Zamach i kryzys ustrojowy

Uchwalenie konstytucji marcowej umożliwiło wybranie nowego Sejmu i prezydenta. Po kilku latach wojny państwo mogło wkroczyć na drogę pokojowego rozwoju. Wydawało się, że będzie to okres pokoju także i w polityce wewnętrznej. Tymczasem na otwartych 25 września 1921 roku Targach Wschodnich we Lwowie dokonano zamachu na Piłsudskiego

Publikacja: 24.06.2009 11:58

Marszałek Józef Piłsudski przed trumną ze zwłokami prezydenta RP Gabriela Narutowicza w Belwederze

Marszałek Józef Piłsudski przed trumną ze zwłokami prezydenta RP Gabriela Narutowicza w Belwederze

Foto: Rzeczpospolita, MS Marek Szyszko

Gdy naczelnik odjeżdżał spod ratusza, Ukrainiec Stefan Fedak oddał cztery strzały w tylną szybę samochodu (ze względu na zacięcie się pistoletu w magazynku pozostało pięć naboi), które lekko zraniły wojewodę Grabowskiego w dłoń i ramiona. Marszałkowi nic się nie stało, w myśl ustalonego programu pojechał do teatru na galowe przedstawienie, później zaś na raut, gdzie przybyli przedstawiciele zagranicy. Wieść o zamachu rozeszła się po mieście. W teatrze i na raucie Piłsudski był witany owacyjnie. Po raucie odwiedził rannego wojewodę.

Po roku, w listopadzie 1922 roku, Fedak stanął przed sądem i został skazany na sześć lat więzienia.

Na kilka tygodni przed zamachem Piłsudski przyjął na kilkugodzinnej audiencji w Belwederze ojca zamachowca, znanego lwowskiego prawnika. Powiedział mu wówczas, co następuje: „Jestem przekonany, że tylko ścisły związek między wolną Polską a wolną Ukrainą może zapewnić pokój na Wschodzie i pomyślny rozwój obu bratnich narodów. Ja ze swej strony starałem się doprowadzić do tego, ale wskazówka na zegarze historii stanęła pięć minut przed 12 i godzina waszej wolności jeszcze nie wybiła. Ale mam nadzieję, że to wkrótce nastąpi, czego wam życzę z całego serca”.

[ramka]PRAWDA O POLSCE

Prawda jest tak łatwa: wszyscyśmy grzeszyli, wszyscy byliśmy słabi, wszyscyśmy od musów dziejowych uciekali. Czyż łgać ciągle o Polsce trzeba, gdy się o sobie mówi? Powtarzam zawsze i błagam: prawdy pod korcem nie chować, ho ona wyjdzie, skoro jedno kłamstwo drugiemu zaprzeczać musi.

15 listopada 1924 Pierwsze dni Rzeczypospolitej Polskie[/ramka]

[G. Matwiejew, „Zamach na J. Piłsudskiego”, Acta UL, t. 61, Łódź 1998, s. 152 – 153; „Biuletyn Polsko-Ukraiński”, nr 21 (108), Warszawa, 26 maja 1935.]

Zamach okazał się mniej groźny od kryzysu, jaki wstrząsnął Sejmem. Stanowił jednak preludium do tego, co określiliśmy jako etap niesmaku i pogardy w polityce polskiej.

Nieoczekiwany przebieg konferencji genueńskiej (1922) i rysująca się perspektywa odrębnego niemiecko-bolszewickiego porozumienia irytowały Piłsudskiego. Już wcześniej pojawiły się pomysły udziału Zachodu w rekonstrukcji gospodarczej Rosji, ale nikt jednak nie przewidywał tak szybkiego sojuszu Niemiec i Rosji na gruncie krytyki pokoju wersalskiego. W każdym razie ofiarą Genui stał się rząd Antoniego Ponikowskiego funkcjonujący od 10 marca 1922 roku.

2 czerwca Piłsudski wyraził opinię, że sytuacja międzynarodowa stanowi zagrożenie dla Polski, na dowód czego przytoczył stanowisko Lloyda George’a wysuwającego sprawę rewizji granic Polski na rzecz Niemiec oraz układ niemiecko-sowiecki w Rapallo. Dał też wyraźnie do zrozumienia, iż rząd nie jest dostatecznie silny, by sprostać tym zadaniom. Ponikowski zgłosił tegoż dnia rezygnację, którą Piłsudski przyjął.

