Poza tym łowy na zające zawsze należały do szczególnie trudnych. Po pierwsze ze względu na to, że niełatwo jest trafić do celu, który tak szybko się porusza i tak dynamicznie zmienia kierunek biegu (a i psy mają małe szanse dopaść szaraka, chyba że wcześniej zostanie zraniony przez myśliwego). Po drugie polowanie na zające objęte jest bardzo szczegółowym regulaminem, zakazującym wielu technik zakwalifikowanych jako kłusownicze. Poluje się tylko w zimie, od listopada do stycznia, z nagonką, w co najmniej sześcioosobowym towarzystwie. Wolno strzelać jedynie prostopadle do linii tyraliery i celować do zwierzyny oddalonej nie więcej niż 30 m (czy coś w tym rodzaju – chodzi o to, żeby polujący nie wystrzelali się nawzajem).
Nie namawiam nikogo, by zajął się myślistwem, gdy jednak zdarzy się komuś wejść w posiadanie zajęczej tuszy (prezent od gajowego lub mrożonka ze sklepu), proponuję wykorzystać któryś z poniższych tradycyjnych przepisów.
[b]zając mielony w galarecie[/b]
1 zając (musi być skruszały, czyli powinien spędzić w przewiewnym miejscu co najmniej miesiąc; można też kupić zająca mrożonego)
ok. 1 kg karczku wędzonego gotowanego