Ciągle mogli wysyłać do boju nowe dywizje, obrona ojczyzny zjednoczyła społeczeństwo pod ich przewodem, odrodzili na Uralu fabryki zbrojeniowe, alianckie transporty z zaopatrzeniem dochodziły do nich z północy i z południa, no i nadal mieli za sobą niezmierzone przestrzenie. W te przestrzenie na południu Führer rzucił – zamiast na Moskwę – gros swych sił. Wyprawił je po ropę naftową na Kaukaz, zostawiając na potem cel strategicznie najważniejszy, którego osiągnięcie rzeczywiście mogło przeważyć szalę zwycięstwa na jego stronę.
Rozmach i tempo posuwania się Niemców były latem imponujące, przypominały blitzkrieg w wydaniu sprzed roku. Zdobycie Krymu, prze- prawa przez Don, zajęcie Kubania, zatknięcie sztandaru na Elbrusie znów wprowadziły Niemców w euforię. Zwłaszcza że asekurująca lewe skrzydło wyprawa Paulusa dotarła do Stalingradu nad Wołgą. I... kaput.
Siły rozproszyli, na Zakaukazie nie weszli, Wołgi nie przekroczyli, a kolejna zima nadciągała wraz z sowiecką ofensywą o takiej potędze, jakiej Niemcy w tej wojnie jeszcze nie doświadczyli. Sromotnie, ale dość szczęśliwie uchodzili spod Kaukazu. W Stalingradzie utknęli we własnym grobie.
W tym samym czasie przegrali z Brytyjczykami pod Alamajn w Afryce, a Japończycy po klęsce w bitwie o Midway już tylko cofali się przed Amerykanami. Zimą, na przełomie 1942 i 1943 roku, mięśnie napastników, którzy rozpętali tę wojnę, wyraźnie zwiotczały...
[i]Maciej Rosalak - redaktor „Batalii największej z wojen”, dziennikarz „Rzeczpospolitej”, e-mail: [mail=m.rosalak@rp.pl]m.rosalak@rp.pl[/mail][/i]