Budionny i Tuchaczewski atakują

25 kwietnia 1920 roku rozpoczęła się wielka ofensywa Piłsudskiego na Kijów. Nazajutrz zajęto Żytomierz i Korosteń, biorąc licznych jeńców. Siła uderzenia, którego głównym trzonem była 3. Armia, sprawiła, że kompletnie rozbito XII Armię bolszewicką.

Publikacja: 03.06.2009 17:06

Plac Trzech Krzyży w Warszawie w dniu mszy dziękczynnej i manifestacji na rzecz Piłsudskiego po zaję

Plac Trzech Krzyży w Warszawie w dniu mszy dziękczynnej i manifestacji na rzecz Piłsudskiego po zajęciu Kijowa

Foto: Rzeczpospolita

26 kwietnia ukazała się odezwa Piłsudskiego do ludności ukraińskiej: „Wojska Polskie pozostaną na Ukrainie na czas potrzebny po to, aby władze na ziemiach tych mógł objąć prawy rząd ukraiński...”.

W odezwie Piłsudskiego czytamy dalej: „Z chwilą, gdy rząd narodowy Rzeczypospolitej Ukraińskiej powoła do życia władze państwowe, gdy na rubieży staną zastępy zbrojne ludu ukraińskiego, zdolne uchronić kraj ten przed nowym najazdem, a wolny naród sam o losach swoich stanowić będzie mocen, żołnierz polski powróci w granice Rzeczypospolitej Polskiej, spełniwszy szczytne zadanie walki o wolność ludów. […] Wierzę, że naród ukraiński wytęży wszystkie siły, aby z pomocą Rzeczypospolitej Polskiej wywalczyć wolność własną i zapewnić żyznym ziemiom swej ojczyzny szczęście i dobrobyt, którym się cieszyć będzie po powrocie do pracy i pokoju”.

[Janusz Cisek, „Sąsiedzi wobec wojny 1920 roku”, Londyn 1990, s. 170 – 171]

7 maja wojska polskie wkroczyły do Kijowa, przekroczyły Dniepr i utworzyły przedmoście. Linia frontu ustaliła się wzdłuż Dniepru przez Białą Cerkiew, Lipowiec do Jampola nad Dniestrem. Petlura otrzymał czas na organizację własnej administracji i utrwalenie wpływów. Niestety, nie było go zbyt wiele. Nie sprzyjało temu powszechne zmęczenie wojną, trwającą tu ponad sześć lat, oraz najzupełniej nieoczekiwane pojawienie się na froncie ukraińskim Armii Konnej Siemiona Budionnego. Już 6 czerwca przerwała ona polski front pod Samorodkiem.

Do 10 czerwca 1920 roku Polacy opuścili Kijów. Kilkakrotnie też gen. Edward Rydz-Śmigły wiązał wojska bolszewickie bitwą, ale na przeszkodzie w kompletnym pokonaniu wroga stanęła sytuacja na froncie północnym. Tu jeszcze 14 maja wojska Frontu Zachodniego z Michaiłem Tuchaczewskim jako dowódcą podjęły ofensywę, która odrzuciła słabsze liczebnie oddziały polskie na 110 kilometrów. Skontrowano tę ofensywę uderzeniem Armii Rezerwowej pod dowództwem gen. Sosnkowskiego. 8 czerwca front ustabilizował się na linii Auty i Berezyny. Ale nie na długo.

4 lipca 1920 roku doszło do kolejnej ofensywy bolszewickiej, dowodzonej przez Tuchaczewskiego. Zakrojono ją na daleko szerszą skalę. W wydanej odezwie mówiono o połączeniu z rewolucją w zachodniej Europie. „Przez trupa białej Polski prowadzi droga do zarzewia światowego pożaru”. Siły Tuchaczewskiego zgrupowane w III, IV, XV i XVI Armii oraz 3. Korpusie Kawalerii i Grupie Mozyrskiej liczyły 1 sierpnia 558 000 żołnierzy, z czego 136 000 służyło w linii. Polski Front Litewsko-Białoruski gen. Szeptyckiego składał się ze 110 000 żołnierzy liniowych.

W krótkim czasie ofensywa odniosła sukces, spychając polskie oddziały na zachód.