[srodtytul]Spór o interpretację prawa[/srodtytul]

Tak rozpoczął się kryzys wokół konstytucyjnych uprawnień naczelnika państwa. Miał prawo powoływać rządy „na podstawie porozumienia z Sejmem”. Konflikt dotyczył interpretacji tego określenia. Stronnictwa, dążące do zwiększenia roli Sejmu, uważały, że stopień zaufania naczelnika państwa do rządu nie jest czynnikiem decydującym o zmianie gabinetu, toteż Konwent Seniorów wezwał go do wyjaśnienia przyczyn dymisji rządu. 8 czerwca Piłsudski złożył więc oświadczenie, iż udzielając dymisji, kierował się nadchodzącymi wyborami oraz trudną sytuacją międzynarodową, której sprostać może rząd posiadający silny autorytet.

Kluby prawicowe rozpoczęły kampanię przeciwko niemu, dowodząc, że rząd Ponikowskiego pragnął prowadzić politykę pokojową i że to Piłsudski hołubił jakoby wojenne plany. 9 czerwca kluby te wysunęły projekt powierzenia Ponikowskiemu misji utworzenia nowego rządu, co marszałek Sejmu zakomunikował Piłsudskiemu. Ten jednak kategorycznie odmówił. Jednocześnie w ciągu 10 i 11 czerwca Piłsudski rozmawiał z przedstawicielami prawie wszystkich klubów sejmowych, starając się uzyskać od nich interpretację przepisu, iż „Naczelnik państwa powołuje rząd na podstawie porozumienia z Sejmem”.

12 czerwca Piłsudski powtórnie udał się do Sejmu na posiedzenie Konwentu Seniorów, gdzie przedstawił wątpliwości co do roli Konwentu i jego orzeczeń. Nie może się zgodzić na to, by Konwent brał udział w tworzenia rządu. Pytał, czy postanowienia Konwentu, do którego nie wszystkie kluby wysyłają swych przedstawicieli, są wolą Sejmu czy też opinią? Czy naczelnik państwa ma czynną rolę w prceseie powoływania rządu i jak ma ona wyglądać? Co oznacza formuła „na podstawie porozumienia”? Czy porozumienie z Sejmem oznacza układanie się z jego plenum? Marszałek Sejmu wyjaśnił, że w sprawie tworzenia rządu jest rzeczą wykluczoną zwracanie się do plenum Sejmu, a raczej, że marszałek komunikuje naczelnikowi państwa wolę większości.

Nad sprawami konstytucyjnymi wysuniętymi przez Piłsudskiego obradowała Komisja Konstytucyjna Sejmu, po czym Sejm 16 czerwca przyjął rezolucję głoszącą, że inicjatywa w wyznaczeniu premiera należy z reguły do naczelnika państwa. Z braku propozycji z jego strony lub zgody Sejmu organ regulaminowo ustanowiony desygnuje premiera większością głosów. Tym organem stała się Komisja Główna, powołana przez Sejm 17 czerwca, złożona z przeszło 80 delegatów klubów.

[srodtytul]„Niżej miary urzędu”[/srodtytul]

17 czerwca ową wykładnie przesłano Piłsudskiemu z prośbą o wyrażenie swych propozycji, na co ten odpowiedział, że zrzeka się inicjatywy, prosząc jednocześnie marszałka Sejmu o wskazanie desygnowanego przez Sejm premiera. Na to dictum 18 czerwca Komisja Główna desygnowała na premiera Stefana Przanowskiego, dyrektora fabryki Norblin, Buch i Werner. Następnego dnia marszałek Sejmu powiadomił Piłsudskiego o tej uchwale, co naczelnik państwa przyjął do wiadomości, ale nie wystosował do Przanowskiego pisma polecającego mu utworzenie gabinetu. Wówczas marszałek Trąmpczyński, powołując się na przyjęcie do wiadomości przez naczelnika państwa kandydatury Przanowskiego, wysłał do niego pismo, prosząc o przedłożenie naczelnikowi państwa listy nowego rządu.

Ta akcja marszałka Sejmu, wkraczająca w kompetencje naczelnika państwa, wywołała obawy i niektóre kluby cofnęły swe poparcie dla kandydatury Przanowskiego. W tych warunkach Przanowski 20 czerwca zrzekł się misji tworzenia rządu.

23 czerwca Piłsudski przyjął marszałka Trąmpczyńskiego, który go nakłaniał do wysunięcia własnej kandydatury. 25 czerwca naczelnik zawiadomił marszałka Sejmu, że przedstawia Artura Śliwińskiego jako swego kandydata na premiera. Co do uchwały Komisji Głównej, nie uważa jej za rozstrzygnięcie poruszonej przez niego sprawy zasadniczej, lecz jedynie odroczenie tego konstytucyjnego zagadnienia, i prosi o możliwie spieszne załatwienie tej sprawy. Komisja Główna przyjęła kandydaturę Artura Śliwińskiego i 26 czerwca naczelnik mianował Śliwińskiego premierem. Już 28 czerwca przedstawił on skład gabinetu, który Piłsudski zatwierdził. Sprawy zagraniczne objął w nim Gabriel Narutowicz, wojsko – generał Sosnkowski.

