Polski identyfikator

Mijało właśnie 130 lat od trzeciego rozbioru i 110 od kongresu wiedeńskiego, a zaledwie kilka od odrodzenia niepodległego państwa polskiego. Tylko Polacy myśleli, że ono im się rzeczywiście należy...

Publikacja: 29.07.2009 06:31

Polski identyfikator

Foto: MUZEUM WOJSKA POLSKIEGO W WARSZAWIE

Dziś, kiedy nikt poważny nie kwestionuje suwerenności naszego państwa ani jego granic, trudno sobie wyobrazić sytuację Polski okresu tzw. pierwszego Locarno. Nie tylko Niemcy nazywali ją państwem sezonowym (Saisonstaat), a Rosjanie, przywykli uważać swój dawny zabór za Priwislinskij Kraj, skłonni byli uznać Rzeczpospolitą Polską za „bękarta traktatu wersalskiego”, co z właściwą Moskwie szczerością i taktem wyrazi jesienią 1939 roku Wiaczesław Mołotow.

Anglicy gotowi byli oddać Niemcom nasz Śląsk, Amerykanie – zapomnieć o 13. punkcie Wilsona i zrezygnować na ich rzecz z naszego Pomorza, a Francuzi okopywali się za linią Maginota i przestało ich interesować bezpieczeństwo naszych granic.Wielcy tego świata patrzyli na mapę wyrysowaną na kongresie wiedeńskim, która przynajmniej w naszym rejonie Europy przez sto lat zapewniała błogosławioną równowagę sił, i widzieli tam tylko „Królestwo Polskie” należące do imperium carów, bez Wielkopolski, Śląska, Pomorza, a nawet Małopolski.

Czy więc roszczenia Niemców nie są słuszne? Czy dla świętego spokoju nie należałoby ich zaspokoić? Z pewnością zadawano sobie takie pytania, a towarzyszyła im refleksja, że ci niesforni Polacy znowu mącą... Do maja 1926 roku można było jeszcze mówić, iż owi polscy zaborcy niemieckiej ziemi na dodatek nie potrafią się sami rządzić, bo gospodarka i życie publiczne popadają tam w ruinę.

Kiedy Józef Piłsudski ponownie ujął ster państwa, mówić tak stało się znacznie trudniej. Janusz Cisek w poprzednim zeszycie dostarczył przekonujących dowodów na uzdrowienie sytuacji wewnętrznej – politycznej i ekonomicznej – po przesileniu majowym, a w tym przedstawia zapomniane dziś wysiłki Marszałka wzmacniające międzynarodową pozycję Polski. Rysuje obraz męża stanu, który ma przenikliwą wizję sytuacji i potrafi działać skutecznie. Dodajmy, że nareszcie znów Europa i świat identyfikują nasz kraj z postacią, która ma niekłamany autorytet pogromcy bolszewików, jest przewidywalna i wiarygodna.

W ciągu życia jednego pokolenia Polska nie mogła się stać mocarstwem. Ale przynajmniej przewodził jej mocarz.

[i]Maciej Rosalak

[mail=m.rosalak@rp.pl]m.rosalak@rp.pl[/mail]

redaktor cyklu „Polska Piłsudskiego”,dziennikarz „Rzeczpospolitej”[/i]

Dziś, kiedy nikt poważny nie kwestionuje suwerenności naszego państwa ani jego granic, trudno sobie wyobrazić sytuację Polski okresu tzw. pierwszego Locarno. Nie tylko Niemcy nazywali ją państwem sezonowym (Saisonstaat), a Rosjanie, przywykli uważać swój dawny zabór za Priwislinskij Kraj, skłonni byli uznać Rzeczpospolitą Polską za „bękarta traktatu wersalskiego”, co z właściwą Moskwie szczerością i taktem wyrazi jesienią 1939 roku Wiaczesław Mołotow.

Anglicy gotowi byli oddać Niemcom nasz Śląsk, Amerykanie – zapomnieć o 13. punkcie Wilsona i zrezygnować na ich rzecz z naszego Pomorza, a Francuzi okopywali się za linią Maginota i przestało ich interesować bezpieczeństwo naszych granic.Wielcy tego świata patrzyli na mapę wyrysowaną na kongresie wiedeńskim, która przynajmniej w naszym rejonie Europy przez sto lat zapewniała błogosławioną równowagę sił, i widzieli tam tylko „Królestwo Polskie” należące do imperium carów, bez Wielkopolski, Śląska, Pomorza, a nawet Małopolski.

Historia
Wołyń, nasz problem. To test sprawczości państwa polskiego
Historia
Ekshumacje w Puźnikach. Po raz pierwszy wykorzystamy nowe narzędzie genetyczne
Historia
Testament Bolesława Krzywoustego, czyli rozbicie dzielnicowe
Historia
Fridtjof Nansen i Roald Amundsen. Wikingowie XIX wieku
Materiał Partnera
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Historia
Amazonka odkryła swoją tajemnicę