Młodej polskiej niepodległości zaczęło grozić śmiertelne niebezpieczeństwo, za co opozycja zaczęła obwiniać Piłsudskiego. Krytykowano łączenie funkcji naczelnika państwa i naczelnego wodza oraz rzekome błędy w dowodzeniu. Ale szeroki na kilkaset kilometrów front był tak słabo nasycony wojskami, że strona posiadająca inicjatywę albo zdolna do podjęcia ofensywy automatycznie uzyskiwała przewagę. Piłsudski próbował zatrzymać ofensywę na linii okopów niemieckich z I wojny, potem wykorzystując Bug i twierdzę Brześć, zza której rozwinąć się miało polskie kontruderzenie. Ale 1 sierpnia Brześć padł i droga do Warszawy stała dla Rosjan otworem.

[srodtytul]Naczelnik pod pręgierzem[/srodtytul]

1 lipca powołano Radę Obrony Państwa złożoną z przedstawicieli Sejmu, wojska i Naczelnika Państwa w celu wyszukiwania środków i wskazywania sposobów wzmocnienia obrony. 3 lipca powołano Armię Ochotniczą, na której czele postawiono popularnego gen. Józefa Hallera. Tego samego dnia ukazała się odezwa podpisana przez Piłsudskiego wzywająca „lud Polski” do obrony niepodległości, a 24 lipca powołano Rząd Obrony Narodowej z Wincentym Witosem jako premierem oraz Ignacym Daszyńskim jako wicepremierem.

Zwrócono się o pomoc do mocarstw, a te wykorzystały okazję, aby upokorzyć Polskę. Do belgijskiego Spa wezwano urzędującego jeszcze premiera Władysława Grabskiego i narzucono mu 10 lipca przyjęcie linii granicznej, określonej już 8 grudnia 1919 roku, złożenie sprawy Śląska Cieszyńskiego oraz traktatu polsko-gdańskiego w ręce mocarstw. Obiecywano, że w przypadku odrzucenia przez Rosjan propozycji zawieszenia broni na tych warunkach sprzymierzeni udzielą Polsce pomocy. W Galicji (gdzie linii 8 grudnia nie wytyczno) wojska miały pozostać w miejscu zajmowanym w dniu podpisania zawieszenia broni. W ślad za tym lord Curzon wysłał 11 lipca notę do bolszewików, od którego linia graniczna nosi złowieszcze dla Polaków miano „linii Curzona”.

Bolszewicy propozycji nie przyjęli, bo spodziewali się szybko opanować całą Polskę. 18 lipca odpowiedzieli Curzonowi, że gotowi są zaoferować Polsce lepsze nawet niż on propozycje terytorialne, ale wysunęli żądanie demobilizacji polskiej armii, wprowadzenia zakazu produkcji zbrojeniowej i utworzenia milicji ludowej, która przejęłaby obowiązki ochrony obywateli. Te i inne warunki oznaczałyby sowietyzację Rzeczypospolitej. Poza wszystkim pokazywały bezsilność dyplomacji w obliczu nagiej siły. A sprzymierzeni nie zamierzali wysłać do Polski sił zbrojnych.

13 lipca Rada Obrony Państwa dyskutowała warunki układu w Spa, a także sytuację militarną. Zarzuty przeciwko naczelnemu wodzowi wysunęli m.in. Dmowski i Chądzyński. Piłsudski odpowiedział, że choroba leży w kraju, „panowie dają temu dowód”. „Wojnę tę przegramy, gdy kraj nie będzie miał odwagi. Jeżeli kraj chce zwyciężyć – zwycięży”. Po długiej i gorącej dyskusji przyjęto pośrednictwo i notę Anglii.

Kolejne zarzuty wytoczono 19 lipca. W trakcie posiedzenia ROP zgłosiła się do Belwederu delegacja z Poznańskiego z posłem ks. Stanisławem Adamskim na czele. Piłsudski w towarzystwie gen. Sosnkowskiego wyszedł z sali obrad, by ją przyjąć. Ks. Adamski wygłosił krótkie przemówienie, które zakończył słowami: „Społeczeństwo poznańskie obserwuje z głęboką troską niepojęte wydarzenia na froncie, a nie rozumiejąc, co się dzieje, dopatruje się zdrady i zdradę tę widzi tutaj – i wyciągnął palec w stronę Piłsudskiego”. Piłsudski bez słowa odwrócił się i wyszedł z pokoju.

