Japończykom chodziło o dominację na Pacyfiku, czyli na wodzie. Potężna flota admirała Nagumo, płynąc po wielkim łuku przez ocean, zmyliła Amerykanów, ale 7 grudnia 1941 roku nie ujrzeli oni ani jednego okrętu wroga. Zniszczenia pancerników, krążowników i niszczycieli dokonały wyłącznie samoloty startujące z lotniskowców. Nie był to jednak oryginalny pomysł japoński. Rok wcześniej wpadli nań już Brytyjczycy.W nocy z 11 na 12 listopada 1940 roku śródziemnomorska eskadra brytyjska, mająca w składzie jeden tylko niewielki lotniskowiec, podpłynęła na taką odległość do Tarentu, by mogły tam dolecieć i wrócić dwie dziesiątki przestarzałych samolotów. 11 z nich miało podczepione torpedy. To wystarczyło, aby trafić i wyeliminować z walki trzy włoskie pancerniki i dwa krążowniki oraz zyskać przewagę na Morzu Śródziemnym nad państwami osi. Odtąd mare nostrum uzurpatora starorzymskiej tradycji Mussoliniego stało się dla niego mare monstrum.

I Japończycy, i Amerykanie pilnie obserwowali europejskie zmagania wojenne, a atak na Tarent dobrze zapamiętali. I jedni, i drudzy zaczęli wzmacniać siłę uderzeniową swych lotniskowców. Ale pierwsi uderzyli Japończycy, i to oni urządzili przeciwnikom krwawą jatkę oraz zamienili wielkie okręty w kupę złomu. Czy Roosevelt i jego generałowie nonszalancko nie liczyli się z takim atakiem, czy też celowo zbagatelizowali doniesienia o jego przygotowaniu, by sroga klęska ostatecznie przekonała Amerykanów do wojny – nadal nie rozstrzygnięto tej kwestii. Zwycięstwo Japonii było 7 grudnia równie wielkie jak upokorzenie Stanów.

Ale sukces miał krótkie nogi, z czego od razu zdawali sobie sprawę jego twórcy – admirałowie Yamamoto i Nagumo. Otóż w Pearl Harbor nie znaleźli lotniskowców, które wcześniej opuściły bazę. Już po pół roku zadały wrogowi dotkliwe straty na Morzu Koralowym i pod Midway. Szalę zwycięstwa przechylili na korzyść USA i całego demokratycznego świata lotnicy, niosąc w powietrzu ogień, który strawił pływające po wodzie kolosy.

[i] Maciej Rosalak - redaktor „Batalii największej z wojen”, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, e-mail: m.rosalak@rp.pl[/i]