W wyniku powyższego Komisja Główna wycofała 29 lipca kandydaturę Wojciecha Korfantego i zwróciła się do naczelnika państwa o podjęcie przez niego inicjatywy w sprawie powołania nowego premiera.
[srodtytul]Zachwiany autorytet Rzeczypospolitej[/srodtytul]
Jego wybór padł na prof. Juliana Nowaka, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego. W ostatnich dniach lipca Piłsudski wezwał go do Belwederu i przedstawił dezyderaty odnośnie do Ministerstwa Spraw Zagranicznych, na które proponował Narutowicza i, jeśli możliwe, powierzenie oświaty Arturowi Śliwińskiemu. Prosił, by minister skarbu przedstawiał mu co dwa tygodnie stan skarbu. Żądał także, by bez jego wiedzy nie przedsiębrano żadnych zmian w wojsku. 31 lipca Piłsudski podpisał dekrety nominacyjne.
W ten sposób zakończył się wielotygodniowy konflikt, który obnażył niedostatki demokracji i chwiejność zapisów konstytucji. Obie strony pokazały determinację mającą wykazać, która ze stron posiada większe prerogatywy w procesie wyłaniania kandydata do fotela premiera. Piłsudski był zwolennikiem pewnej przewagi władzy wykonawczej, chciał, aby Sejm, krótko mówiąc, stanowił prawo – ale nie rządził. Sejm natomiast uważał, że może narzucać głowie państwa osobę premiera, którą ten winien każdorazowo zaaprobować. A Piłsudski nie z każdym był gotów współpracować. Uważał, że przed nominacją należy wypracować kompromis. Koszty kryzysu były wysokie. Autorytet Sejmu ucierpiał, Piłsudski zasłużył na wiele zarzutów, a cała sytuacja położyła się cieniem na dalszej współpracy Naczelnika Państwa i parlamentu. Krytycznego stosunku do rozwydrzonej „sejmokracji”, jak ją nazywał, poszukiwać należy w tym właśnie okresie. Niestety, złe obyczaje w postaci prymatu doraźnej gry partyjnej nad interesem państwa miały swoją kontynuację.
Wszystko to stanowiło preludium do pierwszych wyborów opartych na nowej konstytucji i nowej ordynacji przeprowadzonych na obszarze całego państwa. Wybory do Sejmu i Senatu odbyły 5 i 12 listopada.
[srodtytul]PSL języczkiem u wagi[/srodtytul]
Ani lewica, ani też prawica nie uzyskały przewagi umożliwiającej sformowanie gabinetu. Prawicę reprezentował blok złożony z Narodowej Demokracji, Chrześcijańskiej Demokracji i Narodowo-Chrześcijańskiego Stronnictwa Ludowego, który startował pod nazwą Chrześcijański Związek Jedności Narodowej, zwanyzłośliwie Chjeną. W innym bloku zgrupowały się mniejszości narodowe. Przy frekwencji wyborczej powyżej 68 proc. uprawnionych (!) Chjena zdobyła 29 proc., partie centrum 24 proc. (w tym PSL-Piast 13 proc.), natomiast PPS i PSL-Wyzwolenie 25 proc.
Dla stworzenia stabilnej większości konieczne było poszukiwanie języczka u wagi, a takim się okazało Polskie Stronnictwo Ludowe-Piast z Wincentym Witosem na czele, liczące 70 posłów. Witos zdecydował się na sojusz z prawicą, w której ławach zasiadał największy właściciel ziemski ordynat Maurycy Zamoyski. To z kolei rzutowało na realizacje reformy rolnej, podstawowej bolączki licznej i pozbawionej ziemi warstwy chłopskiej. Oznaką porozumienia był wybór ludowca Macieja Rataja na marszałka nowego Sejmu i Wojciecha Trąmpczyńskiego na marszałka Senatu.
