Polityka równowagi w chwiejnej Europie

W latach 30. Marszałek chciał zabezpieczyć los państwa i wyznaczyć mu sterników. Najpewniej miał świadomość, że jego dni mogą być policzone. Do trosk ostatnich lat należały niewątpliwie system zabezpieczeń przed agresją oraz ustabilizowanie miejsca Polski w Europie. Troską napawało wojsko. Komu je zostawić, kto dorósł do formatu naczelnego wodza? Wreszcie chodziło mu o zabezpieczenie prezydentury dla człowieka, który byłby w stanie utrzymać pokój społeczny i linię polityki, którą sam wyznaczył...

Aktualizacja: 13.08.2009 00:00 Publikacja: 12.08.2009 23:59

Józef Piłsudski pod koniec życia

Józef Piłsudski pod koniec życia

Foto: MUZEUM WOJSKA POLSKIEGO W WARSZAWIE

Nie zabiegał natomiast zbytnio o zabezpieczenie losów najbliższych. Wręcz przeciwnie, po 1935 roku, czyli od jego śmierci, małżonka i dzieci Piłsudskiego nie różniły się zamożnością od urzędników średniego bądź średniowysokiego szczebla. Najpewniej sądził, że zabezpieczenie im godziwego bytu jest moralnym zobowiązaniem starych towarzyszy i przyjaciół, jeśli nie całego państwa. Los wdowy i córek po 1 i 17 września 1939 r. dowodnie to ukazuje. Uratowała je od niewoli zapobiegliwość bliskich Marszałkowi osób.

[wyimek]PIORUN CO BŁYSKA Zachowując cały szacunek dla pacierza, czy wtedy, gdy płacze, czy wtedy, gdy błaga, rozumiem jak i wy zapewne, panowie, że rzeczą właśnie żołnierza jest stworzyć dla Ojczyzny piorun co błyska, a gdy trzeba – uderzy. - 22 stycznia 1920, przemówienie z okazji wprowadzenia Orderu Virtuti Militari[/wyimek]

Układ z 26 stycznia 1934 roku wymagał ponownego zrównoważenia na Wschodzie, Rosja bowiem zdawała się wierzyć, iż podważa jej interesy. A Piłsudskiemu bardzo zależało na utrzymaniu równego dystansu w stosunkach z oboma wielkimi sąsiadami. Dlatego też polecił Beckowi przygotowanie wizyty w Moskwie, którą złożono od 13 do 15 lutego 1934 r. Kilka miesięcy potem doszło do prolongaty układu polsko-sowieckiego z 1932 roku. Miał obowiązywać do 31 grudnia 1945 roku.

Wiadomo kto i kiedy go złamał.

Owa dbałość o zachowanie równego dystansu wobec Berlina i Moskwy zyskała miano polityki równowagi. Główny jej architekt uważał, że jakakolwiek zależność od któregokolwiek z wielkich sąsiadów stanowi zaproszenie do wasalizacji Rzeczypospolitej. Realizował swą politykę wraz z nowym ministrem spraw zagranicznych Józefem Beckiem, który objął urzędowanie w listopadzie 1932 roku i sprawował je aż do końca II Rzeczypospolitej. Był on w czasie I wojny oficerem artylerii w Legionach, a po wojnie polsko-bolszewickiej attaché wojskowym we Francji. Ledwie 40-letni mógł zapewnić Piłsudskiemu długofalową realizację jego zaleceń, tym bardziej że odznaczał się wybitną inteligencją oraz lojalnością wobec swego mentora i patrona.

Podzielał obawy o przyszłość. Pytanie o bezpieczeństwo świeżo odrodzonego państwa położonego pomiędzy prężnymi i niemal 80-milionowymi Niemcami (III Rzeszą) a agresywną 150-milionową Rosją musiało spędzać sen z powiek. Była to jedna z głównych trosk ostatnich lat. Test w postaci oferty wojny prewencyjnej został przez Francję oblany (patrz poprzedni zeszyt). A pozostałe mocarstwa – vide pakt czterech – gotowe były załatwiać własne interesy naszym kosztem. Czy więc polityka równowagi była właściwą odpowiedzią albo czy miała realną alternatywę? Trudno taką wskazać.

[wyimek]OFIARA Tam, gdzie chodzi o życie, tam, gdzie chodzi o krew, jest ta ofiara najłatwiejsza, chociaż w laury owita. To jest ofiara, na którą Polak na pewno się zdobędzie. Idzie o ofiarę ciężką, idzie o ofiarę robioną dla siły całego narodu, idzie o ofiarę i umiejętność robienia ustępstw wzajemnych, idzie o ofiarę z tego, co ludziom być może i jest najdroższe, o ofiarę ze swych przekonań i poglądów - 11 stycznia 1920, przemówienie w Lublinie[/wyimek]

„Filozofia polityczna Piłsudskiego i Becka była o wiele bardziej złożona i rozwinięta niż to jest przedstawiane w historiografii. Niewątpliwie dla obydwu kluczowe było przeświadczenie, że 1. bezpieczeństwo państwa polskiego zależy nade wszystko od siły własnego państwa – od jego siły militarnej w relacji do potencjału sąsiadów i nieprzyjaciół – a nie od wydolności systemu międzynarodowego. [...] Ich poglądy cechował sceptycyzm w kwestii stworzenia efektywnego systemu zbiorowego bezpieczeństwa w Europie; 2. Piłsudski i Beck wierzyli, że Polska będzie w stanie umocnić swe położenie międzynarodowe, przestrzegając zasad ścisłej neutralności i równowagi między Niemcami a Związkiem Sowieckim; 3. uważali, że mimo skrajnie niesprzyjających uwarunkowań zewnętrznych możliwa będzie samodzielność Polski. Że Polska nie stanie się państwem klientem wielkich mocarstw. Beck usiłował więc działać w myśl dewizy: Możemy współpracować z Zachodem Europy na warunkach partnera, a nigdy obiektu”.

[i][Marek Kornat, Polityka równowagi 1934 – 1939. Polska między Wschodem a Zachodem, Kraków 2007][/i]

[srodtytul]Nigdy nie zniżać głowy...[/srodtytul]

Geopolityczne położenie Polski przyprawiało Piłsudskiego o bezsenność. Swoim współpracownikom mówił, że nie sposób siedzieć na dwóch stołkach, trzeba wybadać, z którego spadniemy wcześniej. Dlatego też już w 1934 roku podjął kilka inicjatyw, które służyć miały rozwikłaniu owego dylematu i przygotowaniu państwa na czekające je próby. 7 marca 1934 r. zaprosił do Belwederu premierów rządów pomajowych i prezydenta Mościckiego. Obecni byli premier Janusz Jędrzejewicz, byli szefowie rządów: Bartel, Prystor, Sławek i Świtalski, a także minister Beck, który sprawował funkcję wicepremiera w gabinecie Piłsudskiego.

Był to tak zwany Związek Lokatorów (gdyż premierzy mieszkali jako lokatorzy w Pałacu Namiestnikowskim), który, jak projektował Piłsudski, mógłby być ciałem doradczym dla prezydenta zwoływanym przez niego w miarę potrzeby. Piłsudski porównywał to do angielskiej Privy Council i bardzo doradzał prezydentowi utrzymanie tego obyczaju. Zresztą w czasach nam współczesnych formułę tego rodzaju stosuje się w Stanach Zjednoczonych, gdzie byli prezydenci, indywidualnie, ale i zbiorowo, są często konsultowani w ważnych sprawach. Marszałek wezwał swych współpracowników, aby nadać polityce państwa po jego odejściu charakter stały, długofalowy. Przypomniał, co oznacza porozumienie dwóch sąsiadów Rzeczypospolitej. Układy z Rosją Sowiecką i Niemcami stwarzają pomyślną koniunkturę i oba, podkreślił z mocą, zostały osiągnięte bez żadnych dodatkowych zobowiązań. Zaznaczył jednak, iż nie wierzy, aby to ułożenie stosunków miało trwać długo. Dobre stosunki Polski z Niemcami mogą trwać może jeszcze cztery lata, a to ze względu na przemiany psychiczne, które dokonują się w narodzie niemieckim. Stwierdził, że po jego śmierci ten stan będzie bardzo trudno utrzymać. Przed poszukiwaniem szczegółowych rozwiązań wysunął następujące zasady:

1. Trzeba ograniczyć swoje cele: najważniejszym są bezpośrednie stosunki z sąsiadami.

2. Nigdy nie zniżać głowy, tzn. przestrzegać godności. To w jego polityce zawsze dawało rezultaty.

3. Zadanie Polski jest na wschodzie. Tu właśnie Polska może się stać czynnikiem wpływowym. Nie należy się mieszać, ani oddziaływać na stosunki między państwami zachodnimi.

