[J. Słowacki, Beniowski, pieśń V][/i]
A zaklinam wszystkich, co mnie kochali, sprowadzić zwłoki mojej matki z Sungit Wiłkomirskiego powiatu do Wilna i pochować matkę największego rycerza Polski nade mną. Niech dumne serce u stóp dumnej matki spoczywa. Matkę pochować z wojskowymi honorami, ciało na lawecie i niech wszystkie armaty zagrzmią salwą pożegnalną i powitalną, tak by szyby w Wilnie się trzęsły. Na kamieniu czy nagrobku Mamy wyryć wiersz z »Wacława« Słowackiego zaczynający się od słów
Dumni nieszczęściem nie mogą. [Ty wiesz, że dumni nieszczęściem nie mogą za innych śladem iść tą samą drogą]
Przed śmiercią Mama kazała mi to po kilka razy dla niej czytać”.
Testament odnaleziony przez marszałkową i przekazany jednemu z adiutantów na drugi dzień po śmierci to ostatni dokument zostawiony przez Marszałka. Innego testamentu, dotyczącego chociażby materialnego rozdysponowania dobytku, nie zostawił, a raczej nie był on potrzebny, gdyż nie zostawił niczego, co wymagało zapisu testamentowego.
[wyimek]LAUR I WSTYD Wpływ, jaki ma praca duszy każdego z wodzów na losy wojny, jest tak wielki, że historja wojny staje się bez tego niezrozumiałą tak, że zjawisko zwycięstwa czy klęski nie daje się przyczynowo ująć i wisi w jakiejś abstrakcyjnej pustce, niewiadome dlaczego upiększając głowy jednych laurem, a oblewając żarem wstydu twarze innych. - Rok 1920[/wyimek]
Dokładna analiza testamentu wskazuje na szczególne przywiązanie Marszałka do tradycji romantycznej. Zawiera bowiem kredo życiowe skierowane do najbliższych, a pewnie i do społeczeństwa. Co do tej drugiej ewentualności trudno wyrokować, bo choć treść napisu nagrobnego musiałaby zostać ujawniona, to jednak spodziewano się, że obok tego powstało i inne przesłanie. W każdym razie zachowany testament pokazuje, jak ścisłe więzy łączyły go z matką. Więcej w tym dokumencie troski o właściwy jej pochówek niż o własny pogrzeb. Jest w tym dokumencie także rys charakteryzujący Piłsudskiego jako człowieka dwóch narodów i ojczyzn, bo tak należy odczytać prośbę o pochowanie ciała na Wawelu, a serca na Rossie.
[srodtytul]Zgon nastąpił 12 maja o godzinie 20.45[/srodtytul]
Z ostatnich dni życia Marszałka wiele szczegółów przynoszą notatki dr. Roupertta z wizyt przy łóżku chorego. 2 maja zanotował: „[Piłsudski] Chodzi jednak bardzo mało, jedynie z łóżka na fotel i z powrotem, opierając się na adiutancie lub lekarzu”. Następnego dnia u łóżka Marszałka była żona z córką Wandą. Troska ludzi opiekujących się Marszałkiem jest niezwykła, z nadzieją witają każdy objaw, a raczej nadzieję na poprawę jego zdrowia.
Roupertt zanotował tego samego dnia spostrzeżenie: „Kapitan Lepecki, który ma dyżur, powiada, że zauważył przy przejściu na fotel cień przybytku sił u Komendanta, gdyż nie zwisał na ramionach adiutantowi zupełnie bezwładnie, lecz trochę silniej szedł sam [...]. Na podstawie obserwacji kilku ostatnich dni zauważyliśmy jakby stabilizację stanu obecnego, to znaczy nie ma wprawdzie poprawy wybitnej, ale nie ma i pogorszenia, a ten cień przybytku sił może rokować wielotygodniowy stan obecny lub poprawę”.
[W. Jędrzejewicz, J. Cisek, Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego (2007), t. IV, s. 413]
Poprawa jednak nie nastąpiła.
4 maja wieczorem podjęto udaną próbę przewiezienia Piłsudskiego z inspektoratu do Belwederu. Tutaj
7 i 8 maja prof. Weckenbach ponownie przeprowadził badania, które niestety potwierdziły wcześniejsze diagnozy. W tym też czasie, 10 maja, przybył do Warszawy minister spraw zagranicznych Francji Laval, który odwiedzał Rosję w celu podpisania traktatu ze Stalinem, co bardzo irytowało Marszałka. Złorzeczył mu w malignie najgorszymi wyrazami. Laval nie został przyjęty wraz z Beckiem przez Marszałka i nie bardzo chciał wierzyć, że istotnie chodzi o chorobę Piłsudskiego.
Po krótkotrwałej poprawie samopoczucia (9 – 10 maja) koniec nastąpił szybciej, niż wszyscy się tego spodziewali. Wieczorem 11 maja pojawił się mocny krwotok z ust, z recydywą następnego dnia w godzinach porannych. Wówczas postanowiono sprowadzić do chorego księdza Władysława Korniłłowicza, który tak wspomina swoją ostatnią posługę dla Marszałka:
„Gdy wszedłem do pokoju, widziałem Marszałka leżącego z zamkniętymi oczami. Głośno oświadczyłem, kim jestem i po co przychodzę. Marszałek otworzył oczy i poznał mnie. Usiłował podać mi rękę, jednak nie mógł. Skierowałem do Marszałka kilka słów pociechy, jakie zwykł kapłan kierować do umierającego. Po czym zapowiedziałem, że udzielę mu rozgrzeszenia. Marszałek ponownie uniósł dłoń i spojrzał na wizerunek Matki Boskiej Ostrobramskiej wiszący nad łóżkiem. Po czym uczynił znak krzyża świętego. Jeszcze chwilę pozostałem przy łożu i udzieliłem Marszałkowi namaszczenia olejami świętymi”.
[W. Jędrzejewicz, J. Cisek, Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego (2007), t. IV, s. 423 – 424].
Zgon nastąpił 12 maja o godzinie 20.45. Przed zabalsamowaniem ciała Marszałka złożono serce w urnie oraz mózg, który miał być przekazany do dalszych badań na Uniwersytecie Wileńskim. Piłsudskiego ubranego w mundur i przepasanego wstęgą Orderu Virtuti Militari wystawiono w trumnie ustawionej na katafalku w Belwederze. Obok stała kryształowa urna z sercem Marszałka, czapka legionowa, szabla i buława marszałkowska. Wartę pełnili oficerowie i generałowie.
[srodtytul]Ostatnia droga[/srodtytul]
Społeczeństwo poinformowane zostało o śmierci Marszałka w orędziu prezydenta, w którym czytamy: „Przekazał narodowi dziedzictwo myśli o honor i potęgę państwa dbałej. Ten jego testament, nam żyjącym przekazany, przyjąć i udźwignąć mamy”.
Hołd Piłsudskiemu przez dwa dni w Belwederze składał korpus dyplomatyczny, liczne delegacje wojskowe i cywilne. 15 maja trumna przeniesiona została z Belwederu do katedry św. Jana. Tam hołd mogły oddawać tłumy warszawiaków i przybyszów ze wszystkich krańców Rzeczypospolitej. Charakterystyczne, że warszawscy złodzieje ogłosili wówczas, iż na czas uroczystości pogrzebowych odstępują od wykonywania swego rzemiosła.
Cała Polska dzięki transmisjom radiowym mogła przeżywać żałobę. Pisała o nich szeroko dosłownie cała prasa, także i poza granicami. Utrwalono część uroczystości na taśmie filmowej.
W katedrze św. Jana kardynał Aleksander Kakowski odprawił mszę pontyfikalną, a po niej pochód żałobny udał się na Pole Mokotowskie. Wzięło w nim udział kilkaset tysięcy mieszkańców stolicy. Na Polu Mokotowskim odbyła się ostatnia defilada Wojska Polskiego przed Marszałkiem, którego trumnę ustawiono na lawecie. Po jej zakończeniu trumnę przewieziono na dworzec, skąd na otwartej lawecie (chodziło o to, żeby każdy mógł indywidualnie pożegnać się z Marszałkiem) rozpoczęła się jego ostatnia droga na Wawel biegnąca jakże symboliczną trasą Warszawa – Kielce – Kraków. Pociąg przejeżdżał w nocy przez wiele miejscowości, gdzie zapalano pochodnie, trzymano straż, śpiewano pieśni patriotyczne i religijne. Pociąg zatrzymywał się na krótko, a tłumy oddawały hołd Piłsudskiemu.
[srodtytul]Pioruny i cud w chmurach[/srodtytul]
Podczas uroczystości pogrzebowych w Warszawie i Krakowie widziano niezwykłe zdarzenia. Już w katedrze św. Jana spłonęły insygnia, herby, orły, laury i kiry zawieszone nad trumną Marszałka, co tłumaczono pogardą Piłsudskiego dla blichtru. Z kolei podczas defilady na Polu Mokotowskim po oddaniu 21 strzałów armatnich podczas gwałtownej burzy piorun we właściwym czasie dołożył swój 22. strzał-salut.
Również w przebiegu pogrzebu w Krakowie dopatrywano się udziału sił nadprzyrodzonych, o czym skwapliwie donosiła prasa. Już na krakowskim dworcu odnotowano pęknięcie z wielkim hukiem resorów w fabrycznie nowym wagonie, którym transportowano trumnę Marszałka. Odczytywano to jako zły omen dla Rzeczypospolitej, próbowano tłumaczyć wytrzymałością materiałów, ale istotnie były to trudne do pojęcia wypadki.
Tym bardziej że było ich niemało. Wieczorem 17 maja, a więc w czasie transportu zwłok z Warszawy do Krakowa, tą samą trasą przyszła pod Wawel wielka, gwałtowna wichura, która zerwała wiele dekoracji, chorągwi, połamała gałęzie i drzewa. Obserwatorium Astronomiczne w Krakowie raportowało: „W dniu 17 maja dobra pogoda utrzymywała się do południa, potem nad Krakowem zebrały się masy czarnych chmur, żółkniejących na obrzeżach, co spowodowało, że wnet zapadł półmrok.
Około godziny 14.17 zrobiło się tak ciemno, że trzeba było zapalić światła w Obserwatorium. Ciemność była tak nieprzenikniona, że nie mogliśmy dojrzeć, która godzina na naszych zegarkach. Dyrektor Obserwatorium prof. Banachiewicz mówi, że ciemność była głębsza od tej, jaką spowodowały zaćmienia Słońca w latach 1914, 1927 i 1932. Termometry wskazywały spadek temperatury o 7 stopni, co jest niezwykłe w tak krótkim czasie. Barometry wskazywały natomiast nagłą zmianę ciśnienia”.
[cyt. za Janusz Cisek, Józef Piłsudski w Krakowie, Kraków 2003, s. 190.]
Także inne relacje potwierdzają, że w godzinach popołudniowych 17 maja zapanowała w Krakowie niezwykła ciemność, co spowodowało konieczność zapalenia latarń miejskich. Wreszcie potwierdzone wieloma relacjami jest cudowne odbicie Wawelu w chmurach. Widziane było ono z mostu Dębnickiego przez wielu uczestników uroczystości. Pisała o tym wiarygodna i nieegzaltowana Zofia Zawiszanka.
[wyimek]LAUR I WSTYD Wpływ, jaki ma praca duszy każdego z wodzów na losy wojny, jest tak wielki, że historja wojny staje się bez tego niezrozumiałą tak, że zjawisko zwycięstwa czy klęski nie daje się przyczynowo ująć i wisi w jakiejś abstrakcyjnej pustce, niewiadome dlaczego upiększając głowy jednych laurem, a oblewając żarem wstydu twarze innych. - Rok 1920[/wyimek]
[srodtytul]Przy dźwiękach dzwonu Zygmunta[/srodtytul]
Do Krakowa trumna z Marszałkiem dotarła 18 maja w godzinach porannych. Przeniesiono ją z platformy na lawetę armatnią zaprzężoną w sześć czarnych koni i kondukt pogrzebowy ruszył drogą królewską na Wawel. U wejścia do katedry przemówił prezydent Mościcki:
„Cieniom królewskim przybył towarzysz wiecznego snu. Skroni jego nie okala korona, a dłoń nie dzierży berła. A królem był serc i woli naszej. Półwiekowym trudem swego życia brał we władanie serce po sercu, duszę po duszy, aż pod purpurę królestwa swego ducha zagarnął niepodzielnie całą Polskę.
Śmiałością swej myśli, odwagą zamierzeń, potęgą czynów z niewolnych rąk kajdany zrzucił, bezbronnym miecz wykuł, granice nim wyrąbał, a sztandary naszych pułków sławą uwieńczył. (...) Dał Polsce wolność, granice, moc i szacunek. Czynami swymi budził u wszystkich – po wszystkie krańce Polski – iskry tęsknot do wielkości. (...). U bram domostw naszych postawmy warty, byśmy bezcennego kruszcu cnót przez niego pozostawionych nie uszczuplili, niczego z wielkiego po nim dziedzictwa nie uronili, byśmy duchowi jego, troską za życia o los Polski uwieńczonemu, spokój w wieczność dali”.
W katedrze modły odprawił biskup Sapieha i przy dźwiękach Zygmunta, hymnu narodowego i „Pierwszej Brygady” trumnę złożono w krypcie św. Leonarda. Spoczywali tam już król Jan III Sobieski i naczelnik insurekcji 1794 roku Tadeusz Kościuszko.
[srodtytul]W Wilnie i w całym kraju[/srodtytul]
Zgodnie z ostatnią wolą Józefa Piłsudskiego pod kierunkiem prof. Wojciecha Jastrzębowskiego podjęto intensywne prace nad pochówkiem matki i serca Marszałka na Rossie w Wilnie. Już 1 czerwca 1935 roku, za zgodą władz litewskich, dokonano ekshumacji zwłok Marii z Bielewiczów Piłsudskiej, której szczątki złożono w tej samej trumnie, w której Piłsudski był przewożony z Warszawy do Krakowa, a w oddzielnych trumienkach złożono szczątki dwojga bliźniąt: Piotra i Teodory.
Więcej kłopotu sprawiło znalezienie odpowiedniego kamienia na przykrycie grobowca. Kiedy przypadkiem natrafiono na właściwy głaz w okolicach Bronisławki w powiecie kostopolskim, wobec problemów z wydobyciem 19-tonowego kamienia z pomocą przyszli miejscowi chłopi. Zbudowali własnym sumptem kołowrót, a po wydobyciu marmuru przetaczali cenną zdobycz na okrąglakach z wykorzystaniem sosnowych bali do najbliższej stacji w Moczulance. Całość trwających 14 dni (!) prac wykonali najwidoczniej z szacunku dla pamięci o Piłsudskim, bo kategorycznie odmówili przyjęcia jakiegokolwiek wynagrodzenia. Kamień przetransportowano do Warszawy, gdzie w zakładzie Bolesława Sypniewskiego poddano go niezbędnej obróbce. Zdołano uporać się w tym do maja 1936 roku.
W Wilnie, ukochanym mieście Marszałka, uroczystości żałobne trwały 11 i 12 maja 1936 roku. 12 maja zapoczątkowała je msza święta celebrowana przez arcybiskupa Jałbrzykowskiego. W drodze na Rossę urnę z sercem zmarłego nieśli, w ustalonym porządku, jego byli współpracownicy i podkomendni: najpierw członkowie PPS i Związku Walki Czynnej, żołnierze I Kompanii Kadrowej, Legionów i POW, wreszcie żołnierze, oficerowie i generałowie WP.
W każdym oknie na trasie konduktu widziano czarne kiry, zapalone świece i portrety Marszałka. W momencie przybycia konduktu na cmentarz rozbrzmiały dzwony katedry i wszystkich kościołów w mieście, a doniosłość chwili podkreśliła salwa armatnia. O godzinie 13, kiedy mauzoleum na Rossie było zamykane, w Wilnie i w całym kraju zapanowały trzy minuty ciszy.
Niedługo po uroczystościach miejsca wiecznego spoczynku w Krakowie i Wilnie stały się celem indywidualnych i zbiorowych peregrynacji wielu Polaków. Wycieczki szkolne, kombatanckie, turystyczne uznały wkrótce, że wizyta w podziemiach wawelskich czy na Rossie jest niewymuszonym i niepisanym obowiązkiem, należy do dobrego tonu. Po raz kolejny i dowodnie dowiedzieliśmy się, jak bolesne było jego odejście na wieczną wartę. Tuż po oficjalnych uroczystościach sarkofag w krypcie św. Leonarda na Wawelu odwiedzały tłumy sięgające 25 000 osób dziennie.
[srodtytul]Krypta Srebrnych Dzwonów[/srodtytul]
Przez dwa lata, do 1937 roku, trumna Marszałka, masowo odwiedzana, pozostawała w krypcie św. Leonarda. W tym czasie w innym miejscu katedry wawelskiej, w krypcie pod wieżą Srebrnych Dzwonów, przygotowywano stałe miejsce spoczynku Józefa Piłsudskiego. Kryptę tę odremontowano i rozpisano konkurs na sarkofag, w którym miała zostać umieszczona trumna. Nad całością prac z tym związanych czuwał Naczelny Komitet Uczczenia Pamięci Marszałka Piłsudskiego. Przewodniczącym wydziału wykonawczego komitetu był gen. Bolesław Wieniawa-Długoszowski.
Tymczasem 23 czerwca 1937 roku ksiądz metropolita krakowski Adam Sapieha jako gospodarz zarządził przeniesienie trumny z krypty św. Leonarda do krypty Srebrnych Dzwonów. Decyzja ta, idąca w poprzek oczekiwaniom komitetu, wywołała polemikę, która oparła się o prezydenta, a nawet samego papieża. Nie zmieniło to jednak decyzji arcybiskupa. Wojna w 1939 roku przerwała prace nad sarkofagiem. Krypta wawelska zapełniała się wotami. Nawiązywały one do bitew, którymi dowodził, i miejsc związanych z walką o niepodległość.
[wyimek]PRZYRODA Zamiera zupełnie wewnętrzny bunt, jest w powietrzu jakaś kojąca cisza, jakaś chęć zapomnienia o burzach, bólach i walkach. „Nie było nas, był las – nie będzie nas, będzie las” – myślę, i gdzieś powstają jakieś senne, urywkowe wspomnienia z dawnej, dziwnej przeszłości, z dziecinnych przygód przy konnych wycieczkach... Nie chce mi się nic, jeno pośmiać się trochę bez troski o jutro.[/wyimek]
Równie symboliczny był wystrój krypty na Wawelu. Wejście do niej zamknięto kratą zwieńczoną herbami Polski i Litwy oraz Kościeszą – herbem familijnym Piłsudskich. Herb ten powtórzono wewnątrz, a samo wejście zwieńczone było baldachimem wspartym na kolumnach z nefrytu. Niewielki dziedziniec u wejścia wyłożono granitem pochodzącym z pałacu Bismarcka w Mysłowicach, gdzie znajdował się „trójkąt trzech cesarzy”, a więc miejsce, gdzie stykały się granice rozbiorowe Prus, Rosji i Austro-Węgier.
Umieszczono na nim herby ziem Rzeczypospolitej. Granit pod cokół kolumn we wspomnianym baldachimie pochodził ze zburzonego po zakończeniu I wojny światowej pomnika Bismarcka w Poznaniu, z kolei brązu na baldachim dostarczyły przetopione armaty austriackie. Bo przecież do pierwszych lat XX wieku na Wawelu stacjonowały wojska austriackie. Nefryt pochodził z soboru prawosławnego przy placu Saskim w Warszawie – a więc kolejnego symbolu obcego panowania. Na baldachimie umieszczono inskrypcję: Corpora Dormiunt Vigilant Animae (Ciała śpią – duchy czuwają).
[srodtytul]Na Rossie[/srodtytul]
Równie popularna stała się Rossa. Przy mauzoleum oraz grobie matki i syna stałą wartę pełnili żołnierze tamtejszego garnizonu. Także we wrześniu 1939 roku, nawet po wejściu Sowietów. 18 września 1939 roku nie uchylili się od tego obowiązku kapral Wincenty Salwiński oraz jego dwóch żołnierzy. Wszyscy zginęli od bezmyślnej serii karabinu maszynowego sowieckiego sołdata. Na pamiątkę tych tragicznych wydarzeń po wojnie całej trójce ufundowano betonowe nagrobki z napisem „Nieznany żołnierz”, ale w odniesieniu do dowódcy warty umieszczono też napis „Kapral Wincenty Salwiński 1914 – 1939”.
Cóż za potężna symbolika zawarta jest w datach życia tego żołnierza!
Najwidoczniej i to bezmyślne zabójstwo nie obniżyło autorytetu Piłsudskiego, bo po wkroczeniu Armii Czerwonej do Świątnik, gdzie znajdował się majątek Marszałka, tamtejsi chłopi odmówili przyjęcia ziemi z jego parcelacji. Pomimo propagandy, głodu ziemi i zachęt bolszewików stanowiła dla nich święty owoc, którego nie wolno było skalać chciwością. Należała bowiem do Piłsudskiego, który nawet po swym zgonie pozostawał dla chłopów ze Świątnik jej duchowym i wyłącznym właścicielem. Corpora Dormiunt Vigilant Animae.
[i]Jausz Cisek [/i]
[link=http://www.januszcisek.pl]www.januszcisek.pl[/link]
[mail=jcisek@muzeumwp.pl]jcisek@muzeumwp.pl[/mail]
dyrektor Muzeum Wojska Polskiego. W latach 90. dyrektor Instytutu Józefa Piłsudskiego w Nowym Jorku. Autor m.in. „Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego” (wspólnie z Wacławem Jędrzejewiczem) oraz albumu „Józef Piłsudski”. Profesor w Instytucie Europeistyki UJ