Przede wszystkim dlatego, że powstanie styczniowe miało wyjątkowo ubogą literaturę, zwłaszcza dotyczącą działań militarnych, a te interesowały Piłsudskiego najbardziej.
Znajdował życzliwe słowo nawet o rozprawie Sergiusza Gesketa „Wojennyje diejstwja w Carstwie Polskom w 1863 godu”, ale o pracy Przyborowskiego, uczestnika walk powstańczych, po upadku powstania więzionego, mówił z gniewem: „zawsze, gdy brałem tę książkę w ręce, odrzucałem ją z niesmakiem. Robi ona na mnie wrażenie roboty opłacanej przez rosyjski rząd dlatego, by zohydzić powstanie 1863 roku”.
Oburzenie Piłsudskiego – czemu dał wyraz w 1912 r. w krakowskim wykładzie dla słuchaczy oficerskich kursów Strzelca – budziły dokonane przez Przyborowskiego oceny osób, zarówno tych, które Piłsudski znał osobiście, jak i tych, w których szczere intencje nie wątpił.
Dlatego nie mógł pogodzić się z negatywną charakterystyką Zygmunta Padlewskiego, rzekomo „zranionego nieprawą i pozbawioną nadziei miłością”. „Dlaczego – pytał Piłsudski – nie mówi on o wpływie historycznym kochanek Trepowa albo kochanek w. ks. Konstantego? Dlaczego on zniesławia wodza polskiego i mówi o nieprawej jakiejś miłości, jak gdyby to właśnie miało charakteryzować działania Padlewskiego”?
W 1924 r. Piłsudski powrócił do pracy Przyborowskiego w innym wykładzie, jaki na zaproszenie Uniwersytetu Wileńskiego wygłosił w sali Teatru na Pohulance w Wilnie. W obronę wziął tam swego przyjaciela spotykanego na Syberii Bronisława Szwarce, którego Przyborowski postrzegał jako „osobowość bardzo niebezpieczną, bardzo zaślepioną i przez ciasnotę umysłu groźną dla kraju i jego przyszłości”. Piłsudski przeciwstawiał tej ocenie zdanie innego pisarza – Teodora Tomasza Jeża (Zygmunta Miłkowskiego), skądinąd przeciwnika Legionów, który znał dobrze członków przygotowującego powstanie Centralnego Komitetu Narodowego i z żalem stwierdzał, że „losy skrzywdziły nas, wydając go (Szwarce – przyp. K.M.) przed samym wybuchem powstania Moskalom w ręce”.