[srodtytul]Naczelnik nie chce być prezydentem[/srodtytul]
Ważniejsze były wybory prezydenta przez zgromadzenie narodowe. Na giełdzie nazwisk pojawiło się także nazwisko Wincentego Witosa, któremu przychylny był sam Piłsudski. Ostatecznie jednak nie zdecydował się on na wystawienie swej kandydatury. Możliwe, że dlatego, iż murowanym zwycięzcą, gdyby tylko zechciał kandydować, wydawał się Piłsudski. Już 20 listopada 1922 r. w Belwederze zjawił się z misją sondażową Stanisław Thugutt. Piłsudski, uchylając się od przyjęcia propozycji, skierował rozmowę na potrzebę zapewnienia przyszłemu prezydentowi współdziałania parlamentu i marszałków izb. Nie chciał się zdeklarować.
Zgromadzenie Narodowe złożone z członków Sejmu i Senatu zwołano na 9 grudnia. Jednocześnie cztery stronnictwa lewicy i centrum: PPS, PSL-Wyzwolenie, PSL-Piast i Narodowa Partia Robotnicza wysunęły kandydaturę Józefa Piłsudskiego.
Na jego życzenie premier Nowak zwołał 4 grudnia zebranie posłów i senatorów wymienionych stronnictw, na którym Piłsudski przedstawił w przemówieniu swoje stanowisko. Po dłuższej analizie zapisów konstytucji i uprawnień prezydenta, postanowił uchylić się od kandydowania. Polecał szukanie kandydata, który posiadałby „ciężki chód i lekką rękę”, takiego, który w podzielonym Sejmie będzie potrafił szukać porozumienia i kompromisu.
Jego odmowa, zaskakująca i deprymująca, zmusiła stronnictwa do poszukiwania innego kandydata.
[srodtytul]Gabriel Narutowicz głową państwa[/srodtytul]
9 grudnia 1922 roku odbyło się posiedzenie Zgromadzenia Narodowego, poświęcone wyborowi prezydenta. Wśród pięciu kandydatów najwięcej głosów w pierwszej turze wyborów – 222 – otrzymał kadydat prawicy, Maurycy Zamoyski. Stanisław Wojciechowski (popierany przez Piasta i NPR) zebrał 105 głosów, Jan Baudoin de Courtenay – 103 głosy mniejszości narodowych, Narutowicz popierany przez PSL- Wyzwolenie otrzymał 62 głosy, Daszyński 49 głosów PPS. W następnej turze PPS poparła Wojciechowskiego, wielu posłów mniejszości narodowych – Narutowicza. Zamoyski dostał 228 głosów, Wojciechowski 152, Narutowicz 151. Dopiero piąta tura, w której PPS głosowała na Narutowicza, przyniosła rozstrzygnięcie. Narutowicz otrzymał 289 głosów, Zamoyski – 227. Marszałek Sejmu Rataj, przewodniczący zgromadzenia, ogłosił Narutowicza prezydentem.
[ramka]MOC I SWOBODA
Wahając się między miłością dla siły i mocy a między mdlejącą siłą swobody, problemu nie rozstrzygam. Oddaję go jak brylant w wasze ręce.
29 czerwca 1924, Demokracja i wojsko. Odczyt w Klubie Społeczno-Politycznym w Warszawie[/ramka]
Bezpośrednio po wyborach rozpoczęła się brutalna nagonka prawicy przeciwko Narutowiczowi. Oskarżano go, że został wybrany głosami posłów mniejszości, że sam jest Żydem i masonem. Starano się tym samym nakłonić go, by zrzekł się prezydentury jeszcze przed zaprzysiężeniem. 10 grudnia, w niedzielę, Narutowicz złożył w Belwederze wizytę Piłsudskiemu, a w parę godzin później Piłsudski rewizytował go w Białym Domu w Łazienkach. Na poniedziałek zaplanowano zaprzysiężenie nowego prezydenta. Jadącego w powozie Narutowicza tłumy w Alejach Ujazdowskich witały wrogimi okrzykami i grudami śniegu. W asyście oddziału szwoleżerów, przy braku ochrony ze strony policji, Narutowicz dojechał w końcu do Sejmu. Tam ławy prawicy były puste. Prezydent złożył przysięgę. W dniu zaprzysiężenia prezydenta przed domem gen. Józefa Hallera zebrało się 10 000 demonstrantów wyrażających swoją dezaprobatę dla dokonanego wyboru. Błękitny generał miał do nich powiedzieć „W dniu dzisiejszym Polskę, o którą walczyliście, sponiewierano”, dodając: „o ile obecny odruch stolicy nie będzie słomianym odruchem – zwyciężymy”.
