galopem, a potem cwałem. Dosiadałem mojej klaczy Zatoki. Pamiętam wielkie kartoflisko i druty wysokiego napięcia, pod którymi cwałowaliśmy. Nie wyciągnąłem szabli, w ręku miałem visa, który przymocowany był do rzemienia na szyi. Szwadron rozwinął się w linię plutonów, a potem rozsypał się sekcjami w linię harcowników. W pewnym momencie dostaliśmy ogień od czoła. Moja Zatoka zaczęła ustawać, parę razy się potknęła, wreszcie upadła razem ze mną. Wyczołgałem się spod konia (...) Złapałem jakiegoś ułańskiego skarogniadego konia, których dużo jechało bez jeźdźców, i pogalopowałem w stronę lasu. W pewnym momencie koń się potknął i razem ze mną zwalił się w stanowisko niemieckiego cekaemu. Jakiś przystawiwszy mi do głowy pistolet, odciął mi od razu rzemień od visa, po czym zapytał, czy jestem Francuzem, wskazując na mój hełm...”. Ofiara ułanów jazłowieckich nie była daremna, gdyż większość grupy gen. Abrahama przebiła się do Warszawy i walczyła później w jej obronie.

[srodtytul]Odyseja Grupy Operacyjnej gen. Andersa[/srodtytul]

Grupę tę utworzono 12 września. W jej skład weszła Nowogródzka BK (która wcześniej pod komendą gen. Władysława Andersa osłaniała zachodnie skrzydło Armii „Modlin” w rejonie Lidzbarka, następnie strzegła Wisły w rejonie Płocka, by przejść pod rozkazy dowódcy Armii „Warszawa” gen. Rómmla), Wołyńska BK i część Kresowej BK. 13 września wzięła udział w natarciu na Mińsk Mazowiecki. Pod Maliszewem 27. Pułk wykonał jednym szwa- dronem szarżę, która załamała się w ogniu niemieckim. Miejscowość ułani zdobyli dopiero w pieszym natarciu na bagnety. Grupa nie doczekała się jednak obiecanego wsparcia i wycofała się na Lubelszczyznę.

W toku walk wykruszały się poszczególne pułki.

23 września wraz z innymi jednostkami grupa wzięła udział w drugiej bitwie pod Tomaszowem Lubelskim. Tutaj odnio- sła sukces, przebijając się pod Krasnobrodem. Szwa- dron 25. Pułku wykonał zwycięską szarżę, ścierając się z kawalerią niemiecką. Dalej grupa przedzierała się ku granicy węgierskiej, lawirując między oddziałami niemieckimi i sowieckimi. Do ostatniej szarży doszło 26 września, gdy 27. Pułk zaatakował niemiecką piechotę broniącą się we wsi Morańce pod Jaworowem. Atak został odparty, a pułk poniósł wielkie straty. W następnym dniu grupa uległa rozproszeniu. Większość żołnierzy trafiła do niemieckiej lub sowieckiej niewoli, tak jak gen. Anders, który został ranny w okolicach Sambora. Tylko niedobitkom udało się przedostać na Węgry.

Polska kawaleria we wrześniu zapłaciła olbrzymią daninę krwi, dzieląc tragiczny los całej armii. Ale bez wątpienia potrafiła się bić, zadawać straty i nie dać się rozbić, wywiązując się z nałożonych na nią zadań. Żołnierze często nadrabiali przewagę liczebną i technologiczną wroga świetnym wyszkoleniem, wysokim morale i bezprzykładną odwagą, budząc podziw i uznanie rodaków, a nawet Niemców. Chyląc głowy przed bohaterami tamtych wydarzeń, możemy się co najwyżej zastanowić, jak wyglądałaby np. bitwa pod Mokrą, gdyby broniła się tam nie Wołyńska Brygada Kawalerii, ale – dajmy na to – Wołyńska Brygada Pancerno-Motorowa.

W końcu nastąpił moment, kiedy konne formacje kawaleryjskie jako całkowity anachronizm musiały odejść do lamusa. Za taki moment można śmiało przyjąć koniec II wojny światowej.

1 września 1939 roku Niemcy dokonały zbrojnej agresji na Polskę. Byliśmy do tej konfrontacji słabo przygotowani. Reformy wojskowe mające unowocześnić naszą armię były dopiero we wstępnej fazie realizacji. Armia polska poniosła we wrześniu 1939 roku klęskę. Za jedną z przyczyn tej klęski (pomijając oczywiście obłudną politykę naszych sojuszników oraz zdradzieckie uderzenie Sowietów) uważa się niewystarczające wyposażenie naszych wojsk w nowoczesny sprzęt i środki techniczne oraz zbyt późne opracowanie koncepcji strategicznych na wypadek konfliktu z Niemcami (plan Zachód). Pojawiły się również zarzuty pod adresem kawalerii, która postrzegana była jako formacja przestarzała i niedostosowana do warunków ówczesnego pola walki.

Pozostało 96% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem