Od Tatr do Bałtyku wody wszyscy chwalą PINGWIN lody“ – takie slogany kusiły w reklamach na łamach stołecznych dzienników. Lato tamtego roku było niezwykle upalne. Ludzie kąpali się w płytkiej Wiśle; wyschły jej stołeczne rozlewiska. Zachęcony tym widokiem dziennikarz „Kuriera Porannego“ pisał o potrzebie „kasowania glinianek warszawskich“ i przekonywał, ile to pięknych terenów możemy zyskać.
Ta sama gazeta dowodziła na początku miesiąca, że „Niemcy boją się wojny na dwa fronty“, a propaganda hitlerowska ma kłopoty i dlatego nastąpiły „Czarne dni min. Goebbelsa“. Wątpliwym, by nie powiedzieć upiornym, wizjonerstwem popisał się 2 sierpnia redaktor zamieszczający w dodatku kulturalnym tejże gazety, w tzw. galerii malarstwa polskiego fotografię obrazu Ferdynanda Ruszczyca „Uchodźcy“.
[srodtytul]Paskarze do Berezy [/srodtytul]
Sytuacja ekonomiczna warszawiaków była stabilna. Do połowy sierpnia. Wtedy pojawiły się pierwsze obawy o stan zapasów. Pamiętając kłopoty z lat 1914 – 1918, zaczęto wykupywać proste produkty żywnościowe i materiały służące do oświetlenia domów – świece, naftę, zapałki. W ostatnim tygodniu sierpnia trzykrotnie wzrosła sprzedaż cukru, sięgając 500 ton dziennie.
Zapasy robili nie tylko zwykli ludzie, ale i sklepikarze, przygotowując towar na lepsze dni, czyli czasy niedoboru, gdy będzie można sprzedać go po mocno zawyżonych cenach. Z problemem tym miasto nie poradziło sobie już do końca wojny – lichwiarze najlepsze interesy robili na żywności. Na dwa tygodnie przed wybuchem władza usiłowała ukrócić ten proceder metodami administracyjnymi. Sklepikarzy wysyłano do Berezy Kartuskiej – sanacyjnego obozu dla przeciwników politycznych, przestępców gospodarczych, a nawet recydywistów.