Naprawdę nazywał się Gustaw Baumritter. W 1930 roku wygrał konkurs „Expressu Wieczornego” na nową nazwę piosenki czy melodii popularnej w danym okresie, która zastąpiłaby wzięty z niemieckiego „szlagier”. Tak narodził się „przebój”, a o przebojach Włast wiedział wszystko. Miał ich bowiem na swym koncie multum. Przypomnę tylko kilka największych: „Rebeka”, „Już nigdy”, „Czy pani mieszka sama”, „Szkoda twoich łez, dziewczyno”, „Tango milonga”, „Ta mała jest wstawiona”. Pisał dla Eugeniusza Bodo, Ordonki, Krukowskiego, Olszy, Zimińskiej, Fogga. Najbardziej owocny okazał się jego duet z Jerzym Petersburskim. Był kierownikiem literackim Mirażu, blisko współpracował z Qui Pro Quo, Stańczykiem, Perskim Okiem, Morskim Okiem.
Według Jerzego Jurandota był Włast „grafomanem świadomym” tego, że na popularności piosenek można zarobić znakomicie, w związku z tym „zrezygnował z wszelkich ambicji literackich i z pełnym cynizmem wziął się za seryjną produkcję melodramatycznych, do łez wzruszających wszystkie służące arcydzieł”.
Ostatnią przed wojną jego rewię „Orzeł czy Rzeszka” wystawił teatr Ali-Baba przy Karowej, ostatnie przedstawienie miało miejsce 3 września 1939 r. Później, już jako mieszkaniec getta, pojawiał się Włast na scenie kawiarni Sztuka przy Lesznie. Przyjmowano go chłodno, nie był zbyt lubiany, zazdroszczono mu przedwojennego powodzenia.
Usiłowano jednak wydobyć go z dzielnicy zamkniętej, zbierano potrzebne w tym celu pieniądze. Loda Halama wspominała: „Akcja nasza mogłaby zakończyć się sukcesem, gdyby nie pech: Własta zastrzelono, kiedy wychodził już z bramy getta”. Podobno zaczął uciekać na widok gestapowca...