Ataki na Śliwińskiego i Piłsudskiego prowadzone były z niezwykłą zajadłością, chodziło przecież o wykazanie przewagi ciał ustawodawczych, gdzie prawica posiadała większość, nad naczelnikiem, którego zwierzchnictwo w omawianych sprawach kontestowano. 1 lipca został nawet skonfiskowany numer „Rzeczpospolitej” za artykuł posła Strońskiego „Niżej miary urzędu”, w którym pisał o Piłsudskim, że jego mentalność jest „niezmiernie daleka od poziomu i właściwego nastroju tego wysokiego urzędu, który mu powierzono”.

Przed Sejmem Śliwiński stanął 5 lipca. Jego exposé zostało źle przyjęte przez prawicę, która, uzyskawszy część głosów centrum, obaliła nowy rząd. Za rządem padło 195 głosów, przeciw 201, trzy kartki były puste. Śliwiński podał się do dymisji, którą Piłsudski przyjął.

[ramka]BLIZNY I RANY

Są rany i blizny fizyczne, są też i moralne. I niewiadome często, która bardziej piecze, która silniej boli, czy ta, co przez kule i bagnet zadana, czy ta, co w głąb serca sięga lub mózg wierci i przegryza.

18 kwietnia 1925, Przedmowa wydawnictwa „Polska inwalidom”[/ramka]

[srodtytul]Próba obalenia głowy państwa[/srodtytul]

Tegoż 7 lipca Piłsudski wysłał list do marszałka Sejmu z zapytaniem, czy Sejm ustawodawczy życzy sobie skorzystać z inicjatywy w sprawie tworzenia rządu. Odpowiedź, jaką otrzymał 11 lipca, głosiła, że jeżeli naczelnik państwa nie skorzysta z prawa inicjatywy, Komisja Główna przystąpi do desygnowania premiera.

12 lipca Piłsudski odbył konferencję z marszałkiem Sejmu, a później z Leopoldem Skulskim, prezesem Klubu Narodowego Zjednoczenia Ludowego. Rezultatem tych rozmów było oświadczenie, że nie może stanąć po stronie jednego z obozów walczących w Sejmie i gotów jest podjąć inicjatywę powołania rządu, który nie oznaczałby zwycięstwa tej czy innej strony.

W tym celu 13 lipca zwołał w Belwederze konferencję przedstawicieli wszystkich polskich klubów sejmowych. Nie przyniosła ona rezultatu i tegoż dnia Piłsudski wysłał list do marszałka Sejmu, w którym zrzekł się inicjatywy. Kolejnego dnia marszałek Sejmu zawiadomił naczelnika państwa, iż Komisja Główna desygnowała posła Wojciecha Korfantego. Za tą kandydaturą wypowiedziało się 219 głosów, przeciw 206. Piłsudski zareagował oświadczeniem, że „nie wchodząc w meritum sprawy ani co do osoby, ani co do możliwych wyników pracy p. Wojciecha Korfantego, nie może wziąć udziału w jego pracy. Wobec tego, nie chcąc w niczym przeszkadzać p. Korfantemu w jego pracy nad utworzeniem rządu, oświadczam, że będę jednak zmuszony w najbliższym czasie urząd swój złożyć”.

Oświadczenie to wywołało zrozumiałe podniecenie w Sejmie. Rozpoczęły się rozmowy odnośnie do składu rządu Korfantego, a jednocześnie ugrupowania popierające Piłsudskiego wzywały świat robotniczy do strajków i organizowały manifestacje przeciwko Korfantemu.

20 lipca nominat prawicy zgłosił się z listą członków nowego gabinetu, lecz Piłsudski powołał się na swój list z 14 czerwca i skierował Korfantego do popierających go stronnictw politycznych w Sejmie. Stronnictwa prawicowe, nie mogąc same rozwiązać sprawy powołania rządu Korfantego, postanowiły usunąć naczelnika państwa z zajmowanego urzędu i 26 lipca postawiły na posiedzeniu Sejmu wniosek o wotum nieufności dla niego. Wniosek brzmiał:

„Zważywszy, że naczelnik państwa Józef Piłsudski przez nieposzanowanie praw Sejmu ustawodawczego, lekceważenie żywotnych interesów państwowych i pogłębianie przeciwieństw i walk partyjnych naraził państwo na niepowetowane szkody moralne i materialne; że w szczególności w ostatnich miesiącach przez niekonstytucyjne prowokowanie przesilenia gabinetowego p. Ponikowskiego wywołał, a następnie przewlekał w państwie ciężkie przesilenie polityczne, gospodarcze i finansowe; że mimo desygnowania przez Sejmową Komisję Główną premiera w osobie posła Korfantego i mimo własnego zapewnienia, że nie będzie mu w utworzeniu rządu przeszkadzał, odmówił podpisania listy gabinetu posła Korfantego wbrew obowiązującym uchwałom sejmowym, których powinien być stróżem i wykonawcą – podpisani posłowie wnoszą: Wysoki Sejm raczy uchwalić: Sejm odmawia swego zaufania naczelnikowi państwa Józefowi Piłsudskiemu”.

W głosowaniu wniosek został jednak odrzucony stosunkiem głosów 205 do 187, przy czym cztery kartki były puste.

W wyniku powyższego Komisja Główna wycofała 29 lipca kandydaturę Wojciecha Korfantego i zwróciła się do naczelnika państwa o podjęcie przez niego inicjatywy w sprawie powołania nowego premiera.

[srodtytul]Zachwiany autorytet Rzeczypospolitej[/srodtytul]

Jego wybór padł na prof. Juliana Nowaka, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. W ostatnich dniach lipca Piłsudski wezwał go do Belwederu i przedstawił dezyderaty odnośnie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, na które proponował Narutowicza i, jeśli możliwe, powierzenie oświaty Arturowi Śliwińskiemu. Prosił, by minister skarbu przedstawiał mu co dwa tygodnie stan skarbu. Żądał także, by bez jego wiedzy nie przedsiębrano żadnych zmian w wojsku. 31 lipca Piłsudski podpisał dekrety nominacyjne.

W ten sposób zakończył się wielotygodniowy konflikt, który obnażył niedostatki demokracji i chwiejność zapisów konstytucji. Obie strony pokazały determinację mającą wykazać, która ze stron posiada większe prerogatywy w procesie wyłaniania kandydata do fotela premiera. Piłsudski był zwolennikiem pewnej przewagi władzy wykonawczej, chciał, aby Sejm, krótko mówiąc, stanowił prawo – ale nie rządził. Sejm natomiast uważał, że może narzucać głowie państwa osobę premiera, którą ten winien każdorazowo zaaprobować. A Piłsudski nie z każdym był gotów współpracować. Uważał, że przed nominacją należy wypracować kompromis. Koszty kryzysu były wysokie. Autorytet Sejmu ucierpiał, Piłsudski zasłużył na wiele zarzutów, a cała sytuacja położyła się cieniem na dalszej współpracy Naczelnika Państwa i parlamentu. Krytycznego stosunku do rozwydrzonej „sejmokracji”, jak ją nazywał, poszukiwać należy w tym właśnie okresie. Niestety, złe obyczaje w postaci prymatu doraźnej gry partyjnej nad interesem państwa miały swoją kontynuację.

Wszystko to stanowiło preludium do pierwszych wyborów opartych na nowej konstytucji i nowej ordynacji przeprowadzonych na obszarze całego państwa. Wybory do Sejmu i Senatu odbyły 5 i 12 listopada.

[srodtytul]PSL języczkiem u wagi[/srodtytul]

Ani lewica, ani też prawica nie uzyskały przewagi umożliwiającej sformowanie gabinetu. Prawicę reprezentował blok złożony z Narodowej Demokracji, Chrześcijańskiej Demokracji i Narodowo-Chrześcijańskiego Stronnictwa Ludowego, który startował pod nazwą Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, zwanyzłośliwie Chjeną. W innym bloku zgrupowały się mniejszości narodowe. Przy frekwencji wyborczej powyżej 68 proc. uprawnionych (!) Chjena zdobyła 29 proc., partie centrum 24 proc. (w tym PSL-Piast 13 proc.), natomiast PPS i PSL-Wyzwolenie 25 proc.

Dla stworzenia stabilnej większości konieczne było poszukiwanie języczka u wagi, a takim się okazało Polskie Stronnictwo Ludowe-Piast z Wincentym Witosem na czele, liczące 70 posłów. Witos zdecydował się na sojusz z prawicą, w której ławach zasiadał największy właściciel ziemski ordynat Maurycy Zamoyski. To z kolei rzutowało na realizacje reformy rolnej, podstawowej bolączki licznej i pozbawionej ziemi warstwy chłopskiej. Oznaką porozumienia był wybór ludowca Macieja Rataja na marszałka nowego Sejmu i Wojciecha Trąmpczyńskiego na marszałka Senatu.

[srodtytul]Naczelnik nie chce być prezydentem[/srodtytul]

Ważniejsze były wybory prezydenta przez zgromadzenie narodowe. Na giełdzie nazwisk pojawiło się także nazwisko Wincentego Witosa, któremu przychylny był sam Piłsudski. Ostatecznie jednak nie zdecydował się on na wystawienie swej kandydatury. Możliwe, że dlatego, iż murowanym zwycięzcą, gdyby tylko zechciał kandydować, wydawał się Piłsudski. Już 20 listopada 1922 r. w Belwederze zjawił się z misją sondażową Stanisław Thugutt. Piłsudski, uchylając się od przyjęcia propozycji, skierował rozmowę na potrzebę zapewnienia przyszłemu prezydentowi współdziałania parlamentu i marszałków izb. Nie chciał się zdeklarować.

Zgromadzenie Narodowe złożone z członków Sejmu i Senatu zwołano na 9 grudnia. Jednocześnie cztery stronnictwa lewicy i centrum: PPS, PSL-Wyzwolenie, PSL-Piast i Narodowa Partia Robotnicza wysunęły kandydaturę Józefa Piłsudskiego.

Na jego życzenie premier Nowak zwołał 4 grudnia zebranie posłów i senatorów wymienionych stronnictw, na którym Piłsudski przedstawił w przemówieniu swoje stanowisko. Po dłuższej analizie zapisów konstytucji i uprawnień prezydenta, postanowił uchylić się od kandydowania. Polecał szukanie kandydata, który posiadałby „ciężki chód i lekką rękę”, takiego, który w podzielonym Sejmie będzie potrafił szukać porozumienia i kompromisu.

Jego odmowa, zaskakująca i deprymująca, zmusiła stronnictwa do poszukiwania innego kandydata.

[srodtytul]Gabriel Narutowicz głową państwa[/srodtytul]

9 grudnia 1922 roku odbyło się posiedzenie Zgromadzenia Narodowego, poświęcone wyborowi prezydenta. Wśród pięciu kandydatów najwięcej głosów w pierwszej turze wyborów – 222 – otrzymał kadydat prawicy, Maurycy Zamoyski. Stanisław Wojciechowski (popierany przez Piasta i NPR) zebrał 105 głosów, Jan Baudoin de Courtenay – 103 głosy mniejszości narodowych, Narutowicz popierany przez PSL- Wyzwolenie otrzymał 62 głosy, Daszyński 49 głosów PPS. W następnej turze PPS poparła Wojciechowskiego, wielu posłów mniejszości narodowych – Narutowicza. Zamoyski dostał 228 głosów, Wojciechowski 152, Narutowicz 151. Dopiero piąta tura, w której PPS głosowała na Narutowicza, przyniosła rozstrzygnięcie. Narutowicz otrzymał 289 głosów, Zamoyski – 227. Marszałek Sejmu Rataj, przewodniczący zgromadzenia, ogłosił Narutowicza prezydentem.

[ramka]MOC I SWOBODA

Wahając się między miłością dla siły i mocy a między mdlejącą siłą swobody, problemu nie rozstrzygam. Oddaję go jak brylant w wasze ręce.

29 czerwca 1924, Demokracja i wojsko. Odczyt w Klubie Społeczno-Politycznym w Warszawie[/ramka]

Bezpośrednio po wyborach rozpoczęła się brutalna nagonka prawicy przeciwko Narutowiczowi. Oskarżano go, że został wybrany głosami posłów mniejszości, że sam jest Żydem i masonem. Starano się tym samym nakłonić go, by zrzekł się prezydentury jeszcze przed zaprzysiężeniem. 10 grudnia, w niedzielę, Narutowicz złożył w Belwederze wizytę Piłsudskiemu, a w parę godzin później Piłsudski rewizytował go w Białym Domu w Łazienkach. Na poniedziałek zaplanowano zaprzysiężenie nowego prezydenta. Jadącego w powozie Narutowicza tłumy w Alejach Ujazdowskich witały wrogimi okrzykami i grudami śniegu. W asyście oddziału szwoleżerów, przy braku ochrony ze strony policji, Narutowicz dojechał w końcu do Sejmu. Tam ławy prawicy były puste. Prezydent złożył przysięgę. W dniu zaprzysiężenia prezydenta przed domem gen. Józefa Hallera zebrało się 10 000 demonstrantów wyrażających swoją dezaprobatę dla dokonanego wyboru. Błękitny generał miał do nich powiedzieć „W dniu dzisiejszym Polskę, o którą walczyliście, sponiewierano”, dodając: „o ile obecny odruch stolicy nie będzie słomianym odruchem – zwyciężymy”.

