Reklama

Błysk „Pioruna”

Mały pogonił dużego jak Dawid Goliata, jak Frodo Saurona, no i jak parę lat temu Dyskobolia Grodzisk Wielkopolski Manchester City w piłkarskim Pucharze UEFA.

Publikacja: 12.06.2009 10:59

Załoga brytyjskiego krążownika „Dorsetshire” ratuje rozbitków z zatopionego „Bismarcka”, 27 maja 194

Załoga brytyjskiego krążownika „Dorsetshire” ratuje rozbitków z zatopionego „Bismarcka”, 27 maja 1941 r.

Foto: Bridgeman Art Library, ARCHIWUM „MÓWIĄ WIEKI”

Skądinąd nie mam wiary, że fenomen podobny temu ostatniemu prędko się powtórzy. Żart żartem, ale w meczu z „Bismarckiem” polski niszczyciel „Piorun” pokazał błysk.

Ach, jak pięknie wywijał się spod strasznych ciosów olbrzyma, kreśląc na powierzchni morza kunsztowne figury. Dopiero potem przyleciały samoloty, a na koniec ciężkie okręty Home Fleet waliły jak w bęben w okaleczonego olbrzyma. Cała sprawa jest zresztą ważniejsza, niż się wydaje na tzw. zdrowy rozum, czasem nieco szwankujący podczas wojennych zapasów. Jeden niemiecki okręt, nawet najpotężniejszy, nie mógł unicestwić brytyjskiego panowania na morzu. Nawet gdyby wrócił do portu po pierwszym rajdzie, to niekoniecznie po drugim, a w trzeci już całkiem nie wierzę.

Wszelako „Bismarck” naruszył potężne tabu – mit Brytanii, która na wieczne czasy, w stylu niemal biblijnym, miała rządzić wodami – „over the waves”. Peregrynacje „Bismarcka” po Atlantyku były bezczelnym policzkiem wymierzonym Zjednoczonemu Królestwu, jakby kogoś wyrżnął śledziem w pysk.

Co gorsza, niemiecki okręt był łaskaw jednym potężnym ciosem znokautować „Hooda”, dumę i chwałę brytyjskiej marynarki. Okręt ten należał zresztą do dziwnej, stanowczo archaicznej kategorii pływających olbrzymów, tzw. krążowników liniowych, których imponująca wyporność miała się nijak do ich wątłego pancerza.

Mówiąc krótko, „Bismarck” upolował dinozaura.

Reklama
Reklama

Sam był zaś opatulony pancerzem jak się patrzy, ale jego prędka zagłada dowiodła, że też był dinozaurem, tylko bardziej gruboskórnym. Druga wojna pokazała, że takie gigantyczne monstra najlepiej nadają się do ostrzeliwania wybrzeża. Ile ich poginęło, nim na serio zdążyły wziąć udział w walce? Bliźniak „Bismarcka” – „Tirpitz”, bliźniacze japońskie potwory „Musashi” i „Yamato”, kilka brytyjskich i amerykańskich pancerników, zwłaszcza w Pearl Harbor. O ile pamiętam, ostatni pancernik Royal Navy HMS „Vanguard” wszedł do służby tuż po wojnie i rychło – ledwie po 13 latach pływania – poszedł na żyletki. I tak przemija chwała świata.

[i]Jarosław Krawczyk, redaktor naczelny „Mówią wieki”[/i]

Skądinąd nie mam wiary, że fenomen podobny temu ostatniemu prędko się powtórzy. Żart żartem, ale w meczu z „Bismarckiem” polski niszczyciel „Piorun” pokazał błysk.

Ach, jak pięknie wywijał się spod strasznych ciosów olbrzyma, kreśląc na powierzchni morza kunsztowne figury. Dopiero potem przyleciały samoloty, a na koniec ciężkie okręty Home Fleet waliły jak w bęben w okaleczonego olbrzyma. Cała sprawa jest zresztą ważniejsza, niż się wydaje na tzw. zdrowy rozum, czasem nieco szwankujący podczas wojennych zapasów. Jeden niemiecki okręt, nawet najpotężniejszy, nie mógł unicestwić brytyjskiego panowania na morzu. Nawet gdyby wrócił do portu po pierwszym rajdzie, to niekoniecznie po drugim, a w trzeci już całkiem nie wierzę.

Reklama
Historia
Muzeum Getta Warszawskiego nie chce tramwaju z gwiazdą Dawida
Historia
Konspiratorka z ulicy Walecznych. Historia Izabelli Horodeckiej
Historia
Alessandro Volta, rekordzista w dziedzinie odkryć przyrodniczych
Historia
Pierwsi, którzy odważyli się powiedzieć: „Niepodległość”. Historia KPN
Historia
Kiedy w Japonii „słońce spadło na głowę”
Reklama
Reklama