Janusz Cisek opisuje w tym zeszycie całkiem już zapomniane chwile z lat 1921 – 1922, kiedy Józef Piłsudski jeździł niestrudzenie po Rzeczypospolitej, odwiedzając większe i mniejsze miasta oraz całkiem maleńkie miasteczka i rozsiane po kraju garnizony. Wszędzie znajdował żołnierzy, którzy jeszcze niedawno trzymali w ręku karabin i wojowali od Zbąszynia na zachodzie po Mołodeczno na wschodzie, od Warty po Zbrucz. Słusznie czuli dumę z wywalczonej ojczyzny.

Owa duma stanowiła spoiwo najmocniej łączące mieszkańców ziem tak długo oderwanych od siebie zaborami. Piłsudski, będący wciąż Naczelnikiem (do wyboru prezydenta w grudniu 1922 roku), doskonale to czuł, i intuicyjnie, a nawet z dobrze pojętym wyrachowaniem – wykorzystywał. Warto przeczytać opisy tych wizyt. Wbrew utartym mniemaniom, potrafił wtedy ująć swym charyzmatycznym urokiem nawet tak mu rzekomo niechętnych Wielkopolan i Ślązaków. Entuzjazm witał go w Koninie czy w Piekarach Śląskich podobnie jak w rodzinnym Wilnie.

Warto tu dodać jeszcze dwa momenty, które przed laty zyskały rozgłos w całym kraju. Oto już 22 listopada 1920 roku odznaczył Orderem Virtuti Militari – jako jedyne miasto – Lwów, który w latach 1918 – 1919 bronił się heroicznie przed Ukraińcami, a w 1920 roku przed bolszewikami. Powiedział przy tym: „Tu codziennie walczyć trzeba było o nadzieję, codziennie o siłę wytrwania. Ludność stawała się wojskiem, wojsko stawało się ludnością (...) wielkie zasługi waszego miasta oceniłem tak, jak gdybym miał jednego zbiorowego żołnierza, dobrego żołnierza”.

Krzyżem Walecznych – też jako jedyne miasto – odznaczył natomiast w 1921 roku Płock, którego mieszkańcy odparli rok wcześniej atak kozaków Gaja. Taki też krzyż przypiął na piersi najmłodszego z obrońców, 11-letniego Tadzia Jeziorowskiego. Moment ów, utrwalony na fotografii, przetrwał w pamięci paru pokoleń. Jeszcze w drugiej połowie lat 40. jego wspomnienie dodawało sił uczniom płockiej Małachowianki, którzy konspirowali przeciw kolejnemu wcieleniu czerwonych najeźdźców.