Starachowice produkowały także pelotki kalibru 40 mm, przyjęte na uzbrojenia również w 1936 roku. Wojsko wybrało sprawdzoną konstrukcję Boforsa i oznaczyło ją jako armatę przeciwlotniczą 40 mm wz. 36. Zasięg w pionie dochodził do 4500 m, a prędkość początkowa pocisku do 875 m/s. Jej produkcję rozpoczęły także Zakłady H. Cegielski. Otrzymały 6 mln zł kredytu (przy kapitale własnym 10 mln zł) na budowę fabryki w Rzeszowie. Dyrektor naczelny zakładów dr Adam Kręglewski podpisał umowę kredytową 25 listopada 1936 roku. Natychmiast wysłał dwóch pracowników do Rzeszowa, aby kupili odpowiedni grunt, zatrudnił profesorów Politechniki Warszawskiej do zaprojektowania zakładu, a sam ze wstępną listą obrabiarek przygotowaną przez naukowców Politechniki Lwowskiej pojechał do Niemiec, by je zamówić.
Już po siedmiu miesiącach gotowa była hala o powierzchni 10 tys. mkw., w której ustawiono 300 obrabiarek. W grudniu 1937 roku, a więc rok i kilka tygodni po podpisaniu umowy kredytowej, pierwsza armatka oddała testowe strzały na poligonie. – U nas działko plot. kosztowało 67 tys. zł, w doskonałej fabryce w Starachowicach 90 tys. zł – porównywał Kręglewski.
Polska miała 1 września 1939 roku 306 (inne źródła podają 356) armat kal. 40 mm wz. 36, czyli połowę z planowanej liczby. Po 1 stycznia 1939 roku zgodziła się na dostawy co najmniej 270 armat do Wielkiej Brytanii i Holandii. 180 sztuk wyekspediowano po 1 stycznia 1939 roku, z tego 80 po 1 kwietnia.
Wojsko zakładało, że wojna wybuchnie po 1942 roku, a jeżeli wcześniej, to najbardziej palące braki w uzbrojeniu zostaną uzupełnione podczas jej trwania. Mobilizacja była sygnałem do natychmiastowego uruchomienia rezerw produkcyjnych fabryk. Wojsko zakładało, że fabryki zbrojeniowe osiągną maksymalną produkcję kilka miesięcy po wybuchu wojny. Wiosną 1939 roku trwała gorączkowa rozbudowa fabryk zbrojeniowych i gromadzenie zapasów surowców. Wobec braku pieniędzy na zakup sprzętu (np. wojsko szacowało koszt wystawienia liczącego 12 armat 75 mm wz. 36 dywizjonu artylerii przeciwlotniczej na od 9,2 do 10 mln zł), eksport uważany był za sposób wsparcia przemysłu zbrojeniowego. Odpowiedzialna za sprzedaż uzbrojenia spółka SEPEWE w latach 1926 – 1939 sprzedała do około 30 krajów broń wartości blisko 350 mln zł (60 mln dolarów).
Gdy pod koniec kwietnia 1939 roku kierownictwo Marynarki Wojennej prosiło o zgodę na przejęcie części wyposażenia i ekwipunku oczekującego na wysyłkę na wygasły już front hiszpański, szef I Oddziału Sztabu Generalnego płk Józef Wiatr odpisał: „niech sobie leżą, co nas to obchodzi”. Dopiero w pierwszych dniach września 1939 roku żołnierze wysłani z Helu po żywność do Gdyni znaleźli trzy baterie armat 40 mm, które po dorobieniu prymitywnych przyrządów celowniczych broniły Wybrzeża. 4 września 1939 roku żołnierze Armii „Pomorze” znaleźli w wagonach na bocznicy w Toruniu przeznaczone dla Holandii armaty wz. 36, których użyli bojowo.
Historia polskiej armaty przeciwlotniczej 40 mm nie kończy się z chwilą upadku Polski. Ewakuowani do Wielkiej Brytanii polscy inżynierowie zatrudnieni przez ulokowany w Londynie Wojskowy Instytut Techniczny wykonali w 1940 i 1941 roku ponad 3 tys. rysunków technicznych, umożliwiając rozpoczęcie w połowie 1941 roku produkcji tej armaty na Wyspach. Technologia ze Starachowic i H. Cegielskiego powędrowała do Albionu.