[Marek Orłowski, Generał Józef Haller 1873 – 1960, Kraków 2007, str. 396.]

[srodtytul]Naczelnik zdaje kasę[/srodtytul]

Takich odruchów, podsycanych przez prawicę było wiele.

Zgodnie z zapowiedzią 14 grudnia odbyło się przejęcie urzędowania przez Gabriela Narutowicza. Piłsudski zaznaczył, że przyjmuje go w tej samej kurtce legionowej, w której przed czterema laty wszedł do Belwederu, a dziś go opuszcza. Oświadczył także, iż poza protokołem urzędowym wymaganym przez ustawę będzie żądać sporządzenia protokołu dodatkowego dotyczącego stanu kasy osobistej, rachunków funduszu dyspozycyjnego i inwentarza nieruchomości, stanowiących własność Skarbu Państwa. Gdy podpisano odpowiednie protokoły, Piłsudski nakazał przeliczenie gotówki w kasie Belwederu, po czym prezydent przyjął defiladę oddziałów wojskowych. Niektórym wydawało się to przesadne i małostkowe, innym pokazywało standardy traktowania własności państwowej i przejrzystości finansowej.

Po zakończeniu formalności państwo Piłsudscy i pani Zofia Kadenacowa, siostra Marszałka, przyjęli zebranych śniadaniem á la fourchette, podczas którego Piłsudski wzniósł toast na cześć nowego prezydenta. Powiedział, wtedy iż „jako jedyny oficer polski służby czynnej, który dotąd nigdy przed nikim nie stawał na baczność, staję oto na baczność przed Polską, którą Ty reprezentujesz, wznosząc toast: Pierwszy prezydent Rzeczypospolitej niech żyje!”.

Po rozmowie towarzyskiej państwo Piłsudscy pożegnali prezydenta i gości i wynajętą dorożką konną udali się do mieszkania pani Aleksandry przy Koszykowej, które wciąż wynajmowała.

Tegoż dnia gabinet Nowaka podał się do dymisji, a następnego dnia (15 grudnia) u prezydenta pojawił się kardynał Kakowski. W godzinnej rozmowie prezydent opowiedział kardynałowi o potrzebie pogodzenia zwaśnionych stronnictw, swej przychylności do Kościoła. Potwierdził istnienie anonimów i paszkwili skierowanych przeciwko niemu. „Gdym się żegnał – zapisał kardynał – ukląkł na dwa kolana i prosił o błogosławieństwo. Rzecz niebywała! Miałem wrażenie, jak gdyby po spowiedzi prosił o rozgrzeszenie. Dałem mu błogosławieństwo w formie uroczystej i wyszedłem wzruszony. Odprowadził mnie do przedpokoju i zapowiedział wizytę na dzień następny, 16 grudnia o godz. 11 rano”.

[A. Kakowski, Z niewoli do niepodległości. Pamiętniki, oprac. T. Krawczak, R. Świętek, Kraków 2000, s. 846.]

[srodtytul]Narutowicz zamordowany, Piłsudski odmieniony[/srodtytul]

Nic nie zapowiadało tragedii, mogło się przecież wydawać, że furia ataków wygaśnie, po tym jak prezydent złożył przysięgę i rozpoczął urzędowanie. 16 grudnia prezydent Narutowicz po złożeniu w południe rewizyty kardynałowi Kakowskiemu udał się do gmachu Zachęty Sztuk Pięknych przy placu Małachowskiego na otwarcie wystawy obrazów. Tu został zabity strzałem oddanymi przez Eligiusza Niewiadomskiego, artystę malarza i historyka sztuki. Niewiadomski oświadczył na miejscu zbrodni, że zabił Narutowicza, ponieważ został wybrany głosami „wrogów państwa polskiego”.

Osoba zabójcy znana była w środowiskach artystycznych, ale i politycznych od końca XIX wieku.

Od 1897 do 1901 był członkiem Ligi Narodowej, przez kilka miesięcy 1901 roku był więźniem X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej. Ochotniczo zgłosił się do służby liniowej podczas wojny polsko-bolszewickiej. Znalazł się w 5pp Legionów. Niewiadomski początkowi zamierzał zabić Piłsudskiego,ale wycofał się z tego zamiaru, dowiedziawszy się, że marszałek nie będzie ubiegał się o prezydenturę.

[Marek Sołtysik, Piękni szaleńcy czyli sztuka skandalem podszyta, Warszawa 2006, s. 139-152.]

Zabójstwo świeżo wybranego prezydenta świeżo odzyskanej Rzeczypospolitej było jednak szokiem. Poczucie wstydu i hańby spuentował Antoni Słonimski:

Na pluszowej kanapce, wśród

ciekawych i tłoku,

Jakże długo umierać trzeba od

krwotoku

Od chwili zabójstwa Narutowicza nastąpiło głębokie przewartościowanie postawy Piłsudskiego, który zaczął mówić o obecności ducha Wschodu, który z taką łatwością przerzucał odpowiedzialność i karał utratą życia zupełnie niewinnego człowieka. Stopniowo zmieniał się także język Piłsudskiego, z delikatnego i wytwornego w bardziej bezpośredni, dosadny, a nawet obrażający rozmówców. Dodatkowym powodem była wzmiankowana już postawa środowisk prawicowych, które z haniebnego czynu Niewiadomskiego usiłowały uczynić rzecz godną pochwały, a przynajmniej usprawiedliwioną. Zabójcę kreowano w prasie na bohatera, mało tego, znaleźli się nawet księża odprawiający msze za jego duszę. Dopiero zdecydowana interwencja episkopatu w lutym 1923 roku ukróciła te praktyki.

[srodtytul]Nastrój stolicy był posępny...[/srodtytul]

Tymczasem nowa sytuacja wymagała powołania rządu i ponownego wyboru prezydenta. Marszałek Sejmu Rataj, zastępujący w myśl konstytucji prezydenta, powołał nowy rząd gen. Władysława Sikorskiego, który objął także sprawy wewnętrzne. Ministerstwo Spraw Zagranicznych powierzono Aleksandrowi Skrzyńskiemu, sprawy wojskowe pozostały w rękach gen. Sosnkowskiego. Piłsudski tegoż dnia otrzymał nominację na szefa Sztabu Generalnego, podpisaną przez ministra spraw wojskowych Sosnkowskiego.

Tymczasem zwłoki zamordowanego prezydenta Narutowicza spoczywały w Belwederze. Wieczorem 17 grudnia przybył tam Piłsudski i pozostał dłuższy czas. Złożył dwa wieńce: jeden od Józefa Piłsudskiego, a drugi z napisem: „Pierwszemu prezydentowi szef Sztabu Generalnego Józef Piłsudski”.

19 grudnia, w mroczny i mglisty dzień, przy padającym śniegu, nastąpiła eksportacja trumny z Belwederu do katedry św. Jana. Szpaler wojska rozciągnął się wzdłuż całej drogi, tłumy ludzi w milczeniu zalegały chodniki, zapalone lampy były przykryte kirem. Za trumną postępowała rodzina, Marszałek Piłsudski z żoną, rząd, marszałkowie izb, korpus dyplomatyczny, przedstawiciele wojska. Nastrój stolicy był posępny, bo na ostatnią drogę pierwszego prezydenta nałożyła się wciąż trwająca kampania prasowa jego przeciwników, a nawet niesprzyjająca pogoda.

[srodtytul]Sojusz Piasta z Chjeną[/srodtytul]

20 grudnia odbyło się posiedzenie Zgromadzenia Narodowego, które miało wybrać nowego prezydenta. Został nim Stanisław Wojciechowski, stary towarzysz Piłsudskiego z okresu redagowania „Robotnika”.

Wzmiankowana już wcześniej reorientacja sojuszy w polityce polskiej zaczęła nabierać realnych kształtów niezadługo po wyborze Wojciechowskiego. Rozdarcie pomiędzy lewicą wraz z blokiem mniejszości a prawicą, którą oskarżano o moralny patronat nad zabójstwem prezydenta, utrudniało powołanie stabilnego rządu. Rozterkom tym poddany był przywódca Piasta Wincenty Witos. Bez jego posłów nie sposób było wyłonić większości sejmowej. Niewątpliwie rozdarty, ale i żądny władzy Witos postawił na sojusz z prawicą. Rozpoczęły się negocjacje Piasta z Chjeną, a ponieważ toczyły się one przez pewien czas w Lanckoronie, ich efekt końcowy nazwano paktem lanckorońskim.

Tak naprawdę układ z 17 maja 1923 r. zawarto w mieszkaniu senatora Juliusza Zdanowskiego w Warszawie. Wiązał on Związek Ludowo-Narodowy, Chrześcijańską Demokrację i PSL-Piast. Sojusz ten przesądził losy gabinetu gen. Sikorskiego, nowym premierem został Witos, sprawy zagraniczne objął Marian Seyda (potem, na krótko Roman Dmowski), kierownictwo spraw wojskowych gen. Aleksander Osiński, skarb Władysław Grabski, a reformy rolne Stanisław Osiecki. Fakt objęcia rządów w Polsce przez prawicę, odpowiedzialną za zabójstwo Narutowicza, pociągnął natychmiastową reakcję Piłsudskiego. Sam zresztą Witos przez pewien czas wahał się przed podjęciem oferty z rąk ludzi „mających krew na swych dłoniach”.

[srodtytul]Gorzka spowiedź wodza[/srodtytul]

W dniu powołania rządu (28 maja 1923) Piłsudski z rodziną opuścił mieszkanie w gmachu Sztabu Generalnego i wyjechał do Sulejówka.

9 czerwca prezydent Wojciechowski zwolnił go „na własną prośbę” ze stanowiska szefa Sztabu Generalnego i na jego miejsce powołał (od 9 lipca) gen. Stanisława Hallera. 2 lipca Piłsudski przesłał prezydentowi Wojciechowskiemu swą rezygnację ze stanowiska przewodniczącego Ścisłej Rady Wojennej i drugiego wiceprzewodniczącego Pełnej Rady Wojennej. Jedyną, marginalną w sumie funkcją, którą sobie pozostawił, było kanclerzowanie kapitule Orderu Virtuti Militari.

3 lipca wieczorem w Sali Malinowej hotelu Bristol grono przyjaciół Piłsudskiego wydało dla niego bankiet, na który przybyło około 200 osób. Wygłosił tam emocjonalną mowę, w której rozliczył się z okresem sprawowania przez siebie władzy. Była to kolejna gorzka spowiedź wodza i naczelnika. Gorzka dlatego, że dotyczyła pierwszego w pełni „parlamentarnego” i „cywilnego” okresu od 1914 roku. Podkreślił w Bristolu, że jego decyzje o zwołaniu Sejmu, o szybkich wyborach, niechęć do przyjęcia najwyższego urzędu sprzyjały demokracji.

Ale wzajemny test z rozumienia demokracji przez świeżo wybranych posłów oraz – po drugiej stronie barykady – nawykłego do wydawania rozkazów, choć zdeklarowanego demokraty Piłsudskiego okazał się nieudany. Rozziew pomiędzy oczekiwaniem odpowiedzialności za państwo a prywatą, pomiędzy interesem stronnictw a interesem Rzeczypospolitej okazał się dla Piłsudskiego przykrym moralnie doświadczeniem. Gdy do tego doszło zabójstwo prezydenta i objęcie władzy przez niektóre stronnictwa gloryfikujące owo rozwiązanie, usunął się w cień, nie chcąc być nawet biernym współuczestnikiem, a tym bardziej współodpowiedzialnym za politykę prowadzoną takimi metodami. Zawahał się, jak powiedział w swoim sumieniu, czy jako żołnierz byłby w stanie bronić ludzi za nią odpowiedzialnych.

[i]Janusz Cisek - [link=http://www.januszcisek.pl]www.januszcisek.pl[/link] jcisek@muzeumwp.pldyrektor Muzeum Wojska Polskiego. W latach 90. dyrektor Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Autor m.in. „Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego” (wspólnie z Wacławem Jędrzejewiczem) oraz albumu „Józef Piłsudski”. Profesor w Instytucie Europeistyki UJ[/i]

Gdy naczelnik odjeżdżał spod ratusza, Ukrainiec Stefan Fedak oddał cztery strzały w tylną szybę samochodu (ze względu na zacięcie się pistoletu w magazynku pozostało pięć naboi), które lekko zraniły wojewodę Grabowskiego w dłoń i ramiona. Marszałkowi nic się nie stało, w myśl ustalonego programu pojechał do teatru na galowe przedstawienie, później zaś na raut, gdzie przybyli przedstawiciele zagranicy. Wieść o zamachu rozeszła się po mieście. W teatrze i na raucie Piłsudski był witany owacyjnie. Po raucie odwiedził rannego wojewodę.

Pozostało 98% artykułu
Historia
Telefony komórkowe - techniczne arcydzieło dla każdego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Historia
Paweł Łepkowski: Najsympatyczniejszy ze wszystkich świętych
Historia
Mistrzowie narracji historycznej: Hebrajczycy
Historia
Bunt carskich strzelców
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Historia
Wojna zimowa. Walka Dawida z Goliatem