[Marek Orłowski, Generał Józef Haller 1873 – 1960, Kraków 2007, str. 396.]
[srodtytul]Naczelnik zdaje kasę[/srodtytul]
Takich odruchów, podsycanych przez prawicę było wiele.
Zgodnie z zapowiedzią 14 grudnia odbyło się przejęcie urzędowania przez Gabriela Narutowicza. Piłsudski zaznaczył, że przyjmuje go w tej samej kurtce legionowej, w której przed czterema laty wszedł do Belwederu, a dziś go opuszcza. Oświadczył także, iż poza protokołem urzędowym wymaganym przez ustawę będzie żądać sporządzenia protokołu dodatkowego dotyczącego stanu kasy osobistej, rachunków funduszu dyspozycyjnego i inwentarza nieruchomości, stanowiących własność Skarbu Państwa. Gdy podpisano odpowiednie protokoły, Piłsudski nakazał przeliczenie gotówki w kasie Belwederu, po czym prezydent przyjął defiladę oddziałów wojskowych. Niektórym wydawało się to przesadne i małostkowe, innym pokazywało standardy traktowania własności państwowej i przejrzystości finansowej.
Po zakończeniu formalności państwo Piłsudscy i pani Zofia Kadenacowa, siostra Marszałka, przyjęli zebranych śniadaniem á la fourchette, podczas którego Piłsudski wzniósł toast na cześć nowego prezydenta. Powiedział, wtedy iż „jako jedyny oficer polski służby czynnej, który dotąd nigdy przed nikim nie stawał na baczność, staję oto na baczność przed Polską, którą Ty reprezentujesz, wznosząc toast: Pierwszy prezydent Rzeczypospolitej niech żyje!”.
Po rozmowie towarzyskiej państwo Piłsudscy pożegnali prezydenta i gości i wynajętą dorożką konną udali się do mieszkania pani Aleksandry przy Koszykowej, które wciąż wynajmowała.
Tegoż dnia gabinet Nowaka podał się do dymisji, a następnego dnia (15 grudnia) u prezydenta pojawił się kardynał Kakowski. W godzinnej rozmowie prezydent opowiedział kardynałowi o potrzebie pogodzenia zwaśnionych stronnictw, swej przychylności do Kościoła. Potwierdził istnienie anonimów i paszkwili skierowanych przeciwko niemu. „Gdym się żegnał – zapisał kardynał – ukląkł na dwa kolana i prosił o błogosławieństwo. Rzecz niebywała! Miałem wrażenie, jak gdyby po spowiedzi prosił o rozgrzeszenie. Dałem mu błogosławieństwo w formie uroczystej i wyszedłem wzruszony. Odprowadził mnie do przedpokoju i zapowiedział wizytę na dzień następny, 16 grudnia o godz. 11 rano”.
[A. Kakowski, Z niewoli do niepodległości. Pamiętniki, oprac. T. Krawczak, R. Świętek, Kraków 2000, s. 846.]
[srodtytul]Narutowicz zamordowany, Piłsudski odmieniony[/srodtytul]
Nic nie zapowiadało tragedii, mogło się przecież wydawać, że furia ataków wygaśnie, po tym jak prezydent złożył przysięgę i rozpoczął urzędowanie. 16 grudnia prezydent Narutowicz po złożeniu w południe rewizyty kardynałowi Kakowskiemu udał się do gmachu Zachęty Sztuk Pięknych przy placu Małachowskiego na otwarcie wystawy obrazów. Tu został zabity strzałem oddanymi przez Eligiusza Niewiadomskiego, artystę malarza i historyka sztuki. Niewiadomski oświadczył na miejscu zbrodni, że zabił Narutowicza, ponieważ został wybrany głosami „wrogów państwa polskiego”.
Osoba zabójcy znana była w środowiskach artystycznych, ale i politycznych od końca XIX wieku.