Wtórował zarzutom Dmowski. Wówczas Piłsudski opuścił salę, prosząc o głosowanie nad wotum zaufania. Po krótkiej dyskusji zebrani powzięli jednomyślną uchwałę wyrażającą pełne zaufanie dla naczelnika państwa i naczelnego wodza. Po powrocie na salę Piłsudskiego przyjęto jednomyślnie wniosek odezwy do prasy, by zaprzestała ataków na niego.

[A. Leinwand, J. Molenda, Protokoły Rady Obrony Państwa, w: „Z dziejów stosunków polsko-radzieckich”, t. I, Warszawa 1965, s. 177 – 195]

[srodtytul]Przybywa misja sprzymierzonych[/srodtytul]

Fiasko brytyjskiego pośrednictwa w staraniach o zawieszenie broni doprowadziło 25 lipca do przysłania misji dyplomatyczno-wojskowej sprzymierzonych do Warszawy. W skład jej wchodzili: ambasador angielski w Berlinie Edgar Vincent d’Abernon, ambasador francuski w Waszyngtonie Jean Jusserand, szef Sztabu Generalnego Rady Wojennej ententy gen. Maxime Weygand, angielski generał Radcliffe. Piłsudski przyjął misję w Belwederze tegoż dnia o godzinie 18 „kurtuazyjnie, lecz raczej chłodno”, jak zanotował

Weygand. Nie ukrywał niepokoju co do sytuacji wojennej i powiedział, że największą usługą, jaką misja mogłaby okazać Polsce, byłoby utrzymanie wolnego połączenia z Zachodem przez Gdańsk. Polska bowiem potrzebuje zaopatrzenia, które jest ważniejsze niż obce rady i obcy oficerowie.

[wyimek]Ludzie w moich próbach wprowadzenia w naszej wojnie metod ruchu i manewru zbyt często, niestety, chcieli widzieć niedorozwój myśli strategicznej, uciekającej od całej krasy i potęgi niedawnego pana strategii – tłustego i opasłego okopu.

„Rok 1920”[/wyimek]

Po zakończeniu Piłsudski poprosił Weyganda o przybycie raz jeszcze o godzinie 22. Wówczas, jak twierdzi Weygand, Piłsudski oceniał sytuację bardzo pesymistycznie i zapytał Weyganda, ile dywizji przywiózł dla Polski. Weygand odpowiedział, że żadnej, ale że alianci będą zaopatrywać Polskę w broń i amunicję. Następnie Weygand wysunął sprawy personalne, uważając, że popularni generałowie Józef Haller i Dowbór-Muśnicki powinni otrzymać stanowiska w armii. Piłsudski w zasadzie nie miał zastrzeżeń co do gen. Hallera, który już miał funkcję inspektora generalnego Armii Ochotniczej. Co do osoby gen. Dowbora Piłsudski przeciwstawił się z powodów osobistych i politycznych. Ale mimo to później zaproponował mu dowództwo Frontu Południowego, na co Dowbór się nie zgodził. Gen. Józef Haller otrzymał w sierpniu dowództwo Frontu Północnego.

Trzecim tematem, który Weygand poruszył w tej rozmowie, była sprawa przegrupowania wojsk polskich i ściągnięcia z południa oddziałów na front północny, co już było dyskutowane w Naczelnym Dowództwie. Weygand, opisując w swych wspomnieniach tę długą rozmowę, zaznaczył: „Piłsudski zrobił na mnie wrażenie swą bystrością umysłu, a w dziedzinie strategii swą intuicją oraz zrozumieniem roli manewru i akcji”.

[M. Weygand, „Mémories. Mirages et realité”, Paris 1957, s. 101 nn; Z. Musialik, „General Weygand and the Battle of the Vistula 1920”, London 1987, s. 80 – 83.]

Misja aliancka po swym przyjeździe bardzo energicznie wysuwała żądania wykorzystania gen. Weyganda jako dowódcy, na co Piłsudski nie chciał się zgodzić. Weygand nie znał polskiego wojska, sposobu pracy Sztabu Generalnego ani też języka. Natomiast 27 lipca uzgodniono, że Weygand będzie doradcą szefa Sztabu Generalnego.