[wyimek]ODWAGA MYŚLI Myśl ludzka opiera się na tym, co jest. Jutro ma być podobne do wczoraj, wczoraj ma być tylko małą przeszłością naszego dzisiaj. Na tym polega przeciętna, codzienna wyznawana prawda. Chcieć mieć myśl nową, trzeba przeskoczyć przez te przeciętne prawdy. Do tego trzeba odwagi myśli. - 5 sierpnia 1926, Kielce, przemówienie na zjeździe legionistów[/wyimek]

Dodał, że wewnętrzna stabilizacja Polski uniemożliwia wymuszanie na niej przez wtrącanie się do jej spraw wewnętrznych wpływów na jej politykę zagraniczną. O Becku Piłsudski powiedział, jak przypomina sobie Janusz Jędrzejewicz: „W mojej pracy nad polityką zagraniczną Polski znalazłem szczególnie zdolnego i inteligentnego współpracownika w osobie pana ministra spraw zagranicznych. Ja nie mogę zrobić panu dość komplementów, panie Beck”.

[i][Piotr Wandycz, Wypowiedzi marszałka Piłsudskiego na konferencji byłych premierów 7 marca 1934 r., „Niepodległość”, t. IX, Londyn, s. 197.][/i]

[srodtytul]Z którego stołka spadniemy najpierw i kiedy?[/srodtytul]

W ślad za politykami 12 kwietnia 1934 r. wezwał do siebie generałów. W inspektoracie zameldowali się generałowie: Sosnkowski, Rydz-Śmigły, Kasprzycki, Osiński, Konarzewski, Fabrycy, Gąsiorowski, pułkownicy Wartha, Wenda, Glabisz, a także minister Beck i jego zastępca Jan Szembek. Wyjawił im tematykę konferencji z premierami i zadał do opracowania odpowiedź na pytanie, który z wielkich sąsiadów Polski będzie wcześniej niebezpieczny.

Odpowiedzi, które nadeszły do połowy maja 1934 r., przychylały się do tezy, że Rosja mogłaby być wcześniej niebezpieczna, ale że to Niemcy będą niebezpieczni wcześniej. Piłsudski wiedział, że Rosja w mniejszym stopniu zależy od Zachodu, więc jest bardziej nieobliczalna. Nikt naprawdę nie miał instrumentów (wyjąwszy militarne), aby ją powstrzymywać. Natomiast Niemcy posiadały większą dynamikę i potencjał, by wcześniej dojść do stanu stanowiącego zagrożenie. I to niebezpieczeństwo nabierało dramatycznej aktualności. Bo do czasu, kiedy Niemcy były militarnie bezbronne i kiedy interes narodowy Francji wydawał się wystarczającą gwarancją postawy w stosunku do Berlina, Polska mogła się skupiać na planowaniu obrony od Wschodu.

Teraz sytuacja się zmieniła. W marcu 1935 roku Niemcy odrzuciły ograniczenia liczebności swych sił zbrojnych i oparły je na powszechnym poborze. Wtedy jednak, mianowicie w 1934 roku, taka ewentualność wynikała raczej z projekcji Piłsudskiego, wiedział on, że stopniowe odrzucanie przez Niemcy ograniczeń politycznych będzie skutkowało rozbudową sił zbrojnych.

Dlatego też Marszałek postanowił utworzyć z wyższych oficerów specjalną komórkę dla rozpracowywania tego problemu. Nazwano ją Laboratorium, coś na kształt amerykańskiego Inquiry – komórki eksperckiej, jaką Woodrow Wilson utworzył przed konferencją pokojową w Paryżu w 1919 roku.