Od 1897 do 1901 był członkiem Ligi Narodowej, przez kilka miesięcy 1901 roku był więźniem X Pawilonu Cytadeli Warszawskiej. Ochotniczo zgłosił się do służby liniowej podczas wojny polsko-bolszewickiej. Znalazł się w 5pp Legionów. Niewiadomski początkowi zamierzał zabić Piłsudskiego,ale wycofał się z tego zamiaru, dowiedziawszy się, że marszałek nie będzie ubiegał się o prezydenturę.
[Marek Sołtysik, Piękni szaleńcy czyli sztuka skandalem podszyta, Warszawa 2006, s. 139-152.]
Zabójstwo świeżo wybranego prezydenta świeżo odzyskanej Rzeczypospolitej było jednak szokiem. Poczucie wstydu i hańby spuentował Antoni Słonimski:
Na pluszowej kanapce, wśród
ciekawych i tłoku,
Jakże długo umierać trzeba od
krwotoku
Od chwili zabójstwa Narutowicza nastąpiło głębokie przewartościowanie postawy Piłsudskiego, który zaczął mówić o obecności ducha Wschodu, który z taką łatwością przerzucał odpowiedzialność i karał utratą życia zupełnie niewinnego człowieka. Stopniowo zmieniał się także język Piłsudskiego, z delikatnego i wytwornego w bardziej bezpośredni, dosadny, a nawet obrażający rozmówców. Dodatkowym powodem była wzmiankowana już postawa środowisk prawicowych, które z haniebnego czynu Niewiadomskiego usiłowały uczynić rzecz godną pochwały, a przynajmniej usprawiedliwioną. Zabójcę kreowano w prasie na bohatera, mało tego, znaleźli się nawet księża odprawiający msze za jego duszę. Dopiero zdecydowana interwencja episkopatu w lutym 1923 roku ukróciła te praktyki.
[srodtytul]Nastrój stolicy był posępny...[/srodtytul]
Tymczasem nowa sytuacja wymagała powołania rządu i ponownego wyboru prezydenta. Marszałek Sejmu Rataj, zastępujący w myśl konstytucji prezydenta, powołał nowy rząd gen. Władysława Sikorskiego, który objął także sprawy wewnętrzne. Ministerstwo Spraw Zagranicznych powierzono Aleksandrowi Skrzyńskiemu, sprawy wojskowe pozostały w rękach gen. Sosnkowskiego. Piłsudski tegoż dnia otrzymał nominację na szefa Sztabu Generalnego, podpisaną przez ministra spraw wojskowych Sosnkowskiego.
Tymczasem zwłoki zamordowanego prezydenta Narutowicza spoczywały w Belwederze. Wieczorem 17 grudnia przybył tam Piłsudski i pozostał dłuższy czas. Złożył dwa wieńce: jeden od Józefa Piłsudskiego, a drugi z napisem: „Pierwszemu prezydentowi szef Sztabu Generalnego Józef Piłsudski”.
19 grudnia, w mroczny i mglisty dzień, przy padającym śniegu, nastąpiła eksportacja trumny z Belwederu do katedry św. Jana. Szpaler wojska rozciągnął się wzdłuż całej drogi, tłumy ludzi w milczeniu zalegały chodniki, zapalone lampy były przykryte kirem. Za trumną postępowała rodzina, Marszałek Piłsudski z żoną, rząd, marszałkowie izb, korpus dyplomatyczny, przedstawiciele wojska. Nastrój stolicy był posępny, bo na ostatnią drogę pierwszego prezydenta nałożyła się wciąż trwająca kampania prasowa jego przeciwników, a nawet niesprzyjająca pogoda.
[srodtytul]Sojusz Piasta z Chjeną[/srodtytul]
20 grudnia odbyło się posiedzenie Zgromadzenia Narodowego, które miało wybrać nowego prezydenta. Został nim Stanisław Wojciechowski, stary towarzysz Piłsudskiego z okresu redagowania „Robotnika”.