[srodtytul]Prośba o kanonizację i ochotnicy[/srodtytul]

W tych trudnych dniach biskupi polscy zebrani w Częstochowie wystosowali 28 lipca prośbę do papieża Benedykta XV w sprawie kanonizacji bł. Andrzeja Boboli (1591 – 1657). Do prośby biskupów został dołączony list Naczelnika Państwa do Ojca Świętego, w którym Piłsudski pisze, że „wbrew zamiarom naszych wrogów Ojczyzna nasza zmartwychwstała, co według rachub ludzkich zdawało się prawie niemożliwym. Przypisujemy to dokonanie się aktu sprawiedliwości dziejowej możnemu wstawiennictwu naszych Świętych Patronów, a zwłaszcza Błogosławionemu Andrzejowi Boboli (…). Dlatego błagamy Cię, Ojcze Święty, by Wasza Świątobliwość raczył zaliczyć w poczet świętych Błogosławionego Andrzeja Bobolę. Ufamy, że jako Patron Kresów Wschodnich, na których poniósł śmierć męczeńską, wyprosi nam u Boga, że Polska w dalszym ciągu będzie przedmurzem chrześcijaństwa na rubieżach wschodnich…”.

[S. Kuźniar, „Święty Andrzej Bobola, męczennik i patron Polski”, Kraków 1938, s. 195 – 198.]

Czynnik religijny odgrywał w tej wojnie niemałą rolę. Perspektywa bezbożnego bolszewizmu była dla szerokich warstw odrażająca. Zagrożeni czuli się chłopi. Apel o wstępowanie do Armii Ochotniczej trafił na podatny grunt, w ciągu miesiąca mundury włożyło 105 000 ochotników. Przykład odpowiedzialności dali socjalistyczni posłowie Moraczewski, Napiórkowski i Klemensiewicz, którzy już 9 lipca zgłosili się do Naczelnika, oddając swe mandaty do dyspozycji. Wyrazili gotowość walki o Polskę żołnierskim czynem, a nie wyłącznie górnolotnymi interpelacjami w parlamencie. Uznano konieczność uregulowania kwestii zaopatrzenia rodzin ochotników i poborowych oraz obowiązku ponownego przyjęcia przez pracodawców na te same stanowiska po zakończeniu służby.

[„Robotnik”, nr 185, Warszawa, 10 lipca 1920.]

[srodtytul]Widmo klęski i plan kontruderzenia[/srodtytul]

12 lipca padło Wilno. 23 lipca Pińsk, 29 lipca Łomża, Białystok i Bielsk Podlaski. W Białymstoku zainstalował się tymczasowy rząd rewolucyjny (Tymczasowy Komitet Rewolucyjny Polski) z Feliksem Konem, Julianem Marchlewskim i Feliksem Dzierżyńskim na czele. Na stanowisku szefa Sztabu Generalnego Stanisława Hallera zastąpił gen. Tadeusz Rozwadowski. Jego zaletą było nie tylko znakomite profesjonalne przygotowanie, ale i siła charakteru oraz umiejętność formułowania coraz to nowych koncepcji. Wraz z Piłsudskim przygotowali oni plan przeciwuderzenia przy pomocy twierdzy Brześć. Wykonać go miały jednostki oderwane z frontu południowego.

Istotnie, na przełomie lipca i sierpnia pod Brodami i Beresteczkiem rozpętała się duża i pomyślnie zapowiadająca się bitwa 2. i 6. Armii WP z Armią Konną. Budionny był bliski klęski. Niestety, wskutek upadku Brześcia 1 sierpnia bitwa została przerwana, ale poturbowana Konarmia musiała lizać rany przez dobrych kilka dni i nie mogła maszerować na Warszawę ani też na Lwów. Plan podjęcia kontrofensywy wykorzystujący umocnienia Brześcia mimo to upadł.

Piłsudski znajdował się pod ogromną presją. Rozważał przegrupowanie i kontrofensywę siłami wojsk, które znajdowały się na południowym odcinku frontu. Celem kontrofensywy były armie III, XV, IV i XVI operujące głównie na północ od Narwii. Ogółem liczyły one 22 dywizje. 10 sierpnia Tuchaczewski wydał dyrektywę dla poszczególnych armii Frontu Zachodniego. IV Armia i 3. Korpus Kawalerii miały opanować Grudziądz i Toruń i do 15 sierpnia sforsować Wisłę. Armia XV i III miały przekroczyć Wisłę na północ od stolicy, natomiast XVI Armia frontowo uderzać na Warszawę. Od południa wojska Tuchaczewskiego przesłaniać miała słaba Grupa Mozyrska.

Piłsudski widział, że bolszewicy chcą powtórzyć manewr Paskiewicza z okresu powstania listopadowego i to dało mu kilka istotnych wskazówek. 5 sierpnia, podczas krótkiego pobytu w Aninie dojrzewały zarysy planu Bitwy Warszawskiej sprecyzowane nazajutrz w rozkazie nr 8358 /III.

Zapowiadał on uderzenie znad Wieprza polskim prawym skrzydłem na lewe wojsk Tuchaczewskiego. Najtrudniejszą sprawą była wszakże decyzja co do sił, jakie należało skoncentrować w tym rejonie. „Z ciężarem tym najwięcej miałem do czynienia, gdym wieczorem 5 sierpnia i w nocy na 6, nie na jakiejś naradzie, lecz w samotnym pokoju w Belwederze, przepracowywał siebie samego dla wydobycia decyzji. Istnieje cudowne określenie największego znawcy duszy ludzkiej na wojnie – Napoleona, który mówi o sobie, że gdy przystępuje do dania ważniejszej decyzji na wojnie, jest comme une filie qui accouche – jak dziewczyna, która rodzi. Nieraz po tej nocy myślałem o wielkiej finezji myśli Napoleona, który, gardząc słabością płci pięknej, siebie, olbrzyma woli i geniuszu, przyrównuje do słabej dziewczyny męczącej się w połogu. Mówi o sobie, że jest wtedy pusillanime – trwożliwy”. W operacji Piłsudski, jak pisze, skazywał Warszawę z góry na rolę pasywną, na wytrzymanie nacisku, który szedł za nią. „A oprócz tego nad całą Warszawą wisiała zmora mędrkowania bezsilności i rozumkowania tchórzów”. Jaskrawym tego dowodem była wysłana delegacja z błaganiem o pokój.

[wyimek]Być zawsze silniejszym tam, gdzie bój się nie toczy, a słabszym, gdzie w bitwie decydują się losy wojny, nie starać się nigdy o zmiany widoczne złego rozkładu strategicznego, jest przeczyć temu – jak Napoleon mówi – zdrowemu sensowi wojny i ulegać biernie woli dowódcy nieprzyjacielskiego

„Rok 1920”[/wyimek]

[Pisma, VII, Rok 1920, 114 – 115.]

[srodtytul]Weygand: Zgadzam się z planem Piłsudskiego[/srodtytul]

Gdy 6 sierpnia rano gen. Rozwadowski zameldował się w Belwederze ze projektem odwrotu 4. Armii i skoncentrowania jej do akcji zaczepnej w rejonie Garwolina, Piłsudski projekt ten odrzucił i po krótkiej dyskusji wybrano na miejsce koncentracji grupy uderzeniowej rejon rzeki Wieprz z pomocą z Dęblina dla lewego skrzydła wojsk.

Na podstawie tej decyzji został tegoż dnia napisany rozkaz do przegrupowania nr 8358/III, dający podstawę do późniejszej Bitwy Warszawskiej. Nakazywał on przeniesienie frontu północno-wschodniego na linię Wisły z jednoczesnym przyjęciem wielkiej bitwy pod Warszawą. „Oddziały nasze na pozycjach przyczółka Warszawy muszą odpierać wszelkie ataki nieprzyjaciela aż do czasu, kiedy koncentracja 4. Armii na południe od Wieprza będzie ukończona, tj. około 16 sierpnia”.

[IJP, AOG, Teki gen. Rozwadowskiego, t. I;

T. Piskor, „Myśl manewru znad Wieprza”, „Niepodległość”, t. III, Londyn 1951, s. 129 – 137; Z. Musialik, „Rola Józefa Piłsudskiego w bitwie nad Wisłą 1920 r.”; „Generał Rozwadowski o przeciwuderzeniu znad Wieprza”, w: „Wybór źródeł do Bitwy Warszawskiej”, cz. VII, Relacje, „Wojskowy Przegląd Historyczny”, R. XXXVII, nr 4, Warszawa 1992, s. 181 nn.]

Po zapoznaniu się z planem Piłsudskiego Weygnad zaaprobował go i w następujący sposób opisał w liście z 6 sierpnia do marszałka Focha: „Polski wódz w końcu postanowił uczynić z Galicji konieczne poświęcenie i w obronie serca kraju zdecydował wydać ostateczną bitwę na północy, zatrzymując wroga na przyczółkach Wisła – Warszawa i kontratakując z południa na północ od Lublina między Wieprzem a Wisłą... Ten plan wydaje mi się jedynym, jaki można zrealizować z powodu siły oporu żołnierzy polskich i opóźnienia w podjęciu decyzji wycofania się z południa. Dałem na niego zgodę (podkreślenie J.C.) Powinien rozwijać się pomyślnie pod warunkiem jego dokładnego wykonania oraz jeśli zostaną przedsięwzięte w odpowiednim czasie środki ostrożności, aby zapobiec oskrzydleniu z północy. Staram się je zapewnić”. Skoro więc Weygand dawał zgodę, to znaczy, że nie był autorem, jak chciała tego opozycja, a i on sam po kilkudziesięciu latach od wydarzeń.

[F. Guelton, M. Pasztor, „Bitwa Warszawska w świetle korespondencji gen. Weyganda i marszałka Focha”, „Studia z dziejów Rosji i Europy Środkowo-Wschodniej”, t. XXXIII, Warszawa 1998, s. 71; E. Sapieha, „Tak było. Niedemokratyczne wspomnienia E. Sapiehy”, Warszawa 2000, s. 46 – 47, gdzie mowa o liście Weyganda do ministra spraw zagranicznych Sapiehy, w którym Weygand pisał: „Nawiązując do naszej rozmowy, chciałem księciu powiedzieć, że zupełnie nie zgadzam się z planami Piłsudskiego i bardzo boję się o ich rezultat”.]

Weygand odwiedził w tych dniach kardynała Kakowskiego, który wspominał: „Uspakajał mię i opowiadał szczegóły planu boju, podle którego armia bolszewicka miała być pokrajana na kilka części. „Musi to być dobry plan”, rzekłem, kiedy go naszkicował szef sztabu generała Focha. „To nie mój plan, rzekł, to plan Sztabu Generalnego polskiego. Ja go przejrzałem, pochwaliłem i tylko nieliczne poprawki w nim uczyniłem”. Dalej Kakowski zapisał: „Przyjemnie mi było słuchać, jak jeden z najwybitniejszych generałów francuskich z uznaniem wyrażał się o pracy dowództwa polskiego, a przykro mi było, gdy sami Polacy z uporem wciąż powtarzali, że to był plan cudzy”.

[A. Kakowski, „Z niewoli do niepodległości. Pamiętniki”, Kraków 2000, s. 825 – 826.]

[srodtytul]Rezygnacja Naczelnika u premiera[/srodtytul]

Podział dowództw został ustalony w sposób następujący: Front Północny: gen. Józef Haller z dwiema armiami: 5. (gen. Władysław Sikorski) i 1. (gen. Franciszek Latinik); Front Środkowy: Marszałek Piłsudski z trzema armiami: 4. (gen. Leonard Skierski), grupa uderzeniowa (gen. Edward Śmigły-Rydz) i 3. (gen. Zygmunt Zieliński). Front Południowy – gen. Wacław Iwaszkiewicz. W rezultacie grupa uderzeniowa mogła posiadać tylko pięć dywizji: trzy z 4. Armii gen. Skierskiego (14., 16. i 21.) i dwie z 2. Armii gen. Śmigłego-Rydza (1. i 3. legionowe, ściągnięte z południa).

Piłsudski zdecydował wyjechać z Warszawy na front 12 sierpnia. Przed wyjazdem spotykał się w prezydium Rady Ministrów z Witosem, Daszyńskim i Skulskim. Jak wspominał Witos, „Naczelny Wódz był mocno skupiony i poważny i, jak mi się zdawało, przybity, niepewny, wahający się i mocno zdenerwowany. W rozmowie był niesłychanie ostrożny, a dotykając spraw bieżących, stawiał raczej bardzo smutne horoskopy. Twierdził, że stawia na ostatnią kartę, nie mając żadnej pewności wygranej. W ciągu rozmowy wyjął z kieszeni niezapieczętowany list i odczytał go głosem ogromnie niewyraźnym i zmienionym. Na czterech kartkach małego formatu mieściła się dość obszernie umotywowana jego dymisja ze stanowiska Naczelnika Państwa”.