W czerwcu 1934 roku Piłsudski wezwał gen. Fabrycego i powiadomił go, że przyjmuje jego dymisję jako pierwszego wiceministra spraw wojskowych i mianuje go inspektorem armii oraz powierza mu kierownictwo komórki badawczej, tak zwanego Laboratorium. W udzielonej mu instrukcji Piłsudski wyjaśnił, że dla Polski leżącej pomiędzy dwoma tak potężnymi wrogimi sąsiadami jak Rosja i Niemcy jest rzeczą niezmiernie ważną wiedzieć zawczasu, z którym ewentualny zatarg nastąpi wcześniej. „Mając te dwa pakty – mówił Piłsudski – siedzimy na dwóch stołkach. To nie może trwać wiecznie. Musimy wiedzieć, z którego najpierw spadniemy i kiedy”. Jako reasekurację Piłsudski widział sojusze z Francją i Rumunią. Natomiast zdecydowanie odrzucił wiązanie się z jednym agresywnym sąsiadem w celu obrony przed drugim, gdyż taki związek musiałby z konieczności sprowadzić Polskę do roli satelity jednej czy drugiej strony. W metodzie badania Piłsudski przykładał wielką wagę do sytuacji wewnętrznej sąsiadów, do internum. Tę sprawę polecił badać szczególnie. Powiedział, że w razie wojny z Niemcami najprawdopodobniej nie będziemy osamotnieni, natomiast w wojnie z Rosją możemy być prawdopodobnie pozostawieni sami sobie. Z tymi instrukcjami Laboratorium rozpoczęło swe prace. Szefem jego sztabu został ppłk Glabisz.

[wyimek]NIEWIELE WZRUSZEŃ Jestem w tym wieku, że spokojnie patrzę w tę dal, skąd nikt nie wraca. Wiem, że po tylu wzruszeniach mego burzliwego życia, wzruszeniach, zarówno bogatych w oklaski, jak i gwizdania, niewiele już wzruszeń los mi gotuje, niewiele wzruszeń tak wielkich i potężnych, jak te, które przeżyłem. - 20 kwietnia 1922 Wilno, mowa „O wspólnych dziejach Polski i Litwy„[/wyimek]

Kolejne posiedzenie Laboratorium odbyło się w połowie listopada 1934. Przedstawiono wówczas dwa referaty, gen. Fabrycego i ppłk Glabisza. Przygotowano je niezależnie od siebie, ale oba zmierzały do identycznej konkluzji. Rosja mogłaby być niebezpieczna, ale to Niemcy będą niebezpieczne wcześniej. Tłumaczono to następująco: Rosja posiada już przewagę i ją stopniowo powiększa, ale niebezpieczeństwo ataku z jej strony jest mniejsze, bo jest międzynarodowo izolowana. Niemcy natomiast, jeszcze ograniczone w swych możliwościach, zbroją się intensywniej i będą wcześniej gotowe do ataku na Polskę. Operowano perspektywą pięciu – dziesięciu lat. Laboratorium było przykładem troski starzejącego się giganta o przyszłość, nad którą nie mógł już zapanować. A bardzo chciał wskazać kierunek przygotowań.

[srodtytul]Francja ustąpi i teraz...[/srodtytul]

Mając te sprawy na uwadze, wciąż testował odporność Francji, najważniejszego sojusznika. Wykorzystał do tego przyjazd ministra spraw zagranicznych Francji Louis’a Barthou. 23 kwietnia 1934 został on przyjęty w Belwederze.

Piłsudski określił główne zadania polskiej polityki zagranicznej: 1) stosunki z obu sąsiadami; 2) sojusz z Francją i Rumunią; 3) mniejsi sąsiedzi Polski; stosunki z innymi państwami schodzą dla nas na drugi plan (Anglia, Włochy). Dotknął też Ligi Narodów. Powiedział, że jeśli jej metody nie zostaną zmienione, umrze na anemię. Na pytanie Barthou, czy zdaniem Piłsudskiego Rosja wstąpi do Ligi Narodów, ten dał odpowiedź negatywną. Barthou zapytał o zdanie Marszałka w sprawie Niemiec. Ten odpowiedział: „Francja zawsze ustępowała i ustąpi teraz”, a gdy Barthou stanowczo oponował, Piłsudski się roześmiał i – klepiąc go poufale po kolanie – powiedział: „Nie, nie, niech mi pan wierzy, ustąpicie, na pewno ustąpicie. Może pan nie będzie chciał ustąpić, ale w takim razie albo się poda do dymisji, albo się pan w parlamencie przewróci”.

Na pytanie, czy byłby skłonny rozważyć możliwość rewizji konwencji wojskowej sprzed 13 lat, Marszałek powiedział, że inicjatywy w tej sprawie nie podejmie. Mówiąc o stosunkach z Niemcami, Piłsudski podkreślił, że w metodach ich zaszły zmiany na lepsze. Układ z Niemcami nie ogranicza w niczym swobody działania Polski. Co do stosunków niemiecko-rosyjskich, dostrzegał zmianę na gorsze, lecz co do dalekiej przyszłości nie zamierzał się wypowiedzieć.

[i][Piotr Wandycz, The Twilight of French Eastern Alliances 1926 – 1936. French-Czechoslovak-Polish Relations from Locarno to the Remilitarization of Rhineland, Princeton 1988, s. 347 – 370; J. Laroche, La Pologne de Pilsudski. Souvenir d’une ambassade 1926 – 1935, Paris 1953, s. 158 – 159.][/i]

[srodtytul]Wszystko poza Wilnem[/srodtytul]

Owo tour de horizont polityki Piłsudskiego należy uzupełnić o stosunek do mniejszych państw. We wrześniu 1934 roku Piłsudski odpoczywał w Moszczanicy koło Żywca, a bliskość granicy z Czechosłowacją skłaniała do przemyśleń nad stosunkami z tym państwem. Przez wiele lat Piłsudski był zdania, że to właśnie ona jako pierwsza zniknie z mapy Europy. Teraz w świetle przemian w III Rzeszy skorygował swoją opinię. Uważał, że to Austria ulegnie jako pierwsza Anschlussowi, a Czechosłowacja padnie w drugiej kolejności. 21 października 1934 r. przyjął w Belwederze węgierskiego premiera Gombosa. Premier sądził, że Austria pozostanie samodzielna, że Anschulss to perspektywa dziesięciu lub 20 lat, Piłsudski całkiem odwrotnie.

Trzymał rękę na pulsie spraw litewskich. 1 czerwca 1934 roku przyjął Tadeusza Katelbacha, korespondenta „Gazety Polskiej” w Kownie i swego tajnego emisariusza. Po wysłuchaniu relacji o stosunkach w Kownie Piłsudski powiedział mu: „Zbliża się nieuchronnie chwila wielkiego generalnego rozrachunku. W czasie gdy będzie się on odbywał, takie pozycje jak Litwa bez nas nie będą nic znaczyły. Stresemann, mówiąc ze mną w Genewie, powiedział o Litwie: „Das ist nichts”. To bardzo znamienne. Jeśli Litwini tego nie rozumieją, mogą kiedyś słono za to zapłacić. Tak, zbliża się chwila generalnego rozrachunku”.

Co do stosunków Polski z Litwą, Piłsudski powiedział, że przede wszystkim sama Litwa musi stwierdzić oficjalnie, że godzi się na normalizację stosunków polsko-litewskich, a konsekwencją tego byłoby natychmiastowe nawiązanie stosunków dyplomatycznych. Do tej chwili Polska nie będzie rozmawiała z Litwinami ani na temat Wilna, ani projektowanego statusu kulturalnej autonomii Litwinów na Wileńszczyźnie. Przez dłuższą chwilę Piłsudski rozważał zagadnienie megalomanii litewskiej, mówiąc, że mógłby nieraz przeciąć siłą istniejący stan rzeczy między Litwą a Polską, lecz nie chciał pogłębiać przepaści, którą zawsze powoduje przelana krew.

Co do możliwości wybuchu wojny, to uważał, że z pewnością przyjdzie do niej, ale w żadnym wypadku nie może ona wybuchnąć na granicy polsko-niemieckiej.

Kolejny rozmówca w sprawach litewskich to długoletni i dobrze ustosunkowany radca polskiej ambasady w Paryżu Anatol Mühlstein. 30 lipca 1934 r. Piłsudski rozmawiał z nim po jego powrocie z Kowna, gdzie w imieniu Marszałka przeprowadził rozmowy w sprawie zakończenia „stanu wojny”. Piłsudski wyposażył swego emisariusza w instrukcję, w której wykluczał kompromis w sprawie Wilna, ale poza tym godził się „na wszystko”. 19 lipca Mühlstein przybył do Kowna, 25 widział się z ministrem spraw zagranicznych Stasysem Lozoraitisem, rozmawiał także z Szaulisem i gubernatorem Kłajpedy Jonasem Nawakasem oraz kilkoma innymi politykami. Niestety, także ta próba zawiodła. Litwini twierdzili, że bez uprzednich ustępstw w sprawie Wilna postęp jest niemożliwy. Grozili, że nawiązanie stosunków wojskowych bez kompromisu co do Wilna grozi puczem wojskowym.

[i][„Słowo”, nr 206 (3698), Wilno, 31 lipca 1934; R. Jarocki, Żyd Piłsudskiego. Opowieść o Anatolu Mühlsteinie, Warszawa 1997, s. 70 – 90; P. Łossowski, Stosunki polsko-litewskie 1921 – 1939, Warszawa 1997, s. 257–260.][/i]

[srodtytul]Przyjaciele nad Bałtykiem[/srodtytul]

Wspomnijmy w tym miejscu o szerokim otwarciu naszej polityki na inne państwa bałtyckie – Łotwę i Estonię. Był to długi proces, od próby uzgodnienia stanowiska w przededniu wojny polsko-bolszewickiej przez szkolenie oficerów w polskich szkołach wojskowych od lat 20. aż po kolejne zbliżenie w latach 30. Stałą tendencję do utrzymywania pasa przychylnych nam państw na pograniczu z Rosją utrzymywano także po zgonie Marszałka.

W polityce zagranicznej zaszedł wszakże ważny dla Polski fakt. Na posiedzeniu Zgromadzenia Ligi Narodów 13 września 1934 minister Beck wystąpił z deklaracją stwierdzającą, że Polska odmawia współpracy z organizacjami międzynarodowymi co do stosowania praw mniejszości narodowych w Polsce. W drodze powrotnej z Genewy Beck 30 września pojechał do Moszczenicy w celu zreferowania sytuacji. Piłsudski, po dłuższej rozmowie z nim, kazał podać butelkę starego węgierskiego wina. Nie był to sukces wielki, ale przecież zrzucający ostatnie ograniczenie naszej suwerenności.

[srodtytul]Wygrał mierny, ale wierny[/srodtytul]

Kwestia następstwa po Marszałku w wojsku była równie ważna jak jego dalsza modernizacja. Piłsudski, znawca i miłośnik Napoleona, pamiętał, co mówił cesarz Francuzów. Armia baranów dowodzona przez lwa jest silniejsza od armii lwów dowodzonych przez barana. Mieliśmy dobrą armię, ale trudno było oczekiwać, że w Rosji czy w III Rzeszy ich wielkimi armiami będą dowodzić niekompetentni dowódcy. Dlatego tym wyraźniej stawał problem zapewnienia najlepszego wodza dla naszej armii. Wybór nie był szeroki, a wszyscy kandydaci mieli porównywalne kwalifikacje, co nie znaczy, by byli pozbawieni wad. Generał Władysław Sikorski właściwie nie wchodził w grę, jako że znajdował się w politycznej opozycji wobec Piłsudskiego. Choć ten w opinii sporządzonej jeszcze w 1922 roku cenił go bardzo wysoko i przewidywał możliwość objęcia przez niego naczelnego dowództwa. Kolejnym był gen. Kazimierz Sosnkowski, współpracownik od czasu Związku Walki Czynnej (1908) i znakomity minister spraw wojskowych. Nie miał on wszakże większego doświadczenia w praktycznym dowodzeniu w warunkach bojowych, poza krótkim epizodem z wojny 1920 roku. Natomiast najlepiej z kandydatów ogarniał siły państwa w ich szerokim horyzoncie, włączając w to ekonomię, był też znakomicie ulokowany w establishmencie ogólnopolitycznym. Pozostawał strawny nawet dla opozycji. Poszukując argumentów, warto posłużyć się wnioskiem Władysława Studnickiego, który napisał o nim: „Polska jest uboga w wybitne talenty i przy tym, gdy ma ludzi z takim niepospolitym talentem organizacyjnym, wojskowym i państwowym jak Sosnkowski, częstokroć nie wyzyskuje go odpowiednio”.

[i][W. Studnicki, Ludzie, Idee i Czyny, Warszawa 1928, s. 61.][/i]

Ale na jego niekorzyść działało w oczach Piłsudskiego niezdecydowanie generała w dniach przewrotu majowego, kiedy to, przebywając w Poznaniu, targnął się (nieskutecznie) na swe życie. Najpewniej dlatego to nie Sosnkowskiemu przypadło dowodzenie polską armią.