Wzmiankowana już wcześniej reorientacja sojuszy w polityce polskiej zaczęła nabierać realnych kształtów niezadługo po wyborze Wojciechowskiego. Rozdarcie pomiędzy lewicą wraz z blokiem mniejszości a prawicą, którą oskarżano o moralny patronat nad zabójstwem prezydenta, utrudniało powołanie stabilnego rządu. Rozterkom tym poddany był przywódca Piasta Wincenty Witos. Bez jego posłów nie sposób było wyłonić większości sejmowej. Niewątpliwie rozdarty, ale i żądny władzy Witos postawił na sojusz z prawicą. Rozpoczęły się negocjacje Piasta z Chjeną, a ponieważ toczyły się one przez pewien czas w Lanckoronie, ich efekt końcowy nazwano paktem lanckorońskim.
Tak naprawdę układ z 17 maja 1923 r. zawarto w mieszkaniu senatora Juliusza Zdanowskiego w Warszawie. Wiązał on Związek Ludowo-Narodowy, Chrześcijańską Demokrację i PSL-Piast. Sojusz ten przesądził losy gabinetu gen. Sikorskiego, nowym premierem został Witos, sprawy zagraniczne objął Marian Seyda (potem, na krótko Roman Dmowski), kierownictwo spraw wojskowych gen. Aleksander Osiński, skarb Władysław Grabski, a reformy rolne Stanisław Osiecki. Fakt objęcia rządów w Polsce przez prawicę, odpowiedzialną za zabójstwo Narutowicza, pociągnął natychmiastową reakcję Piłsudskiego. Sam zresztą Witos przez pewien czas wahał się przed podjęciem oferty z rąk ludzi „mających krew na swych dłoniach”.
[srodtytul]Gorzka spowiedź wodza[/srodtytul]
W dniu powołania rządu (28 maja 1923) Piłsudski z rodziną opuścił mieszkanie w gmachu Sztabu Generalnego i wyjechał do Sulejówka.
9 czerwca prezydent Wojciechowski zwolnił go „na własną prośbę” ze stanowiska szefa Sztabu Generalnego i na jego miejsce powołał (od 9 lipca) gen. Stanisława Hallera. 2 lipca Piłsudski przesłał prezydentowi Wojciechowskiemu swą rezygnację ze stanowiska przewodniczącego Ścisłej Rady Wojennej i drugiego wiceprzewodniczącego Pełnej Rady Wojennej. Jedyną, marginalną w sumie funkcją, którą sobie pozostawił, było kanclerzowanie kapitule Orderu Virtuti Militari.
3 lipca wieczorem w Sali Malinowej hotelu Bristol grono przyjaciół Piłsudskiego wydało dla niego bankiet, na który przybyło około 200 osób. Wygłosił tam emocjonalną mowę, w której rozliczył się z okresem sprawowania przez siebie władzy. Była to kolejna gorzka spowiedź wodza i naczelnika. Gorzka dlatego, że dotyczyła pierwszego w pełni „parlamentarnego” i „cywilnego” okresu od 1914 roku. Podkreślił w Bristolu, że jego decyzje o zwołaniu Sejmu, o szybkich wyborach, niechęć do przyjęcia najwyższego urzędu sprzyjały demokracji.
Ale wzajemny test z rozumienia demokracji przez świeżo wybranych posłów oraz – po drugiej stronie barykady – nawykłego do wydawania rozkazów, choć zdeklarowanego demokraty Piłsudskiego okazał się nieudany. Rozziew pomiędzy oczekiwaniem odpowiedzialności za państwo a prywatą, pomiędzy interesem stronnictw a interesem Rzeczypospolitej okazał się dla Piłsudskiego przykrym moralnie doświadczeniem. Gdy do tego doszło zabójstwo prezydenta i objęcie władzy przez niektóre stronnictwa gloryfikujące owo rozwiązanie, usunął się w cień, nie chcąc być nawet biernym współuczestnikiem, a tym bardziej współodpowiedzialnym za politykę prowadzoną takimi metodami. Zawahał się, jak powiedział w swoim sumieniu, czy jako żołnierz byłby w stanie bronić ludzi za nią odpowiedzialnych.
[i]Janusz Cisek - [link=http://www.januszcisek.pl]www.januszcisek.pl[/link] jcisek@muzeumwp.pldyrektor Muzeum Wojska Polskiego. W latach 90. dyrektor Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Autor m.in. „Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego” (wspólnie z Wacławem Jędrzejewiczem) oraz albumu „Józef Piłsudski”. Profesor w Instytucie Europeistyki UJ[/i]