Czas do ogłoszenia tej dymisji pozostawił Witosowi, ale ten z niej nie skorzystał. Po zakończeniu wojny wezwał kpt. Kazimierza Świtalskiego i oddał list z prośbą o zwrócenie go Piłsudskiemu.

[W. Witos, „Moje wspomnienia”, t. II, Paryż 1967, s. 289, 293.]

[srodtytul]Walki pod Radzyminem, sukces w eterze[/srodtytul]

13 sierpnia rozpoczęło się decydujące uderzenie Tuchaczewskiego na Warszawę. Rosjanie posiadali przewagę, ich wojska liczyły 47 000 żołnierzy, około 200 dział i 700 karabinów maszynowych. Stolicy broniła 1. Armia z 39 000 żołnierzy, ale za to z dobrze nasyconą artylerią (259 dział), karabinami maszynowymi (450), a nawet samolotami i czołgami. Walki rozgorzały z całą ostrością w okolicach Radzymina, który przechodził kilkakrotnie z rąk do rąk.

W dniu rozpoczęcia natarcia, 13 sierpnia, polski wywiad radiowy przechwycił depeszę sztabu Tuchaczewskiego nakazującą rozpoczęcie decydującego uderzenia na Warszawę. To w odpowiedzi na doniesienie polskiego wywiadu doszło do przyspieszenia akcji gen. Sikorskiego i jego 5. Armii nad Wkrą i w konsekwencji przyspieszenia uderzenia znad Wieprza. Praca polskich wywiadowców była niezwykle skuteczna. Ich dokonania to nie tylko złamanie kodów, ale też skuteczne zakłócanie radiotelegraficznej łączności wroga. Poczynając od tego dnia, największa polska radiostacja przez 36 godzin zakłócała pracę bolszewickich radiostacji. Odbywało się to poprzez stałą emisję tekstu Nowego Testamentu. Kropki i kreski alfabetu Morse’a polskiej radiostacji nakładały się na to, co nadawały radiostacje wroga.

[G. Nowik, „Zanim złamano Enigmę”, Warszawa 2005, passim.]

Dzięki temu realizację planu Piłsudskiego przyśpieszono. 14 sierpnia gen. Władysław Sikorski ze swą 5. Armią rozpoczął kontruderzenie nad rzeką Wkrą. Następnego dnia zagon 8. Brygady Jazdy gen. Aleksandra Karnickiego zajął Ciechanów, gdzie opanował główną radiostację 4. Armii, co zdezorganizowało jej łączność. Widząc grozę sytuacji na przedpolu Warszawy, ale i pomyślny rozwój bojów na odcinku 5. Armii, Piłsudski zdecydował o przyspieszeniu uderzenia znad Wieprza o jeden dzień. Już bowiem 14 sierpnia bolszewicy zajęli Radzymin, z którego było widać wieżę soboru prawosławnego na placu Saskim. W Warszawie wydano zarządzenie o ewakuacji do Poznania niektórych urzędów i poselstw zagranicznych. Z posłów pozostali w stolicy poseł włoski Tommasini, nuncjusz Achille Ratti i sir Horace Rumbold, poseł Wielkiej Brytanii, uważając, że dopóki rząd polski nie opuści stolicy, powinni pozostać przy rządzie. Zostali także chargés d’affaires amerykański i duński. Misja aliancka wyjechała, lecz gen. Weygand pozostał przy Sztabie Generalnym.

[F. Tommasini, „Odrodzenie Polski”, Warszawa 1928, s. 27 – 28.]

[srodtytul]Uderzenie „kierowane ręką mistrza”[/srodtytul]

Uderzenie grupy Piłsudskiego znad Wieprza nastąpiło rankiem 16 sierpnia. Już po pierwszym dniu marszu nawiązano kontakt bojowy z Grupą Mozyrską oraz XVI Armią. Zaskoczone przez wojska polskie uległy one rozbiciu i w popłochu rozpoczęły ucieczkę. 16 sierpnia zajęto Włodawę, następnego dnia Białą Podlaską i Siedlce. 1dp Legionów przemaszerowała tego dnia ponad 35 kilometrów, inne jednostki ponad 25. W późniejszej fazie bitwy, 24 sierpnia 6pp Legionów przemaszerował w ciągu dnia 56 km, a 5pp Legionów tego samego dnia pokonał 52 km. Te niezwykłe zdolności marszowe, podkreślane przez wielu obserwatorów, były jednym z elementów sukcesu.