Kandydatem, który cieszył się największym zaufaniem Piłsudskiego pozostawał Edward Rydz-Śmigły. Osobiście bardzo odważny, dowodził w polu od szczebla batalionu i pułku w Legionach aż do armii w wojnie z bolszewikami. Miał duże doświadczenie stricte wojskowe i „pojemność” operacyjną do szczebla naczelnego wodza. Minusem tej kandydatury były mniejsze zdolności w pozostałych dziedzinach życia państwowego i brak doświadczenia politycznego. Ważąc wszystkie opcje, Marszałek przychylił się do opinii, że najlepszym kandydatem na jego następcę będzie Rydz-Śmigły, i tak też w konsekwencji się stało.

[srodtytul]Pożegnanie z bronią[/srodtytul]

Charakterystyczna była w tym wymiarze ostatnia defilada z udziałem Marszałka. Odbyła się ona w niedzielę 11 listopada 1934 roku na Polu Mokotowskim. Wacław Jędrzejewicz, wówczas minister rządu RP, wspominał: „Siedziałem w loży rządowej bardzo blisko trybuny, na której stał Marszałek i salutował przechodzące oddziały. Wyglądał bardzo niedobrze: był blady, zgarbiony, poruszał się powoli. Po pewnym czasie długiej defilady widać było, że coś mu jest, gdyż nagle oparł się o balustradę swej trybuny tak, jakby już dłużej nie mógł stać. Płk Adam Sokołowski, szef gabinetu ministra, stojący blisko trybuny, schwycił jakieś krzesło i wniósł je na trybunę. Dalszy ciąg defilady Marszałek odbierał siedząc – niezwykły, jak dotąd, wypadek na rewii wojska. Byliśmy wszyscy głęboko tym wstrząśnięci. Był jeszcze drugi przykry incydent na tej defiladzie. W czasie pokazowego lotu myśliwców i wykonywanych przez nich akrobacji jeden z pilotów, robiąc beczki jedna za drugą, uczynił ostatnią zbyt nisko i zwalił się z aparatem na ziemię. Podjechały sanitarki i straż ogniowa i wkrótce głośniki podały, że pilot żyje. Jednak prezydent Mościcki polecił wstrzymać dalsze ewolucje lotnicze, a że był to ostatni punkt programu, więc rewia się zakończyła”.

[i][Wacław Jędrzejewicz, Wspomnienia, mps.][/i]

Potraktujmy tę defiladę jako symboliczne pożegnanie wodza z wojskiem. Jeszcze rok wcześniej straszył nią Niemców w Wilnie (kwiecień 1933) i Krakowie (październik 1933). Ale już kolejna po tej listopadowej defilada, ta w maju 1935 roku, była niemym hołdem dla wodza i pożegnaniem przez armię. Od pokazu siły do zgonu upłynęły zaledwie dwa lata…

[srodtytul]Mościcki zamiast Sławka. Konstytucja [/srodtytul]

Równie trudnej decyzji, choć bez większej ilości kandydatów, wymagała kwestia prezydentury. Jest wiele przesłanek do opinii, że Marszałkowi zależało na wykorzystaniu Walerego Sławka na fotelu prezydenckim. Był on jednym z najbliższych współpracowników, więźniem caratu, kilkukrotnym premierem. Najważniejsze jednak, że był twórcą i liderem Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem i najbardziej lojalnym politykiem w otoczeniu Piłsudskiego. Jak pokazał czas, Sławek nie posiadał zaplecza politycznego wśród elity władzy i gdy zabrakło Piłsudskiego został zmarginalizowany. Prezydentem aż do wybuchu wojny pozostawał Mościcki.

Aż do ostatnich lat pozostawał Piłsudski krytykiem Konstytucji z marca 1921 roku, jako krępującej aparat wykonawczy, przede wszystkim najwyższego przedstawiciela władzy wykonawczej. Praktycznie po maju 1926 roku podjęto wielopłaszczyznowe prace nad zmianą systemu, w tym nad projektem nowej konstytucji. 26 stycznia 1934 r. posłowie prorządowi wykorzystali nieobecność na sali posłów narodowej demokracji, ludowców i socjalistów, a posiadając mimo to połowę ustawowej liczby deputowanych doprowadzili do przegłosowania tez konstytucyjnych jako tekstu nowej konstytucji. Rozentuzjazmowany Kazimierz Świtalski zadzwonił do Belwederu, chcąc poinformować Piłsudskiego o dokonanym przełomie.

Ale Marszałek nie był szczęśliwy, iż najważniejszy dokument w państwie uchwalono fortelem. Wiedział też, że dyktowana pod jego potrzeby konstytucja nie jemu będzie służyła. Wyznaczył posłom sprawozdawcom i Świtalskiemu audiencję dopiero na 31 stycznia 1934 r., czyli pięć dni po tym wydarzeniu. Debata w Senacie trwała ponad rok, wprowadzono poprawki i wreszcie 23 kwietnia 1935 roku prezydent Mościcki podpisał konstytucję w obecności marszałków obu izb sejmowych i rządu. Tym samym weszła ona w życie. Prezydent mógł mianować premiera i szefów najważniejszych urzędów, mógł rozwiązywać Sejm i Senat przed upływem kadencji. Rząd był odpowiedzialny politycznie przez prezydentem, a parlamentarnie przed Sejmem. Jego prace były impregnowane na doraźne zakusy posłów.

Najmniej wówczas aktualny wydawał się artykuł przedłużający kadencję prezydenta na wypadek wojny, aż do trzech miesięcy po zawarciu traktatu pokoju. Uchroniło to sprawę polską od ingerencji w czasie II wojny i zapewniło kontynuację legalizmu, choćby w szczątkowej formie, aż do ponownego wybicia się na niepodległość. Można ją krytykować za różne przywary, ale przecież uporządkowała i usprawniła życie państwa. Była krótka i jednoznaczna, a jej krytykom przypomnijmy, że jest nieporównanie bardziej jasna wobec dzisiaj obowiązującej. Bo w konstytucji kwietniowej wiadomo było, komu przypada najważniejszy fotel w państwie i jakie są zadania poszczególnych organów.

Czasu pozostawało Piłsudskiemu niewiele, bo stan zdrowia szybko się pogarszał. Obserwujący go na co dzień Kazimierz Glabisz wspominał: „Przyglądałem się z bliska tym daremnym szamotaniom i zrywom śmiertelnie chorego tytana, zatrwożonego nie wzmagającymi się cierpieniami, lecz stopniowym zanikiem sił. Trwożyła go jedynie obawa, że nie zdoła swego dzieła dokończyć i że Polska, wciąż jeszcze słaba i wypróbowanego wodza nieposiadająca, nie zdoła oprzeć się narastającym od wschodu i zachodu niebezpieczeństwom.”

[i][Kazimierz Glabisz, Na dzień 19 marca, „Ostatnie Wiadomości”, Manheim, 19 marca 1960.][/i]

[i]Janusz Cisek, dyrektor Muzeum Wojska Polskiego. W latach 90. dyrektor Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Autor m.in. „Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego” (wspólnie z Wacławem Jędrzejewiczem) oraz albumu „Józef Piłsudski”. Profesor w Instytucie Europeistyki UJ[/i]

[link=http://www.januszcisek.pl ]www.januszcisek.pl [/link]

[mail=jcisek@muzeumwp.pl]jcisek@muzeumwp.pl[/mail]

Nie zabiegał natomiast zbytnio o zabezpieczenie losów najbliższych. Wręcz przeciwnie, po 1935 roku, czyli od jego śmierci, małżonka i dzieci Piłsudskiego nie różniły się zamożnością od urzędników średniego bądź średniowysokiego szczebla. Najpewniej sądził, że zabezpieczenie im godziwego bytu jest moralnym zobowiązaniem starych towarzyszy i przyjaciół, jeśli nie całego państwa. Los wdowy i córek po 1 i 17 września 1939 r. dowodnie to ukazuje. Uratowała je od niewoli zapobiegliwość bliskich Marszałkowi osób.

Pozostało 98% artykułu
Historia
Zaprzeczał zbrodniom nazistów. Prokurator skierował akt oskarżenia
Materiał Promocyjny
Z kartą Simplicity można zyskać nawet 1100 zł, w tym do 500 zł już przed świętami
Historia
Krzysztof Kowalski: Kurz igrzysk paraolimpijskich opadł. Jak w przeszłości traktowano osoby niepełnosprawne
Historia
Kim byli pierwsi polscy partyzanci?
Historia
Generalne Gubernatorstwo – kolonialne zaplecze Niemiec
Materiał Promocyjny
Strategia T-Mobile Polska zakładająca budowę sieci o najlepszej jakości przynosi efekty
Historia
Tysiąc lat polskiej uczty