17 sierpnia doszło do zetknięcia się dwóch natarć. Jedno wyprowadził z Warszawy gen. Rozwadowski, drugie, z kierunku południowego, 14dp z armii gen. Skierskiego. Weygand napisał o tym: „W ciągu tych trzech dni, które marszałek Piłsudski spędził wśród wojsk 4. Armii, zelektryzował je, przelał z własnej duszy w dusze walczących ufność i wolę pokonania wszelkich przeszkód. Nikt poza nim nie mógł tego dokonać. Pod żadnym innym dowódcą wojska polskie nie dokonałyby z tym uniesieniem zażartym ofensywy, która miała doprowadzić w ciągu kilku dni aż do niemieckiej granicy, przedzierając z boku i rozwalając siły czterech armii sowieckich, które dopiero co miały się za zwycięzców”.

[wyimek]Praca wojny jest sztuką. Sztuka tworzy dzieła, a obiektem sztuki wojny jest zawsze zwycięstwo. Zwycięstwa więc szuka każdy dowódca jako produktu swej pracy dowodzenia, swej pracy mózgu, nerwów i woli. Praca wojsk dowodzonych przez wodza jest właściwie materializacją tego, co przed tą pracą przemyślał, przeżył i skombinował dowódca.

„Rok 1920”[/wyimek]

Sukces był przeogromny, odwrócenie fortuny miało wszelkie znamiona cudu, tak było kompletne i nieoczekiwane. Już 18 sierpnia Piłsudski wydał nowe rozkazy, które miały doprowadzić do odcięcia dróg odwrotu do Prus Wschodnich dla spanikowanych, porażonych klęską bolszewików. Tym bardziej że oddziały IV, XV i III armii, nieposiadające łączności i w związku z tym wiedzy o powadze sytuacji, dalej atakowały w kierunku dolnej Wisły, pogarszając tym samym swoje położenie. I za tę część operacji chwalił go Weygand: „Wyzyskanie powodzenia było prowadzone przez marszałka Piłsudskiego ręką mistrza, z rozmachem zawrotnym; nie dał przeciwnikowi ocknąć się z zaskoczenia i pędził go bez zaczerpnięcia tchu, aż unicestwił jego armie”.

Około 22 sierpnia podstawowa część Bitwy Warszawskiej była już zakończona. 25 sierpnia oddziały polskie doszły do granicy Prus Wschodnich. Część armii Tuchaczewskiego wycofywała się ku Grodnu, Wołkowyskowi i Prużanom. Reszta została zmuszona przejść granicę Prus Wschodnich, gdzie została rozbrojona, choć potem Niemcy przepuszczali żołnierzy bolszewickich przez Litwę do Rosji.

Rozbite zostały III, XV i XVI armie bolszewickiej oraz Grupa Mozyrska, tracąc 25 000 poległych, 66 000 wziętych do niewoli oraz 45 000 zmuszonych do przekroczenia granicy Prus Wschodnich. Zdobyliśmy 231 dział i 1023 karabiny maszynowe.

Obrona niepodległości scementowała społeczeństwo; zwycięstwo w wojnie 1920 roku było jego dorobkiem. Bohaterska śmierć księdza kapelana Ignacego Skorupki pod Ossowem oraz udział 11-letniego Tadzia Jeziorkowskiego w obronie Płocka były najbardziej widocznymi tego przejawami. Ale działające w całym kraju powiatowe komitety obrony państwa miały wielu cichych bohaterów i wykonały ogromną pracę na zapleczu wojny.

Pierwsza próba eksportu rewolucji bolszewickiej na Zachód została przez Piłsudskiego powstrzymana. Stalin mścił się za tę porażkę – w dużej mierze przez niego zawinioną, bo nie wykonał rozkazu naczelnego dowództwa i nie ruszył spod Lwowa na północ. Kilkanaście lat później wielu z wybitnych i mniej wybitnych sowieckich dowódców tej wojny straciło życie. Polaków mordował w Katyniu. Marzenia bolszewików o marszu po trupie Polski na Zachód Europy legły w gruzach. Na kolejną szansę komuniści musieli czekać do 1944 roku. To, co obronił w roku 1920 w interesie całej Europy Piłsudski, oddano Stalinowi bez wielkich targów w końcu II wojny światowej.

Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Historia
Archeologia rozboju i kontrabandy
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką